Część 7.

64 3 0
                                    

Olivier leżał w ciemniejszym pomieszczeniu, niż Ramsey i Gabi, bo bez okna. Ubranie miał splamione krwią w licznych miejscach, a twarz bardziej poturbowaną od Ramseya. Tamtego wieczora został okropnie skopany. Teraz myślał tylko o jednym: gdzie Gabi? Czy z nią wszystko w porządku? Miał nadzieję, że Cristiano nie zrobił jej krzywdy. Leżał nieruchomo i ruszyć się nie mógł. Nie był związany. Nie musiał być. I tak nawet nie wstałby z miejsca o własnych siłach. Skrzywił się i położył rękę na brzuchu. Już powieki mu opadały, szykując go do snu, który dawał jedyne ukojenie w bólu, kiedy nagle otworzyły się raptownie i Giroud zaniepokojony podniósł głowę. Pewnie, gdyby siły mu na to pozwalały, zerwałby się z miejsca, a to dlatego, że usłyszał cztery szybkie i głośne wystrzały, których echo rozniosło się po okolicy.

- Gabi... - szepnął strwożony, a przez jego obolałą głowę przeleciała myśl: „Boże, jeśli jej się coś stanie, to przeze mnie. Nigdy sobie tego nie wybaczę."

Otoczyła go grobowa cisza.

- Heeej! – krzyknął słabym głosem. Zrobił parę głębokich oddechów i ponownie podniósł głos: – Jest tu ktoś?!

Nikt mu nie odpowiedział, ale najpierw, wytężając słuch usłyszał czyjś głos: „ty sprawdź, czy Giroud jest u siebie, a ja ich dogonię", potem kroki, aż w końcu drzwi do jego lokum otworzyły się, a do środka wpadł zdyszany, około dwudziestoletni chłopak.

- Jesteś. – Sapał, opierając się o szarą, podziurawioną ścianę.

- No niestety – jęknął Giroud. – Czemu miałoby mnie nie być? Co tam się dzieje?

- Nie twój interes.

- Trochę szacunku dla starszych, gówniarzu. Gadaj o co chodzi.

W tej chwili do pomieszczenia wbiegł drugi mężczyzna, trochę starszy od tamtego.

- Hugh, uciekli! Nigdzie ich nie ma! Co ci do głowy strzeliło, żeby iść po szklankę wody dla tej dziewczyny, cymbale?!

- Nic nie poradzę, tak ładnie mnie poprosiła – tłumaczył Hugh – i miała takie oczy... Głębokie jak jezioro, błyszczące jak gwiazdy na nieb...

- Zamknij ryj! Teraz na poezję ci się zebrało?! – krzyknął starszy mężczyzna, cały spocony i czerwony na twarzy.

Giroud zaśmiał się cicho.

- Zostawiłeś Fabiana z nimi samego, teraz leży tam jak długi. Ty idioto, Ronaldo nas zniszczy!

- Uciekli? –wtrącił się Giroud. – Z tego, co mi wiadomo, nie tylko wy dwoje ich pilnowaliście. Jak więc mogło im się to udać?

- Masz szczwanych znajomych. Taki plan obmyślili, że mucha nie siada. Hugh i Fabian stali niedaleko ich drzwi. Dziewczyna zaczęła jęczeć, że chce jej się pić. Ten imbecyl – wskazał na Hugha – oczywiście musiał się rozpłynąć w jej głębokich jak bagno...

- Jak jezioro – przerwał rozmarzony Hugh.

- Mniejsza o to, w każdym razie rozpłynął się w jej ślepiach i poleciał jak oparzony po szklankę wody dla księżniczki. W tym czasie szybko rozprawili się z Fabianem i... nie myśl, że od razu uciekli, bo nie byli tak głupi jak Hugh.

Chłopak, słysząc swoje imię zmarszczył brwi, a mężczyzna kontynuował:

- Gdyby od razu uciekli, nasi koledzy dorwaliby ich na górze. Jednak oni „pożyczyli" broń od Fabiana i przez okno wystrzelili kilka pocisków. Wtedy niemal wszyscy nasi koledzy wybiegli na zewnątrz z myślą, że jakiś wróg (a wrogów nam nie brakuje) zaatakował. W tym czasie nasze ptaszki – hyc! – dały nogę tylnym wyjściem. Ktoś od nas przyłapał ich tam, ale z jednym osobnikiem spokojnie dali sobie radę – westchnął, spuszczając ręce wzdłuż tułowia. – Już po nas.

MMSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz