Rozdział II

4.1K 177 10
                                    

#Destiny

-Pojedziecie do Auredonu, znajdziecie Dobrą Wróżkę i przyniesiecie mi tę jej Magiczną Różdżkę.- powiedziała Diabolina siedząc na swoim "tronie", piłując przy tym paznokcie.- No co? Łatwizna.- uśmiechnęła się wyzywająco. Mal podeszła do niej i zaczęła rozmowę. W tym samym czasie Carlos, Evie i Jay wymieniali zdania ze swoimi rodzicami. Ja natomiast wskoczyłam na obdrapany parapet i zaczęłam bawiłam się moją bransoletką. Nagle przed twarzą przeleciał mi czarny jak noc ptak. Zrobił koło pod sufitem i wylądował mi na kolanie. Rozpoznałam w nim kruka. A jeżeli to był kruk, to był to również mój ojciec.
-Cześć tato.- powiedziałam. On w odpowiedzi zakrakał.- Tak, tak. Mam się słuchać Diaboliny. Yhym.- dalej coś tam krakał, ale zbytnio mnie to nie obchodziło. Odkąd przestał być tylko kamienną rzeźbą ciągle coś do mnie miał. A to, że nie chcę wykonać rozkazu Pani Mroku, a to, że wyrzucam go przez okno jak do mnie przylatuje. No co? Gdyby tylko przestał krakać o tym, jaką jestem wyrodną córką, bo go wcześniej nie uwolniłam, to może dałoby się z nim normalnie porozmawiać (o ile normalnym jest gadanie z krukiem). Chwilę później ojciec skończył krakać i wyleciał przez okno. Zeskoczyłam z parapetu i podążyłam w stronę stołu, który znajdował się na środku pokoju. Diabolina właśnie próbowała otworzyć lodówkę, która służyła jej za sejf. Wyjęła z niej Księgę Zaklęć, którą dała Mal.
-Tutaj zaklęcia nie zadziałają, ale w Auredonie tak.- powiedziała.- I zrobisz wszystko to, co Ci karzę.- zwróciła się do córki. W tym momencie coś zatrąbiło.
-Wasz transport!- krzyknęła Zła Królowa. Wzięłam moją torbę i większy plecak z moimi ciuchami, i zeszłam na dół. Pod Zamkiem Okazji stała długa, czarna limuzyna. Wrzuciłam plecak do bagażnika i oparłam się o drzwi samochodu. Zauważyłam, jak Jay zabiera coś z maski. Pokręciłam głową z dezaprobatą i wsiadłam do limuzyny. Od razu za mną wskoczył Jay uśmiechając się przy tym. Po chwili weszła Evie i wpadł, dosłownie wpadł, Carlos. Najprawdopodobniej uciekał przed matką, Cruellą. Usadowiłam się w samochodzie tak, aby opierać się o jego ścianę, ale gdy zamierzałam wystawić nogi na miejsce obok, wcisnął się na nie Jay.
-Nie ma tak dobrze Des- "zamachał" brwiami, a ja w odpowiedzi wystawiłam swoje nogi na jego kolana.
- Obawiam się, że jest.- uśmiechnęłam się szyderczo. Ten tylko kiwnął głową oddając uśmiech i wyłożył swoje nogi na stolik, który znajdował się na środku kabiny. Chwilę potem weszła Mal, oglądając się jeszcze w stronę balkonu, na którym, jak sądzę, stała jej matka. Usadowiła się naprzeciwko mnie, Jaya i Carlosa, a obok Evie. Kierowca ruszył, a chłopcy, widząc słodycze, rzucili się na nie. Ja zabrałam Jayowi tylko jakiegoś fioletowego lizaka i znów oparłam się o drzwi.
-Jesteś strasznie blada.- powiedziała Evie do Mal.- Czekaj, nachyl się.- zaczęła malować ją różem.
-Daj spokój.- dziewczyna odtrąciła rękę z pędzlem.- Obmyślam plan.- powiedziała, bawiąc się jakimś przyciskiem.
-Spoko M. My nie damy rady?- zaczęłam.- Nawet jeśli będziemy improwizować, to...
-Ej patrzcie!- przerwała mi krzykiem Evie, pokazując na przednią szybę. Jechaliśmy prosto na koniec mostu. Prosto do wody.
-Wrobili nas!- krzyknął Carlos. Zaczęliśmy się drzeć, a ja odruchowo przytuliłam się do Jaya. W tym momencie coś się stało. Nie spadaliśmy. Jechaliśmy po złotym moście, który tworzył się przed nami. Spojrzałam na Jaya i szybko się od niego odkleiłam. Ten tylko popatrzył na mnie z tym swoim uśmieszkiem i uniesioną brwią, i wrócił do jedzenia. Ja ponownie położyłam swoje nogi na jego kolanach i oparłam plecy o drzwi.
-Ej. Ej ty?- zwróciła się Mal do kierowcy.- Czy ten przycisk właśnie otworzył Magiczną Barierę?- postukała pilotem w oparcie fotela.
-Nie. Ten jest od Magicznej Bariery.- pokazał nam czarny pilot.- To od mojego garażu. A ten przycisk...- w tym momencie okno dzielące nas od niego zamknęło się.
-Niezły jest.- powiedziałam z uśmiechem.
-No. Lubię gościa.- dodała Mal.
Po kilku chwilach dojechaliśmy pod jakiś budynek. Z daleka słychać było orkiestrę powitalną. No pięknie. Czy w tych czasach naprawdę nie może obejść się bez tego? Gdy limuzyna się zatrzymała, a drzwi otwarły wysiedli, a raczej wytoczyli się z niej Jay i Carlos, którzy kłócili się o jakiś głupi kawałek materiału. Orkiestra urwała się, a Ja, Mal oraz Evie zgrabnie przeszłyśmy obok nich i stanęłyśmy obok siebie. Jay popatrzył na kobietę, która się do nas zbliżała.
-Ja tu tylko sprzątam.- powiedział z głupim uśmiechem.
-Porządek jest najważniejszy. Dlatego już to zostawcie.- odparła kobieta, a chłopcy wrzucili wszystko co chcieli zabrać z powrotem do limuzyny, która po chwili odjechała.- Jestem Dobra Wróżka, dyrektorka szkoły.- przedstawiła się.
-Ta Dobra Wróżka?- spytała Mal.
-W sensie Bibbidi Bobbidi Boo?- dodałam.
-Bibbidi Bobbidi dokładnie.
-Łał. Zawsze się zastanawiałam, jak czuł się Kopciuszek, kiedy tak, znikąd, pojawiłaś się z tą swoją Świecącą Różdżką i milutkim uśmiechem.- powiedziała Mal udając miły ton.
- I Świecącą Różdżką.- dodałam wysilając się na najbardziej sztuczny miły uśmiech, jaki tylko się dało.
- Och to było sto lat temu. Zawsze powtarzam: Nie myśl o tym co było, ale o tym co będzie.
-Witam w Auredonie!- odezwał się brązowowłosy chłopak, którego wcześniej nie zauważyłam. Do jego ramienia doczepiona była różowa landryna z również brąz włosami.- Jestem Ben...
-Książę Benjamin,a już za chwilę..- wtrąciła różowa, ale nie skończyła, bo weszła jej w słowo Evie.
-Mnie książę wystarczy. Moja mama to Zła Królowa, więc ja też jestem księżniczką.- ukłoniła się posyłając Benowi swój najlepszy uśmiech.
-Zła Królowa nie ma już królewskiego tytułu.- znów odezwała się landryna.- Niestety ty też nie.- Evie cofnęła się do nas.
-To jest Audrey.- przedstawił nam różową księciunio.
-Księżniczka Audrey. Jesteśmy razem.- chwyciła chłopaka za rękę.- Prawda Beniutku?
- Beniutku?- zachichotałam,a Jay mi zawtórował.- Niezłe, ale trochę jak dla dwulatka.- uśmiechnęłam się kpiąco do Audrey, ale ta tylko machnęła włosami i przestała zwracać na mnie uwagę. Landryna podeszła do Mal.
-Ty jesteś córką Diaboliny? Wiesz co? Zupełnie nie dziwię się twojej mamie, że chciała zabić moich rodziców. A! Moja mama to Aurora. Śpiąca..
-Królewna.- dokończyła fioletowo włosa.- Ja za to absolutnie nie dziwię się twoim dziadkom, że zaprosili wszystkich, oprócz mojej mamy, na te głupie chrzciny.- uśmiechnęła się sztucznie.
-Było minęło.- zachichotała głupio Audrey.
- No.- Mal jeszcze bardziej się wyszczerzyła z zaczęła chichotać. Po czym obie westchnęły.
-Cieszę się, że przyjechaliście.- zaczął Ben, próbując rozluźnić atmosferę, podchodząc do każdego z nas i podając mu rękę. Gdy podszedł do Jaya, ten walnął go z pięści w bark. Nasz księciunio nie wie, że tak witamy się na Wyspie. -To niezwykła chwila.- chwycił moją rękę, a ja popatrzyłam na niego z podniesioną brwią i kpiącym uśmieszkiem. On, zamiast się obrazić czy coś, również się do mnie uśmiechnął. Gdy doszedł do Mal zatrzymał na niej wzrok na trochę dłuższą chwilę. Później dalej zaczął coś ględzić o tym, jak powstała szkoła i tak dalej, ale ja go nie słuchałam. W końcu weszliśmy do budynku.
-A jak tutaj jest z magią?- zapytała Mal.
-W sensie?- zapytała landryna z głupim uśmiechem na twarzy.
-Różdżki i te sprawy.- dokończyłam, wzdychając przy tym. Audrey popatrzyła na mnie gardzącym wzrokiem, ale bardzo się tym nie przejęłam.
-A. Magia jest, ale nikt jej już nie używa.- odpowiedział Ben.- Doug! Doug chodź do nas.- machnął ręką na jakiegoś chłopaka w okularach.- To jest Doug. Poda wam plan zajęć i pokaże resztę akademika. Jeśli coś będzie nie jasne to pytajcie śmiało.
-Ale Douga.- powiedziała landryna znów uczepiając się ramienia księcia.
-Na pewno nie będę próbowała zapytać Ciebie.- powiedziałam szyderczo się uśmiechając i krzyżując ręce na piersi. Cała czwórka moich towarzyszy zachichotała.
- To do zobaczenia.- powiedział Ben, który też się lekko uśmiechnął na  moje stwierdzenie i razem z Landryną oddalili się, pozostawiając nas w rękach Douga.
- Hej. Jestem synem Gapcia. Wiecie, Gapcio, Wesołek, Gburek, Śpioszek, Mędrek, Nieśmiałek...- w tej chwili podeszła do niego E.- Hej ho.- powiedział zdenerwowany.
-Evie. Córka Złej Królowej.- popatrzyła na niego tym swoim niepowtarzalnym wzrokiem.
-T..t.. to tak. To jest wasz rozkład zajęć.- jąkał się Doug, czytając nam nasz plan lekcji.-... i zajęcia wyrównawcze z dobroci.- oparłam się o jego ramię.
-Niech zgadnę. Nowy przedmiot?- zapytałam, na co on przytaknął.
-Chodźcie, trzeba zobaczyć akademik.- powiedziała Mal i wszyscy ruszyliśmy w stronę schodów.
-Ej! Mieszkacie w tamtej części!- zawołał Doug, na co my zmieniliśmy kierunek.- Gapcio, Wesołek, Gburek, Śpioszek, Mędrek, Nieśmiałek i...
-Apsik.- dokończył Carlos.
Razem z Mal i Evie dotarłyśmy w końcu do naszego pokoju. Miał on trzy identyczne łóżka z pudrowo-różowymi baldachimami, przy każdym łóżku była szafka nocna wraz z lampą. Na środku stał duży stół, w rogu umieszczony był kominek oraz sporych rozmiarów szafa na ubrania, przy której stały już nasze bagaże.
-O matko. Ten pokój jest...- zaczęła z entuzjazmem Evie.
-Ohydny.- powiedziała Mal.
-Tak. Czysta ohyda.- skończyła Evie mniej wesoło.
- Za jasno tutaj.- stwierdziłam.- Evie.- pokazałam na jedno z wielkich okien. Przyjaciółka zrozumiała i zasłoniła je ciemnoróżowymi zasłonami. Ja i Mal zrobiłyśmy to samo z pozostałymi.- Od razu weselej.
-Dobra. Idziemy do chłopaków.- stwierdziła Mal i razem udałyśmy się do akademika zamieszkanego przez Jaya i Carlosa.

☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆

No heeeeej! 😊
Wiem, przerywam w takim momencie, ale nie chcę się tak rozpisywać, jak przy ff o HP xD Bo ani się obejrzę i będzie 5 tys słów xD Także no xD Oto rozdział II! Myślę, że się wam spodoba ^^ Liczę na wasze komentarze i głosy, więc 👌❤😊
Następny rozdział pojawi się... jutro bądź w piątek :* zobaczymy jak mi pójdzie ^^
Także ten xD
To pa xD
~Sectumsemprra 😘

DescendantsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz