Część 6.

73 4 0
                                    

Ciemność. Okropna ciemność. Wręcz nie do wytrzymania. „Boże, oślepłam?" – Gabi otworzyła oczy, ale miała wrażenie, że powieki nadal je zakrywają. Chciała wstać, jednak okazało się to niemożliwe. Ręce miała mocno związane grubym sznurem. Nogi też. Siedziała w bezruchu, opierając się o ścianę. Przypomniała jej się tamta kamienica, Olivier znikający za jej drzwiami i w końcu krew... dużo krwi! Zaczęła się szarpać, bez skutku. Postanowiła czołgać się wzdłuż ściany. Robiła to z wielkim wysiłkiem. W pewnym momencie dotknęła czegoś twardego. Czegoś, co przypominało buta. To nagle poruszyło się, a dziewczyna krzyknęła przerażona. Wtedy usłyszała czyjś głos:

- Mogłabyś się tak nie drzeć?

Zamilkła i przestraszona do granic możliwości wpatrywała się w ciemność. To nie był głos Oliviera. Z pewnością.

- Kim jesteś? – zapytała zdławionym głosem.

Nieznajomy nie odpowiedział, bo w tym momencie ktoś z hukiem otworzył drzwi, a do środka wpadło światło, które oślepiło Gabrysię. W końcu do tej pory przebywała w całkowitej ciemności. Zakryła oczy związanymi ze sobą dłońmi. Do pomieszczenia wszedł niemal łysy mężczyzna z krótko ściętą brodą. Tuż za nim kroczyło jeszcze dwóch typków. Oni właśnie podeszli do nieznajomego, z którym Gabi próbowała nawiązać przed chwilą kontakt, rozwiązali mu nogi, a następnie gdzieś zaprowadzili. Podobnie z dziewczyną zrobił łysawy mężczyzna. Ta z początku kopnęła go kilka razy i próbowała się wyrwać. Trzymał ją jednak mocno i zagroził, że jeśli „będzie niegrzeczna", to na zawsze pozostanie w tamtym miejscu i będzie tam powoli gnić. Wtedy Gabi spojrzała na niego z nienawiścią i przyglądała mu się dłuższą chwilę. Skądś go znała. A może jej się tylko wydawało? Nie, na pewno skądś go znała... Wszelkie wątpliwości w głowie młodej dziennikarki rozwiał donośny głos Ronalda:

- Benzema, tu ją posadź – powiedział, siedząc w wygodnym fotelu.

Dziewczynę oświeciło. Posłusznie usiadła na wyznaczonym miejscu. W pomieszczeniu znajdowali się teraz: Ronaldo, Benzema, ona sama i... „O matko! Toż to Ramsey!" – zorientowała się, kto właśnie siedzi naprzeciwko niej i czyjego buta wystraszyła się w tamtym... hmm, jakby to powiedzieć, lochu?

Tak. To z pewnością był Aaron Ramsey. Ale gdyby ktoś nie znał piłkarzy tak dobrze jak Gabi, mógłby go nie poznać. Piłkarz miał dużo siniaków na twarzy, pod okiem widniała spora śliwa, a warga była rozcięta. „Boże, co za potwór z tego Ronalda!" – kolejna myśl przemknęła w głowie dziewczyny. Teraz nieświadomie wpatrywała się w podłogę. Intensywnie rozmyślała nad kilkoma sprawami: „Do czego dąży Ronaldo?", „Gdzie Giroud?" i „Czy Gareth jest w to zamieszany?". Możliwe, że wszystkiego dowie się jeszcze dziś...

- Okej, twardy jesteś. – Cristiano wstał z fotela i spojrzał na Ramseya, opierając się o blat stołu. – Nie chcesz gadać, nie musisz. Wypuścimy cię.

Aaron zaśmiał się cicho, wlepiając wzrok w podłogę.

- Czymże się odpłacę? – zadrwił sobie.

Niepotrzebnie się odezwał, gdyż po zrobieniu tego, z wargi zaczęła mu ciurkiem lecieć krew. Gabi widząc to, zmarszczyła nos i czekała, zaciekawiona dalszym przebiegiem rozmowy.

- Po co mamy trzymać tu ciebie, skoro trafiła nam się okazja na wykorzystanie lepszej taktyki. – W tym momencie kapitan Realu skierował wzrok na dziewczynę.

- Podoba ci się tu? - zapytał ją, na pozór uprzejmym głosem.

- Em... - Zdziwiło ją pytanie, więc zacięła się.

- Pytam, bo prawdopodobnie jeszcze trochę tu zabawisz.

Gabi przymrużyła oczy i zacisnęła pięści.

MMSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz