Rozdział trzydziesty ósmy

2.8K 175 17
                                    




Dni mijały spokojnie. Praca, dom, praca, dom. Odkąd Fred dowiedział się, że zostanie ojcem jeszcze bardziej nalegał, żebym rzuciła pracę w Ministerstwie, bardzo nie chciał, żebym tam pracowała. Nie chcąc się z nim kłócić i sprawiać mu zawodu porzuciłam karierę Aurora.

- Pamiętasz, że dzisiaj idziemy na obiad do Nory? - zapytał Fred prosto w moją szyję. Mimo godziny dwunastej wciąż leżeliśmy w łóżku i leniliśmy się.

- Yhym - mruknęłam. - Jak im to powiemy? - zapytałam.

- Normalnie - mężczyzna położył swoją ogromna dłoń na moim jeszcze płaskim brzuchu i zaczął kreślić na nim jakieś wzorki.

- Fred, my nie mamy ślubu - powiedziałam cicho. - To wygląd...

- Jak? - przerwał mi.

- Dziwnie? - mruknęłam.

- Nim nasz mały brzdąc die urodzi będziemy już małżeństwem - złożył pocałunek na mojej szyi.

- Wstajemy - zażądałam i poderwałam się do góry. Chłopak patrzył na mnie z miną "Ja chce jeszcze zastać w łóżku..." - Już, podnoś dupsko - podeszłam do szafy i zaczekam się zastanawiać w co się dzisiaj ubrać.

- Załóż tą moją ulubioną sukienkę - poprosił Fred wciąż leżąc na łóżku.

Wyjęłam wieszak, na której wisiała pastelowa kreacja w kolorze błękitu. Zaczęłam się szykować. Nie starczyło mi jednak czasu i jak zwykle doprowadziłam do naszego spóźnienia.

- Pośpiesz się...

- Już idę - mruknęłam niezadowolona, że ponownie zjawimy się ostatni.

Mężczyzna chwycił mnie za rękę. Obrót, szarpnięcie pępka, wiele rozmazanych kolorów i... i wielkie rzyganie zaraz po wylądowaniu. Zawartość mojego żołądka znalazła się na trawie zaraz po tym jak moje stopy dotknęły podłoża.

- Chyba będziemy musieli skombinować inny transport - powiedział Fred pomagając mi się pozbierać po nieprzyjemnej sytuacji.

- Daj spokój, zdarzenie jednorazowe - złapałam go za rękę i pognaliśmy dalej. Przeszliśmy się kawałek i weszliśmy na podwórko Nory.

Kiedy weszliśmy do środka każdy siedział już przy stole. Zajęliśmy wolne miejsca obok rodziców i zaczęliśmy obiad. Rozmowy przepełniała cały dom, nie obyło się bez niezręcznych pytań.

- Na kiedy zaplanowaliście ślub? - zapytał pan Weasley, a wszystkie oczy skierowały się prosto na nas.

- Przed dzieckiem - wypalił Fred, a ja walnęła go łokciem w żebra.

- Fred - szepnęłam gniewnie.

- Mamo... - zaczął chłopak. - Ty lubisz dzieci prawda? Urodziłaś nas w końcu dość sporo - przeleciał wzrokiem po osobach wokół stołu.

- Hm? - na twarzy Pani Weasley pojawili się zaskoczenie, a oczy stały się wielkie jak spodki.

- Co się tak patrzysz? Będziesz babcią - oświadczył i uśmiechnął się id ucha do ucha chwytając mnie za rękę.

~*~

Blask księżyca oświetlała salon, który okrążałam chyba tysięczny raz. Słyszałam tykanie zegara, które mnie dobijało. Tyk... tyk... tyk... Usiadłam na kanapie i schowałam twarz w dłoniach. Nie mogłam się uspokoić, ślub był dla mnie czymś niepojętnym. Skrzyp schodów dotarł do moich uszu.

- Nie śpisz?

- Nie, George... - mruknęłam i oparłam się o oparcie. Chłopak ruszył do kuchni i zaczął brzęczeć naczyniami.

To kłopoty zwykle znajdują mnie || Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz