Część 2.

189 6 13
                                    


- Jak już pewnie zdążyłaś zauważyć, ktoś cię wczoraj wieczorem zaatakował – zaczął Alexis – i bynajmniej nie był to ani bandyta, ani złodziej, ani psychopata...

- Ani pedofil – przerwał Hector, studząc swój kisiel. Wszyscy spojrzeli na niego jednoznacznie. – No co? – nie mógł znieść tego wzroku. – Dobra, już się nie odzywam.

- I słusznie – skomentował Sanchez.

- Milcz, bo pożałujesz – wyrwał się Hector, ale siedzący najbliżej jego fotela Laurent złapał go za ramię.

- Nie wygłupiaj się, Hectorku – powiedział spokojnie z uśmiechem na twarzy.

- Wracając do tematu – głos przejął Mustafi – napaść na ciebie nie była przypadkiem.

- Nie rozumiem... - przygryzła usta Gabi.

- Widziałem całe wczorajsze zdarzenie – zaczął mówić Olivier, a dziewczyna spojrzała na niego z zaciekawieniem. – Otóż szłaś sobie ulicą i niespodziewanie zaatakował cię od tyłu zakapturzony mężczyzna. Nie wiem czym to zrobił, ale szacun dla niego, bo w jednej chwili znalazłaś się na asfalcie... No nie patrz tak na mnie, po prostu też bym tak chciał potrafić. Zanim zdążyłem tam podbiec, zauważyłem, że gość nie bierze od razu twojej torby, jak na złodzieja przystało, tylko usilnie próbuje coś w niej znaleźć. Znalazł i był to twój telefon. Zaczął coś w nim klikać, ale dużo sobie nie poklikał, bo zorientował się, że podbiegam do niego. Spanikował i uciekł.

- Zwykły kradziej – zaśmiała się dziewczyna, wstając z kanapy. – A wy robicie z tego jakiś czarny scenar...

- Jeszcze nie skończyłem – przerwał jej Giroud i pociągnął ją za rękę tak, aby z powrotem usiadła.

- No właśnie, Żwirek jeszcze nie skończył – odezwał się Calum.

- Nie podlizuj się – skrzywił się do kolegi Hector.

- Ależ ja tylko ją ostrzegam, żeby wysłuchała naszego brodacza do końca, bo zwykle to on zgrywa świra, ale jak się wkurzy to nie ma zlituj się – wytłumaczył, a Żwiru zmierzył go wzrokiem pełnym nienawiści. – No, no właśnie o tym mówię!

- Dobra, nieważne, kontynuuj, Oli – ziewnął Alexis.

- Na ciebie, Klombusie, mogę wściekać się do woli, ale na Gabisię nie mam prawa. Tak jest, już kontynuuję. To nie był „zwykły kradziej", jak ty to, moja droga, nazwałaś. Zanim uciekł, światło z samochodu, który przejeżdżał niedaleko ujawniło jego odblask przyczepiony do kurtki z napisem „RM Team". Poznałbym ten odblask wszędzie. Dostają go tylko i wyłącznie... - trzymał Gabę w napięciu - ...tylko i wyłącznie piłkarze z Realu Madryt.

Dziewczyna oparła łokcie na kolanach, a twarz na dłoniach, które zakryły jej usta i nos.

- Czy ty sugerujesz, że zaatakował mnie zawodnik Realu? – zapytała opanowanym głosem.

- Nie. Ja ci to gwarantuję.

Gabi słysząc tę odpowiedź, sama nie wiedząc czemu, roześmiała się na głos. Bellerin i Calum spojrzeli na siebie wzrokiem mówiącym: „Spokojnie, to da się jeszcze wyleczyć".

- Wybaczcie, chłopaki, ale i tak spotkało mnie dzisiaj mnóstwo dziwnych rzeczy – powiedziała, gdy już w miarę opanowała śmiech – a wy mi tu jeszcze wyjeżdżacie z jakimś Realem. – Wytarła chusteczką łezkę, która poszła jej z oczu na skutek śmiechu. – Niech zgadnę, daj mi chwilę. – Wskazała palcem na Oliviera. – Wiem! Ronaldo! – krzyknęła, powstrzymując śmiech. – To Ronaldo mnie zaatakował, prawda? Hahaha! – nie wytrzymała i - zasłaniając usta dłonią - zaśmiała się ponownie. Koscielny wstał i podszedł do niej z zatroskaną miną. Położył dłoń na jej czole i trzymał tak przez chwilę.

MMSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz