142 13 12
                                    







Podejście #2


Moja klęska była wielka, ale przyznam, że ta porażka mnie czegoś nauczyła. Wyciągnęłam z niej wnioski. Jednen wniosek: wtedy, na sali, wszystkich i wszystkiego było za dużo. I na dodatek jeszcze lustra. To przez nie z dziewięciu osób nagle zrobiło się dwadzieścia-siedem, a pod pewnym kątem nawet czterdzieści-pięć.

Musiałam poczekać na odpowiedni moment.

Bez sali treningowej.

Zdecydowanie żadnych luster. Wystarczyło, że czułam, jak się czerwienię. Nie musiałam jeszcze wiedzieć, jak zamieniam się w pomidora.

Zdanie sobie sprawę z tego, co poszło źle, daje człowiekowi dużo, a okazja do wdrożenia poprawek do mojego zachowania nadarzyła się tydzień póżniej. Byłam nawet zdeterminowana, żeby tym razem osiągnąć sukces.

    To był bardzo dobry dzień

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

To był bardzo dobry dzień. Po Dohyeon od kilku dni śladu nie było, bo wymyślała nowy układ, a jak wracała, od razu padała na łóżko. Rano wychodziła, zanim którakolwiek z nas się obudziła. Sytauacja idealna. Humor systematycznie zaczął mi się poprawiać, a żeby osiągnął stan idealny brakowało mi tylko widoku wielkich, jak skrzydła uszu i sianowatych, niebieskich włosów. Usta niemal natychmiastowo rozciągnęły mi się w uśmiechu, kiedy ten widok, zatknięty na parę długich, chudych nóg, zaszczycił moje oczy.

Z Baxterem mieliśmy bardzo specjalną relację. Zaczęła się od treningowych dni, kiedy ta nieporadna tykwa powiedziała przy wszystkich, że mój głos bardziej pasuje do podstarzałego nauczyciela wfu po dwóch wylewach, który przerwy spędza odpalając jednego papierosa za drugim. Ja mu na to odpowiedziałam, że jego nos bardziej pasje do sałatki ziemniaczanej, niż jego twarzy. Kiedy próbował pozbyć się majonezu z oczu już taki wygadany nie był.

I tak nam się miło żyło od stażu, aż po eX FILEs i MapSoSę.

Stojąc jak ten kołek, którym był, na korytarzu nie zauważył, kiedy się zbliżyłam. Miałam nadzieję, że wciśnie sobie w nos kawę, którą tak namiętnie siorbał, ale się przeliczyłam.

― Hej, Baxiie, zwolniło się studio...

Usłyszawszy to, zamarłam ― nie ― zamieniłam się w kamień z rękami rozpostartymi jak szpony tuż koło Baxtera, który jak gdyby nigdy nic nadal stał ze swoim kubkiem. Ten głos rozpoznałabym wszędzie. Błąd. Ja go naprawdę wszędzie słyszałam, ale teraz to nie były żadne omamy.

― Jak tak na was patrzę, przypominają mi się stare czasy. Oh those feels. (❤ω❤) ― Jackson uśmiechnął się szeroko, a mnie trochę zemdliło, bo choć teraz faktycznie na mnie patrzył ― wyciągając tykwę z mojego idealnego obrazka ― to jednak znajdowałam się w tak upokarzającej pozycji, że chciałam zapaść się pod ziemię.

Baxter momentalnie zesztywniał na słowo was, i kiedy zorientował się, że koło niego stoję, odskoczył gwałtownie w bok, wylewając na mnie kubek z kawą.

A ja...

Ja tylko sztywno się wyprostowałam, próbując nie otrzeć twarzy rękawem, dygnęłam ― tak... dygnęłam ― odwróciłam się na pięcie i zwiałam.

 dygnęłam ― odwróciłam się na pięcie i zwiałam

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Kolejna porażka.

I upokorzenie.

Ale z tego wszystkiego najgorsze chyba było to, że widząc moje nienaturalne zachowanie Baxter dodał dwa do dwóch. Nie podejrzewałam go o takie cwaniactwo. Raz nawet, stojąc za Jacksonem, ośmielił mi się wystawić język. Ja mogłam tylko zgrzytnąć zębami.

 Ja mogłam tylko zgrzytnąć zębami

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.




Status: PORAŻKA

― unreasonable  ; jackson wangOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz