Rozdział V

2.5K 128 6
                                    

#Destiny

Po kilku minutach w końcu dotarliśmy na boisko. Mal, Evie i Carlos przez większość drogi próbowali coś powiedzieć na temat mnie i mojego "transportu", ale za każdym razem gdy tylko odwrócili się w moją stronę, patrzyłam na nich z morderczym wzrokiem.
-Dobra Jay. Jesteśmy już na trybunach.- powiedziałam dalej podpierając głowę na ręce.- Może już łaskawie mnie puścisz?
-Jak sobie życzysz.- i w tym momencie zrzucił mnie ze swojego ramienia. W jego planach pewnie miało to wyglądać tak, że ja spadnę na ziemię i on "łaskawy" pomoże mi wstać. Lecz chyba zapomniał o jednym drobnym szczególiku. Że ja to ja, a nie Evie. Zwinnie obróciłam się w powietrzu i złapałam rękami oparcia krzesła przede mną. Przez sekundę stałam na nim na rękach, a później wygięłam się tak, aby zrobić coś "mostko podobnego" i wylądowałam butami na miejscu przeznaczonym do siedzenia. Odwróciłam się w stronę Jaya i reszty z szyderczym uśmiechem, który od razu na widok ich min malował mi się na twarzy.
-Dzięki Jay.- powiedziałam.- Rozciągania nigdy za wiele.- zaśmiałam się.
-Ale... jak.. co... ee...- zaczęła się jąkać Evie.- Co to było?
-No jak to co?- zapytałam unosząc brew.- Gimnastyki nigdy nie widziałaś?
-Może i widziała, ale to było zajebiste.- powiedziała Mal za niebiesko włosom.
-Ach no. Taka ma natura.- odparłam zarzucając teatralnie włosami. Carlos i Evie dalej nie mogli się nadziwić. Widać to było po ich minach.- No co tak się na mnie gapicie. Carlos? Jay? Czy wy przypadkiem nie macie tego no... naboru do drużyny czy coś?- zaśmiałam się.
-No yyyy... eee... chyba.... nie wiem.- jąkał się syn Cruelli. Nie mogłam powstrzymać śmiechu.
-Dobra Carlos. Chodźmy.- powiedział Jay obejmując chłopaka ramieniem, bo za nic sam by się nie ruszył.
- To co? Czyli spadamy?- zapytałam z nadzieją w głosie.
-Nie no jak już tu jesteśmy to zostańmy.- stwierdziła Evie.- Nie powinniśmy się tak rozdzielać.
-Ehh. No dobra.- powiedziałam z niechęcią.- Ale ja nie zamierzam bezczynnie siedzieć. Wychodzę na samą górę trybun i proszę o nie przeszkadzanie mi.- powiedziałam i ruszyłam w stronę najwyższego rzędu.

#Mal

Byłam, jak zwykle, zajęta rysowaniem w moim szkicowniku, gdy nagle Evie trąciła mnie w ramię, przez co wyjechałam linią poza kartkę.
-Dzięki E.- powiedziałam zdenerwowana.- Teraz będę musiała rysować to od nowa.
-Mal, Destiny sobie zaraz coś zrobi.- mówiła ze strachem w głosie. Odwróciłam się w stronę Des i zobaczyłam ją stojącą na rękach, robiącą gwiazdy i inne figury, tyle że na poręczy najwyższego rzędu. Robiła te wszystkie gimnastyczne rzeczy pięć metrów nad ziemią.
-O kuźwa. Wiedziałam, że jest dobra, ale że aż tak?- zdziwiłam się.
-Ale ona przecież zaraz spad...- wstrzymała oddech kiedy zauważyła, jak Des ujeżdża noga podczas powrotu z mostka. Dziewczyna zwinnie skoczyła i wylądowała na rękach na poręczy. Znów się wygięła, tyle że tym razem wracając na trybuny. Strzeliła palcami i zaczęła iść w naszą stronę. Na jej twarzy nie było widać strachu, a malował się na niej uśmieszek.
-Dobra na dzisiaj koniec rozciągania. Znudziła mi się ta niska trybuna.- powiedziała siadając obok mnie i wystawiając nogi na krzesło przed nią.
-Jaka znowu niska?- zdziwiła się Evie dalej trochę przerażona.- Przecież o mało co nie spadłaś z pięciu metrów!- podniosła głos.
-Spokój Granatowa.- powiedziała Des.- Co to jest pięć metrów? Na wyspie ćwiczyłam na większych wysokościach. To to pikuś. A przecież nie spadłam prawda? Każdemu może czasem noga ujechać. To wszystko przez tą wypolerowaną na błysk poręcz. Jakby nie było co robić tylko nabłyszczać głupią rurę na trybunach.- skończyła swój wywód liliowo-włosa, po czym przeciągnęła się i założyła ręce z głowę.- A tak w ogóle to co z chłopakami?- zapytała zwracając twarz w moim kierunku.
-A bo ja wiem? Rysowałam dopóki ktoś- popatrzyłam wymownie na Evie.- nie zepsuł mi rysunku.
- Grają i to całkiem nieźle. W sensie Jay. Carlos na razie siedzi na ławce.- odparła E siadając na krzesło.
-Okej. To ja idę się do nich przejść.- stwierdziła Destiny i już jej nie było.
-Myślisz, że spierniczy do akademika?- zapytała Evie z grymasem na twarzy.
-Myślę, że raczej nie.
-Skąd to wiesz?
- Nie wiem.- odparłam zgodnie z prawdą.

DescendantsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz