Podekscytowani wszyscy wspólnie słuchaliśmy kolejnej audycji Potterwarty. Wieści, które się niosły nie były zbytnio przyjemne, ale słuchałam Freda. Wiedziałam, że jemu nic nie jest, mimo że ścigali ich śmierciożercy o czym powiedział... Po skończonej audycji zaczęliśmy dyskutować o Insygniach Śmierci i o tym wszystkim, co usłyszeliśmy.
- Mówię wam, że Vol..
-NIE! TO IMIĘ TABU! - wrzasnął Ron.
- demort... - dokończył Harry.
- Szybko trzeba wznowić zaklęcia ochronne!!! - krzyczał Weasley i zgasił światła wygaszaczem.
- Wychodźcie z podniesionymi rękami! Wiemy, że tam jesteście! Mamy tu pół tuzina różdżek, wszystkie są w was wycelowane i guzik nas obchodzi kogo trafimy! - dobiegł nas z ciemności ochrypły głos.
- Kurwa mać - szepnęłam.
Hermiona podniosła różdżkę i wycelowała w Harry'ego. Napuchła mu twarz. Do namiotu weszło kilku mężczyzn i zaczęło nas wyprowadzać.
- No to jak masz na imię brzydka gębo? Co ci się w ogóle stało? - zapytał, któryś śmierciożerca Harry'ego.
- Zostałem użądlony - wysapał.
- Na to wygląda... imię! - powiedział drugi.
- Dudley.. Vernon Dudley - wymamrotał.
- Sprawdź na liście, Scabior - polecił Greyback.
- A ty, rudzielcu?
- Stan Shunpike.
- Nie żartuj sobie! Stan z nami pracuje! - śmierciożerca uderzył Rona prosto w brzuch.
- Jestem Bardy Weadley...
- Weasley?! - krzyknął podekscytowany mężczyzna. - Mamy spokrewnionego ze zdrajcami krwi! - Następnie podszedł do Hermiony. - A ty laluniu?
- Penelopa Clearwater - powiedział przerażona.
- Status Krwi?
- Półkrwi...
- No i na deser ty - jego twarz zbliżyła się niebezpiecznie do mojej szyi. - Mam wielką ochotę cię ukąsić.
- Spokojnie Greyback, jeszcze nie czas - zaśmiał się ktoś.
- Jak ci na imię? - zapytał wilkołak.
- Mary Farris - odparłam i przełknęłam wielką gulę.
Mężczyźni i wilkołak zaczęli dyskutować, co należy z nami zrobić. Po dokładnym wypytaniu Harry'ego i nałożeniu mu okularów na nos stwierdzili, że Potter to Potter, a tym samym, że ja to ja, bo przecież gdzie Potter to tam i Roger. Postanowiono przenieść nas do głównej siedziby Voldemorta - dworu Malfoy'ów. Przeklęłam sobie solidnie w duchu czekając na to co miało się stać.
Wszyscy deportowaliśmy się przed dwór na wiejską drogę, przetrzymywał mnie jakiś wysoki mężczyzna z kozią bródką. Przerażał mnie, jednak nie na tyle jak sama myśl o spotkaniu z Sami-wiecie-kim.
- Cel wizyty? - zapytała brama.
- Mamy Pottera i Roger! - krzyknął uszczęśliwiony szmalcownik.
Brama otworzyła się natychmiast. Popychano nas by jak najszybciej dotrzeć na miejsce. W głębi ducha cieszyłam się, że nie boli mnie kark, znaczyło to że Voldemorta nie ma w środku budynku. Gdyby był kark dałby o sobie znać, tak jak w Dolinie Godryka.
Po wejściu do środka i odbyciu krótkiej rozmowy Greybacka z Narcyzą Malfoy zaprowadzono nas do głównego salonu.
- Cóż to znowu? - usłyszałam głos Lucjusza Malfoy'a.
CZYTASZ
To kłopoty zwykle znajdują mnie || Fred Weasley
FanfictionDziewczyna z mugolskiej rodziny dostaje list z Hogwartu. Tym oto sposobem zaczyna swoją przygodę w świecie magii, a jej życie obraca się o 180 stopni. Jaki wpływ będzie miała na nowo poznane środowisko? Dowiecie się tego czytając to opowiadanie. JES...