Rozdział dwudziesty ósmy

3K 165 19
                                    




Mijały dnie, tygodnie, miesiące, a ja co raz bardziej nie rozumiałam co się dzieje wokół mnie. Byłam zmuszona do użycia Exitusa ponownie, ale na szczęście tylko raz. Moja blizna stała się bardziej szara niż wcześniej. Malfoy przestał spędzać ze mną swój wolny czas, ale widziałam jak mi się nań stop przygląda. Hermiona chodziła przygnębiona z powodu Rona i Lavender, którzy zaczęli ze sobą chodzić od czasu zwycięskiej imprezy. Na każdym kroku można było zobaczyć ich przylepionych do siebie, jak glonojady. Na dłuższą metę wyglądało to obrzydliwie... Harry ciągle wzdychał do Ginny, która spotykała się Deanem.. Do tego wszystkiego doszła jeszcze sprawa z Katie... Biedna Kaie... Wszyscy rozmawiali tylko i wyłącznie o tym jak Gryfonka doświadczyła dotyku czarnej magii naszyjnika. I te wszystkie koszmary, które mnie prześladowały praktycznie każdej nocy. Śmierć rodziców, Amy... Voldemort, tortury, cela... To wszystko działo się tak szybko, że nie mogłam tego zrozumieć.

Na całe szczęście przyszedł grudzień, Święta i powrót do Weasley'ów, do mojego ukochanego, do Freda.

- Jesteś okropny - burknęłam do Rona, który siedział naprzeciw mnie. Wracaliśmy pociągiem na King Cross.

- Hmmm? - mruknął rudzielec i spojrzał na mnie dziwnie.

- Lavender gościu, Lavender - westchnęłam i wstałam. Nie mogłam dłużej na niego patrzeć, a świadomość, że jesteśmy jakby rodzeństwem pogarszała sprawę. - Idę do Hermiony - podkreśliłam imię przyjaciółki i wyszłam z przedziału.

- Meghannn! - usłyszałam, kiedy tylko wyszłam. Niechętnie się odwróciłam i zobaczyłam osobę, która unikała mnie ostatnio strasznie często - Dracona Malfoya we własnej osobie. Westchnęłam tylko głośno i odwróciłam się w drugą stronę. - Ej, ej, ej! - krzyknął i złapał mój nadgarstka.

- Puść mnie, Malfoy - warknęłam i zaczęłam się wyrywać. Draco był jednak silniejszy. - Czego nie rozumiesz w P U Ś Ć M N I E?! - nadepnęłam mu na nogę i wyrwałam się z jego bladych macek.

- Chciałem porozmawiać - powiedział cicho. Na jego twarzy pojawił się smutek, którego tak strasznie nie lubiłam.

- Daruj sobie. Znowu mnie potem olejesz? - zapytałam z wielką nienawiścią w głosie. Chłopak milczał. - Nie wiem jak mogłam się z tobą zadawać. - warknęłam. - Ty przecież jesteś Malfoy, ty masz wszystko gdzieś o ile nie jest ci to potrzebne - powiedziałam i odeszłam zostawiając go na środku pustego korytarza.

~*~

Święta w Norze równały się z wielkim chaosem, który wymykał się ciągle spod kontroli. W kuchni latało jedzenie, garnki, sztućce i nie wiadomo co jeszcze. W salonie panował bałagan: choinka leżąca na samym środku, ozdoby w każdym zakamarku, latające mikołaje i elfy, lampki...

- Trzeba to ogarnąć - spojrzałam na bliźniaków, a potem na drzewko świąteczne. Mieliśmy udekorować pokój wypoczynkowy.

- Jedno zaklęcie i po problemie! - wyszczerzył się Fred i chwycił moją lewą rękę.

- Ale wtedy to nie będzie wykonane z miłością! - oburzyłam się. Chłopcy wymienili spojrzenia, a potem zwrócili swój wzrok na mnie.

- Meg idź z Fredem na spacer - westchnął George.

- Ale...

- Ja się wszystkim zajmę, zrobię to "z miłością" - zapewnił chłopak i wypchnął mnie z pomieszczenia.

- Zakładaj butki, kurteczkę, szaliczek, czapeczkę, rękawiczki i ruszamy - uśmiechnął się Fred i poczochrał mi włosy.

- Człowiek stara się pomóc i wyganiają go na dwór - marudziłam pod nosem zakładając jednocześnie lewego kozaka.

To kłopoty zwykle znajdują mnie || Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz