- Właściwie to powinniśmy poprosić chłopaków z Arsenalu o pomoc. – Dziewczyna przechodziła pod dużą gałęzią, podtrzymując ją jedną ręką w górze.
- Po co? – zapytał Bale, idąc tuż za nią. – Lepiej ich nie budzić, niech sobie słodko śpią... Auć! – krzyknął, gdy dostał w twarz gałęzią, którą puściła Gabi.
- Ciii! Jesteśmy na miejscu – szepnęła. – Nie wiem, czy sobie bez nich poradzimy.
- Nie wiedzą o tym, co zaszło, prawda? – Gareth uważnie przyjrzał się budynkowi.
- Przypuszczam, że nie.
- A Aaron?
- Co Aaron?
- Czemu nie chciał z tobą tu wrócić?
- Chciał obmyśleć sprawę i zrobić to nazajutrz razem z kilkoma Kanonierami.
- No, wiesz, nie chcę cię martwić, ale jego plan mógłby okazać się nieco rozsądniejszy od naszego.
- Gareth, ja nie mogłabym przeczekać do rana, walcząc ze świadomością, że tam przeze mnie siedzi mój - chyba mogę tak powiedzieć - przyjaciel. W dodatku ranny. Poczułam, że muszę jak najszybciej coś zrobić. Sama nic bym nie zdziałała, a numer miałam jedynie do ciebie. Cudownie, że choć ty zechciałeś mi pomóc.
Gareth dostrzegł mężczyznę, wychodzącego z obserwowanego przez nich budynku.
- Dobra, koniec gadania. Działamy.
- Co mnie to obchodzi? – Mężczyzna rozmawiał przez telefon. – Mam to w nosie. Nie będzie mi laluś rozkazywał. Ja się stąd zmywam. Mam własne życie i nie będę tu stał ani chwili dłużej. – Rozłączył się zdecydowanym ruchem i ruszył przed siebie.
Kiedy znalazł się wystarczająco blisko, Gareth wyskoczył zza drzewa i złapał go za gardło.
- Ilu was tam jest?
- Gareeth, co za niespodzianka! Tak dawno się nie widzieliśmy... Nadal jesteś najwierniejszym sługusem Ronalda? – uśmiechnął się z przekąsem.
Bale zacisnął ręce na jego gardle.
- Pytam ilu jest was w środku – wycedził przez zęby.
- Cała armia! Nie radziłbym wchodzić – zarechotał, nie zważając na ściskające jego szyję dłonie piłkarza.
- Słuchaj, Mark. – Położył mu dłoń na ramieniu. – Dacie nam Girouda i stąd znikamy.
Mężczyzna rozejrzał się niepewnie.
- „Nam"? Nie jesteś tu sam? – zapytał.
- Ba. Jest nas cała armia... nie radziłbym odmawiać.
- Proponuję inny deal. Wypuścimy go, ale ty będziesz miał jeden dzień na wykrycie ich szyfru do sejfu.
Gareth myślał przez chwilę.
- Ok – odparł krótko.
- Jeden dzień...
- Nie ma problemu.
- Doprawdy?
- Nie – burknął Bale i przygrzmocił Markowi prosto w nos.
Tamten oddał mu w brzuch, ale kiedy dostał jeszcze kilka ciosów, odbiegł i zniknął w ciemnościach. Bale kiwnięciem głowy dał znak Gabi, że ruszają. Łukiem ostrożnie podeszli do fasady budynku i schowali się za rogiem, bo w tym momencie otworzyły się drzwi i ciemna postać wyszła na zewnątrz, aby zapalić papierosa. Bale kucnął i zaczął po omacku szukać czegoś na ziemi. Chwycił duży kamień, wychylił się zza rogu i rzucił nim na odległość kilku metrów. Palacz odwrócił wzrok w kierunku rzuconego kamienia. Rozejrzał się i zrobił kilka kroków w tamtą stronę. Nogi Gabrysi zrobiły się jak z waty, gdyż nieszczęśliwie akurat w tym momencie zachciało jej się kichnąć. Całe szczęście Gareth zdążył w jednej chwili podbiec do mężczyzny odwróconego tyłem i ogłuszyć go solidnym uderzeniem w głowę. Biedak upadł jak kłoda na ziemię i teraz leżał nieruchomo. Gabrysia cicho kichnęła.
CZYTASZ
MMS
FanfictionGabi jest dziennikarką sportową. Pewnego dnia otrzymuje dziwnego MMSa, dającego początek serii niecodziennych zdarzeń w jej życiu. ⚽ Co przedstawia zdjęcie, zawarte w MMSie? ⚽ Czy będzie miał jakiś związek z przyszłością młodej dziennikarki? ⚽ Ja...