9.

1.5K 92 20
                                    

Przez chwilę miałam nadzieję, że wszystko co się wydarzyło było jednym wielkim koszmarem. Jednak tak nie było. Momoko naprawdę nie żyła. Jedyna istota jakkolwiek związana z moją rodziną. Chroniła moją mamę, chroniła mnie. A teraz jej nie ma. Usiadłam w rogu łóżka, skuliłam się i zaczęłam cicho płakać. Przytulił się ktoś do mnie. Nie czułam, żeby ktoś usiadł na łóżku, więc byłam zdziwiona, gdy ujrzałam Happiego. On także płakał. Wzięłam go na ręce i usadowiłam pomiędzy brzuchem, a nogami i go przytuliłam. Wydawało mi się, że jest spięty. Jeżeli koty mogą być spięte.
-Przepraszam Lucy-mówił przez łzy-gdybym...gdybym tylko był szybszy. Prawdopodobnie Momoko by żyła. Przepraszam.
Obwiniał się o całą tą sytuację. Pogłaskałam go po głowie. Jedyna winna osoba całej tej sytuacji to ja. Patrzyłam na kota
-Spokojnie, to nie twoja wina Happy. To tylko i wyłącznie moja wina. Gdybym tylko miała klucze. Nie byłoby tego wszystkiego.
Niebieski kot spojrzał na mnie swoimi załzawionymi oczami. Otarłam te łzy. W jego oczkach widziałam zmęczenie.
-Nie płacz kotku. Momoko by tego nie chciała.
Po tych słowach Happy przytulił się do mnie ponownie i zasnął. Patrzyłam chwilę na niego po czym rozglądnęłam się po mieszkaniu. Dużo rzeczy przypominało mi o Momoko. Jej posłanie, worek orzechów, szczotka do futra. Mimo, że miałam z nią niewiele wspomnień były one radosne. Takie jak dzień, w którym chciałyśmy mi zafarbować włosy na różowo. Okazało się, że farba barwi na wszystkie kolory i znika po 4 godzinach. W futrynie między kuchnią, a pokojem stał Nastu, z tacką przypalonej jajecznicy i kubkiem herbaty. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Moje kuchenne wypociny Cię bawią? I bądź tu miłym człowiekiem, a będą się śmiać.
-Nie śmieję, a cieszę się. To chyba pierwszy raz kiedy zrobiłeś mi coś do jedzenia, a nie na odwrót. Bądź ciszej, Happy śpi.
-Ano ma prawo. Nie spał całą noc. Pilnowaliśmy Cię. I to nie prawda, że Momoko zginęła przez ciebie, Happiego czy mnie. Żadne z nas nie przewidziało jej ruchu. Nie obwiniaj się.
Podszedł, odstawiając po drodze tacke, i usiadł na łóżku obok mnie. Przyjrzałam mu się. On też był niewyspany. Miał delikatne cienie pod oczami i trochę przysypiał, ale dzielnie chciał być przytomny. Pocałowałam go w policzek. Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Dziękuję. Za wszystko. Nawet nie zdajesz sobie sprawy ile to dla mnie znaczy, że wraz z Happym tu jesteście. A teraz wybacz pójdę zrobić coś jadalnego. Jeżeli chcesz możesz dołączyć do Happiego. Pewnie jesteś wykończony jak on.
Odłożyłam delikatnie kota przykrywając go kocem i ruszyłam do kuchni. Już miałam brać tą spaleniznę Natsu kiedy oberwałam poduszką.
-To jest jadalne, ale trochę za mocno przysmażone.-powiedział sennie.
-Tak tak. Śpij już, obudzę was na obiad.
Z kuchni słyszałam już chrapanie Salamandra. Stwierdziłam, że raz kozie śmierć i spróbuje. Pewnie Momoko odradzałaby mi to, po czym zaczęłaby się zawzięta dyskusja między nią, a różowowłosym o tym czy to dobry pomysł. Jednak trzeba przyznać, że mimo nienajlepszego wyglądu smakowało dobrze. 1:0 dla Natsu, Momoko. Uśmiechnęłam się do siebie i pozmywałam naczynia. Nie mogę się nad sobą użalać. Nie mogę też marnować życia, które mi podarowała. Będę silna. Dla niej. Dla Natsu. Dla całej gildii i razem z nimi. Usłyszałam pukanie do drzwi. Nie spodziewałam się gości, więc na wszelki wypadek wzięłam do ręki klucze i poszłam otworzyć. W drzwiach stała Erza wraz z Wendy, Grayem, Juvią, Carlą, Levy i mistrzem Makarovem. Odetchnęłam z ulgą i uśmiechnęłam się.
-Witajcie, wejdźcie tylko po cichu, Natsu i Happy śpią.
Usiedli w salonie. Zrobiłam dla wszystkich herbatę i dołączyłam do nich. Pytali mnie jak się czuję po wczoraj.
-Będąc szczerą to źle. Nawet bardzo. Ledwo się pozbierałam z łóżka. Jednak świadomość, że muszę być silna, dla pamięci Momoko, Nastu, Happiego i gildii mnie jakoś wzmacnia. Mam wrażenie, że chociaż jej z nami nie ma i tak mnie będzie wspierać. Dlatego nie chcę się użalać nad niesprawiedliwością losu. Będę żyła pełnią życia, które mi podarowała. W ten sposób zostanie ze mną.
Erza i Juvia, które siedziały obok mnie przytuliły się. Mistrz powstrzymywał łzy. Łatwo go wzruszyć. Dziewczyny się nie powstrzymywały. Nawet Grayowi popłynęła łza, chociaż zazwyczaj to on jest ten twardy.
-Erzo, opowiesz mi jaka była wasza misja? Szybciej z niej wróciliście.
Misja polegała na pokonaniu potwora z gór. Momoko ze swoją wspierającą magią leczyła rany towarzyszy. Dzięki niej mieli cały czas siłę do walki i skończyli szybciej. Dzięki temu mogli wrócić dzień wcześniej. Mistrz powiedział najdelikarniej jak tylko się dało, że pochowają wiewiórkę jutro w południe. Była członkiem naszej zwariowanej rodziny, więc stwierdzili, że należy się jej pogrzeb. Skinęłam na te słowa. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, w trakcie Mistrz poszedł dokonać formalności w kościele. Głównie śmialiśmy się z tego, jak Natsu był gaszony przez Momoko. Przyszła pora obiadowa.
-Zostaniecie na obiad?
-Wybacz, ale ja mam bardzo ważne spotkanie.-odpowiedziała Erza z delikatnym rumieńcem.
Wendy, Carla, i Levy także nie mogły zostać. Pożegnaliśmy się i został tylko Gray z Juvią. Dorobiłam im herbaty i poszłam budzić Natsu i Happiego.
-Naaastu, obiad za chwilę.-szepnęłam mu do ucha.
I to był mój błąd. Salamander gwałtownie wstał, ale zaplątany w koc spadł na ziemię przygniatając mnie swoim ciężarem. Zarumieniony uśmiechnął się niewinnie. Ja czułam jak moja twarz przybiera odcień purpury.
-To gdzie ten obiad?
-Jak ze mnie zejdziesz to będzie gotowy w pół godziny. Gray i Juvia są na kanapie, dołącz do nich, a ja idę do kuchni.
Juvia zadeklarowała swoją pomoc, więc uwinęłyśmy się szybko. Wodne ostrza niebieskowłosej uwolniły nas od przykrego obowiązku krojenia wszystkich warzyw, a że zapiekankę szybko się smaży, to się wyrobiłyśmy. Dla Happiego miałam dorsza, przygotowałam go tak jak zwykle. Podczas posiłku gadaliśmy o różnych rzeczach, ale głównie o naszych początkach. Juvia czasami patrzyła na mnie jakby chciała mnie zabić, by następnie tarzać się ze śmiechu z głupoty Nastu. Postanowiliśmy ruszyć do gildii. Czułam, że powinnam tam się teraz znaleźć jakoś wesprzeć innych mimo mojego złego stanu. W końcu Momoko była lubiana przez wszystkich. Gdy przekroczyłam próg gildii wraz z przyjaciółmi dało się wyczuć przygnębienie i smutek. Panowała cicha wśród magów najbardziej hałaśliwej gildii we Fiore. Podeszłam do Miry mając nadzieję na chociaż cień uśmiechu, jednak niestety przeliczyłam się.
-Hej Miruś.
-Witaj Lucy, jak się trzymasz?
-Jakoś na pewno. Mogę Cię prosić o sok?
Białowłosa spełniła moją prośbę. Usiadłam przy stoliku, gdzie rozsiadła się reszta i zaczęliśmy rozmowę tak jak zawsze. Czasem wspominaliśmy o wiewiórce, ale nie robiliśmy przygnębionych min. Te wspomnienia były miłe. Powoli członkowie gildii zaczęli ze sobą rozmawiać, cicho ale jednak. Ktoś wzniósł toast ku czci pamięci Momoko, to poklepywali mnie, pocieszali. Ktoś rzucił wspomnieniem, że musiała leczyć kaca połowie gildii po imprezie. Robiło się powoli coraz głośniej, Mira nawet się uśmiechnęła.
-Jesteś niesamowita Lucy.-powiedział Natsu.-Potrafisz wyprowadzić wszystkich z letargu żałobnego, chociaż to się wydawało niemożliwe.
-Przecież wszyscy rozmawialiśmy, to nasza wspólna zasługa.
-Gdybyś się nie odezwała pierwsza, to nikt by tego nie zrobił.-powiedział Gray.
-Juvia myśli, że jesteś słońcem tej gildii.
Uśmiechnęłam się na te słowa i podziękowałam im. Resztę dnia spędziliśmy w gildii, wspominając Momoko, ale nie roniąc łez. Dzięki temu dzień, który miał nadejść nie wydawał się taki straszny.

Następnego ranka byłam gotowa do wyjścia. Wstałam za wczasu i się przygotowałam szybciej niż myślałam, więc miałam trochę czasu. Obejrzałam się w lustrze. Czarna sukienka z żakietem w tym samym kolorze niezbyt pasowały do mnie. Raczej starałam się unikać tych kolorów. Jednak tego dnia musiałam się tak ubrać. Był to pogrzeb mojej przyjaciółki. Mojej Momoko. Chociaż łzy cisnęły mi się do oczu powstrzymałam je. Obiecałam sobie, że będę silna. Pogoda za oknem odpowiadała nastrojowi mojemu i dzisiejszego dnia. Było pochmurnie. Usłyszałam pukanie do drzwi. Stał w nich Natsu, co było dla mnie niemałym zaskoczeniem. Był w czarnym garniturze. Dobrze w nim wyglądał.
-Hej, zebrałem się jakoś wcześniej i pomyślałem, że wpadnę do ciebie. Happy dołączy na pogrzeb.
Wpuściłam go do mieszkania. Podałam mu herbaty i usiadłam obok na kanapie. Dopiero teraz do mnie dotarła jedna rzecz.
-Natsu, jak się czujesz? W sensie fizycznie. Ta walka musiała być ciężka po tej katordze coś ci ten facet zafundował.
Spojrzał na mnie nierozuniejąc o co mi chodzi.
-W sensie...a rozumiem. Czuję się dobrze, to chyba także zasługa Momoko. Chwila.... przecież mogła wyleczyć moje rany!
Późno do niego dotarło. Zaczęłam się śmiać z chłopaka. Spojrzał na mnie spode łba i zaczął łaskotać.
-To także twoja wina. Mogłaś mi powiedzieć.
-Oj... Na-Nastu-mówiłam między napadami śmiechu.-to nie j-jest moja wina, ż-że masz spóźniony zapłon.
Łaskotał mnie tak może z 10 minut, ale dla mnie trwało to wieczność. Gdy przestał się już nade mną znęcać leżałam na podłodze, a on nade mną. Trwaliśmy tak chwilę patrząc sobie w oczy. Podniósł rękę do twarzy. Tak mi się przynajmniej zdawało. Chwycił pasemko moich włosów i powiedział:
-Fryzura Ci się zepsuła.
Natsu, mistrz niszczenia romantycznego napięcia. Przoduje w rozwalaniu romantycznych sytuacji. Brawa dla tego pana!
-Nie dziwię się, jakiś różowowłosy pajac łaskotał mnie ostatnie 10 minut. To musiało się tak skończyć.
-Chcesz jeszcze łaskotek?
-Nie! Nie, tyle mi wystarczy.-odpowiedziałam ze śmiechem.
Wstał ze mnie. Wezwałam Cancer i poprosiłam o pomoc. Jego praca była jak zwykle idealna. Ponieważ musieliśmy już wychodzić zabrałam wszelkie klucze hakie miałam i ruszyłam do wyjścia. Zaraz przed drzwiami Natsu zablokował mi przejście z obu stron i przysunął do ściany. Spojrzał na mnie poważnie. Ja byłam poważnie, ale zaskoczona.
-Natsu? Zaraz się spóźnimy.
Pocałował mnie delikatnie, co odwzajemniłam. Nie było to długie. Gdy się odsunął był uśmiechnięty.
-Teraz będziemy musieli o tym porozmawiać.
Stałam tam cała czerwona. Otworzył mi drzwi przez, które szybko przeszłam. Całą drogę szłam z nim pod rękę, delikatnie się uśmiechając, cały czas wspominając tą sytuację. Gdy doszliśmy na miejsce czekała na mnie niespodzianka. Na całą uroczystość zebrała się nie tylko cała gildia, ale także przyjaciele z innych gildii oraz Gwiezdne Duchy związane ze mną. Przybyli mimo, że nie znali Momoko. Nie powstrzymywałam już łez. Widząc wsparcie wszystkich moich przyjaciół byłam szczęśliwa. Nastu przygarnął mnie do siebie.
-Nie jesteś sama Lucy. Płacz jeśli musisz. Łzy nie są czymś złym. Wręcz przeciwnie. Pokazują, że na czymś ci zależy.
Pokiwałam głową. Uroczystość była piękna. Mistrz wygłosił przemówienie, które poruszyło sercem każdego uczestnika. Nagrobek był wykonany z białego kamienia, by to miejsce nie kojarzyło się tylko że smutkiem. Przede wszystkim, by pamiętaj chwilę spędzone z wiewiórką. Członkowie zaprzyjaźnionych gildii złożyli mi kondolencje i przeprosiły, że nie mogą zostać. Czułam także wsparcie Duchów. Byłam im wszystkim wdzięczna. Po krótkim przystanku w domu, by się przebrać spędziłam dzień w gildii. Rozmawialiśmy o wszystkim. O Momoko, o misjach o tym czemu niebo jest niebieskie, a nie różowe. Mimo przeciwności losu dalej wszyscy patrzyli w przyszłość. Wtulona w ramię Natsu słuchałam jak Gray zawzięcie rozmawiał z Erzą, gdy podeszła do nas Mira.
-Lucy, to dla Ciebie. Momoko prosiła, bym to przechowała. To prezent od niej na twoje urodziny.

-----
Witam witam
Na początek, przepraszam, planowałam rozdział na środę, ale byłam tak wykończona po konwencie i byciem helperką, że to aż niemożliwe a jeszcze nie miałam okazji wypocząć, bo remont mam i jestem wcześnie budzona.
Po drugie, wow Natsu przejmuje kontrolę, co ja pisze xd
Mam nadzieję, że się podobało ^^
Tetsyuo

A co jest pomiędzy misjami? NaLu.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz