Rozdział piętnasty

4.1K 222 32
                                    


Siedziałam w przedziale z Luną, Ginny, Harry'm i Nevillem. Wszyscy byli zajęci sobą. Luna czytała Żonglera, Ginny i Harry rozmawiali o czymś zawzięcie, a Nevill zachwycał się swoją nową roślinką. Patrzyłam na mijające krajobrazy i rozmyślałam. Co miał mi powiedzieć Szalonooki? Po co miałby mi to coś mówić? O co chodzi? W mojej głowie tworzyło się tysiące scenariuszy.

- Słyszałem, że byłaś w Mungu - rozmyślenia przerwał mi głos Nevilla.

- Co? Tak, byłam - odwróciłam się lekko zdezorientowana.

- To co na czwartym roku? - pytał dalej. Przygryzłam wargę zastanawiając się, co mam mu odpowiedzieć.

- Tak - potwierdziłam po dłuższej chwili.

- Nasze biedactwo - usłyszałam niezbyt szczery głos Malfoy'a. Wszystkie głowy skierowały się w stronę drzwi. Stał w nich Draco ze swoją świtą.

- Nie powinieneś być na zebraniu? - odgryzłam się.

- Otóż zebranie Prefektów skończyło się jakieś pół godziny temu - mówił swoim denerwującym wszystkich gryfonów głosem. - Patroluję przedziały - uśmiechnął się drwiąco.

- To idź kontrolować gdzie indziej - fuknęła Ginny i założyła ręce na piersi.

- Nie będziesz mi rozkazywać zdrajczyni krwi - fuknął blondyn. Harry wstał gwałtownie i przyłożył różdżkę do gardła chłopaka. - Chyba nie chcesz zarobić szlabanu przed rozpoczęciem roku szkolnego Potter - zaśmiał się drwiąco chłopak.

- Malfoy daj se siana i idź dalej - usłyszałam głos Rona.

- Przybyła największa zakała Gryffindoru... A nie, Nevill siedzi tutaj - powiedział i przybił piątki ze swoimi gorylami.

- Furnunculus! - wycelowałam w Malfoy'a. Na jego twarzy zaczęły pojawiać się białe krosty i bąble. Chłopak przeraził się i wybiegł z naszego przedziału krzycząc w niebo głosy.

- Meghan - skorciła mnie Hermiona.

- Tak? - wyszczerzyłam się w jej stronę. Pokręciła tylko głową z niedowierzania i usiadła wraz z Ronem na podłodze uśmiechając się tak by nikt tego nie zauważył.

~*~

- Słyszeliście już? - zaczął George.

- Ktoś walną w Malfoy'a Furnunculusem - dodał Fred.

- Ja to zrobiłam - usiadłam między nimi przy stole Gryffindoru.

- Moja dziewczynka - powiedział rudzielec i poczochrał moje włosy. Uśmiechnęłam się do bliźniaków i pokazałam język.

Ceremonia trwała znacznie dłużej niż zazwyczaj. Tiara rozśpiewała się jak nigdy. Przydział do domów też nie był najkrótszy. Na całe szczęście dyrektor zaraz po tym nie owijając w bawełnę rozpoczął ucztę, na którą wszyscy czekali z niecierpliwością. Zjadłam niewiele, ale jednak coś. Muszę kiedyś wyjść z tej anoreksji, nie? Kiedy wszyscy się już najedli powstał staruszek.

- Teraz skoro już wszyscy napełniliśmy sobie brzuchy tymi wspaniałymi potrawami - zaczął Dumbledore. - pozwólcie, że poświęcę chwilę zwykłym na początku roku uwagom. Pierwszoroczniacy niech wiedzą, że wstęp do lasu na skraju szkolnych błoni jest zakazany, zresztą powinno o tym wiedzieć również kilku starszych uczniów - wzrok dyrektora spoczął na naszej szóstce. Uśmiechnęliśmy się tylko niewinnie. - Pan Filch, nasz woźny - dyrektor ciągnął jeszcze trochę swój monolog. Przedstawił dwie nauczycielki. Profesor Grubbly-Plank, która miała zastąpić Hagrida na jakiś czas, nie wiadomo gdzie się podziewał oraz Profesor Umbridge, która miała nas uczyć w tym roku Obrony Przed Czarną Magią. Nie wyglądała na przyjazną osobę pomimo swojego różowego uniformu. -Sprawdziany kandydatów do domowych drużyn quidditcha będą się odbywać... - przerwał nagle mężczyzna i spojrzał pytająco na Profesor OPCM. Zacząłem się zastanawiać o co chodzi. Po chwili jednak usłyszałam głośne chrząknięcia kobiety, która jak się okazało stała! Na pierwszy rzut oka nie zwróciłam na to uwagi, ale kobieta była tak niska, że kiedy siedziała czy stała nie było widać żadnej różnicy. Chrząknęła ponownie. Było widać, że chce coś powiedzieć. Dumbledore usiadł na swoim miejscu wpatrując się uważnie w Profesor Umbridge.

To kłopoty zwykle znajdują mnie || Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz