Bambam gapił się na mnie jedym okiem, bo drugie miał zakryte workiem z lodem. To i ja gapiłam się na niego dwoma oczami, przyciskając szmatkę do rozdartej wargi.― I co? Warto było? ― zapytał w końcu.
― Nie mam pojęcia, o czym mówisz ― wzruszyłam ramionami i oparłam się o ścianę, pod którą siedzieliśmy.
Krzywiąc się, jakby siedział na szpilkach, Bambam odwrócił się do mnie i już miał otworzyć usta, ale pojawił się Jackson, więc tylko kłapnął szczęką, jak śnięta ryba i z powrotem usiadł pod ścianą.
― Dobrze, że mieliście te wtyczki bezpieczeństwa założone. Gdyby nie to ― pomachał ręką przed swoim nosem i głośno pacnął się w czoło ― rolka by wam twarz rozjechała. Crushed visuals. Not nice. Macie ― kucnął i podał nam po puszce jakiegoś izotonika. ― Lepiej jeszcze posiedźcie, bo nieźle się rąbnęliście (人・∀・)
I to by było na tyle. Wstał, pokręcił głową, rzuciwszy nam ostatnie spojrzenia i zostawił nas samych.
― Nie masz za grosz subtelności ― mruknął Bambam-jednooki-pirat.
― Nie mam pojęcia o czym mówisz.¯\_(ツ)_/¯
― Wcale tak.
― Wcale nie.
― Wcale tak.
― Wcale NIE!
― Hej, Jackson! ― OCH! Co to za mina?! Σ (੭ु ຶਊ ຶ)੭ु⁾⁾
No więc spojrzałam w lustro. Nie mam pojęcia, kogo tam zobaczyłam, ale się jej przestraszyłam. To chyba przez te oczy. Biło z nich szaleństwo i błyszczało jak sztuczne diamenciki w uchu Bambama.
― No i co? CO?! ― zawołałam, starając sie wysunąc brodę do przodu, ale skóra mi się ściągnęła na twarzy i ból spromieniował mi aż do stóp. ― Co...? Pozwij mnie.
― Wszyscy już o tym wiedzą ― powiedział Bambam-miszcz-subtelnej-zmiany-tematu.
― Niby o czym?
― Że zachowujesz się... ― przerwał Bambam-guru-delikatności ― jak potłuczona. To przez to, że wtedy dostało ci się piłką?
― Nie. ― Trochę tak. Zdecydowanie tak. ― I nie jestem oczywista.( ̄∀ ̄*)
― Wszyscy już o tym wiedzą ― powtórzył Bambam-król-ciętej-riposty. - Może gdybyś zachowywała się normalnie...
― Zachowuję się normalnie! ― Prawie rzuciłam w niego puszką. O mały włos. Odstawiłam ją na podłogę. ― Zachowuję się normalnie.
― Nie. Gdybyś zachowywała się przy nim tak, jak teraz, TO by było normalnie ― wytknął Bambam-miszcz... Na pewno miszcz czegość. Ręka mu już chyba odpadała od trzymania worka, więc ją opuścił. Połowa twarzy mu zsiniała. Wywalił się nie gorzej, niż ja. ― Może Jackson nie wygląda na takiego, ale to jak siekasz przy nim sylaby, albo się na niego gapisz ― nawet mnie przyprawia o gęsią skórkę. Pewnie myśli, że chcesz się na nim odegrać za tamto. Knujesz. Może chcesz go zabić. ╮(︶▽︶)╭
― Przecież dobrze mi szło (ーー;) ― podrapałam się głupkowato po głowie. ― Myślałam, że plan Suwon całkiem zgrabnie idzie.
― Jaki plan?Σ( ̄。 ̄ノ)
No to mu powiedziałam. Nawet pokazałam mu moje bazgroły, które nosiałam przy sobie, gdyby aby mi się coś zapomniało.
― Weź to wywal ( ̄  ̄|||)
― Ale... (*꒦ິ꒳꒦ີ)
― Wywal (눈_눈)
Chciałam mu zabrać moje notatki, ale je podarł. Pozostało mi tylko patrzenie na biedne strzępki wlające się po wykładzinie.
― No nie załamuj mnie, Jeong ― żąchnął się Bambam-pani-dobra-rada. ― Masz z pięciuset braci...
― Trzech (ᇂ_ᇂ|||)
― Nieważne. Co byś sobie pomyślała, jakby jakaś dziewczyna się do nich tak zachowywała.
No to pomyślałam i przed oczami, dokładnie jak w filmach ― jak babcię kocham! ― pojawiła mi się długa rolka retrospekcji. Second-hand embarassment.
― No i?
― Chyba pomyślałabym, że jej zależy?
― (눈_눈)
― Że ma dużo zapału?
― (눈_눈)
― (⁄ ⁄>⁄ ▽ ⁄<⁄ ⁄) Co za walnięta baba?
― Dziękuję!
― (*꒦ິ꒳꒦ີ)
― Pewnie Suwon chciała dobrze, ale nie na tym rzecz polega. Problem tkwi w tym, że zachowujesz się nienaturalnie. Bądź sobą, bo dzięki temu ludzie ciebie lubią, jasne? Daj się polubić, Jeong.
CZYTASZ
― unreasonable ; jackson wang
Humor«c o m p l e t e d» ❝one of the fans asked me, what did i eat to become so hot? and i was like... rice?❞ ; king jackson prequel unrequited ©blanka|18082017