Potrząsnęłam głową, kiedy przed moimi oczyma pojawił się ogromny pociąg, a obok niego setki ludzi, których kompletnie nie znałam, ani nie kojarzyłam. Przechodząc przez portal ukryty w ścianie, wylądowałam w magicznym choć przedziwnym miejscu. Jako jedyna z mojej rodziny miałam zaszczyt przez najbliższe siedem lat uczestniczyć w lekcjach magii i czarodziejstwa w nieznanym dotąd mi kompletnie miejscu, jakim był Hogwart.
Szkoły na żywo nigdy wcześniej nie miałam okazji ujrzeć, a co dopiero do niej wejść, więc to, że byłam bardzo zestresowana wyjazdem jednocześnie, będąc podekscytowaną, naradzało w mojej głowie nieskończenie wiele pomysłów, co zrobię, gdzie pójdę, jak wyczaruję cokolwiek...
Nie mogłam się już w tamtej chwili doczekać postawienia pierwszego kroku, mijając drzwi wejściowe Hogwartu. Moje szczęście i ilość drzemiących we mnie emocji przekraczały wszelkie skale i byłam pewna, że emanującą ze mnie radość było widać na pierwszy rzut oka. W tamtej chwili nie przejmowałam się żadnymi problemami, zagwozdkami, albo nawet dość istotnym faktem, że nie znałam zupełnie nikogo.
Owszem, nie znałam nikogo, ponieważ o Hogwarcie dowiedziałam się całkiem niedawno. Moi rodzice nie dysponowali żadnymi mocami. Byli zwykłymi ludźmi, którzy zajmowali się na co dzień papierkową robotą w biurze, bądź wydawaniem posiłków w knajpce. Wieść, że byłam uzdolnionym czarodziejem, zaskoczyła ich tak samo, jak mnie. Z tego, co widziałam i od nich słyszałam, cieszyli się. Ciągle powtarzali mi, że na pewno w tej szkole będę bezpieczna. Nie miałam pojęcia, o co mogło im chodzić, skoro sami dowiedzieli się o istnieniu tego budynku w tym samym czasie co ja. Przez pewien czas się nawet głowiłam, czy skoro w Hogwarcie miałam być bezpieczna, to poza nim już nie?
Zdeterminowana pożegnałam mamę i tatę ogromnymi i głębokimi uściskami. Mama próbowała mnie pocałować w policzek, lecz szybko odskoczyłam na bok, rumieniąc się i tłumacząc jej, że nie chciałam, aby któreś dziecko się zaczęło ze mnie śmiać. Nie byłam już taka malutka, choć dalej wiedziałam, że potrzebowałam opieki. W końcu bycie jedenastolatką to nie to samo, co pełnoletność. Kobieta niechcący odgarnęła część moich włosów, które opadały mimowolnie na moje ramiona, odsłaniając delikatne znamię w postaci ptaka. Wstydziłam się tego znaku, więc czym prędzej opatuliłam szyję kosmykiem ciemnych włosów.
Moje bagaże zostały zabrane i schowane w odpowiednie dla nich miejsce przez dorosłego mężczyznę. Odwróciłam się ostatni raz w stronę mamy i taty, obdarowując ich szczerym uśmiechem, a następnie zadarłam głowę i ostrożnie weszłam do jednego z wagonów. Wybrałam właśnie tamten, ponieważ wiele innych dzieci w moim wieku również do niego wsiadało.
Chciałam znaleźć miejsce w jakimkolwiek przedziale. Pasowało mi nawet jeśli kilka osób już miało go zajmować. Moje nogi prosiły o odpoczynek, a nie miałam zamiaru stać w wąskim korytarzu i dalej się męczyć. Wiele osób tak właśnie wyobrażało sobie kilkugodzinną podróż. Mnie się nawet nie śniło, aby im towarzyszyć. Próbowałam się przeciskać pomiędzy młodymi czarodziejami. Było naprawdę ciężko, ponieważ ich ilość była zadziwiająca. W końcu, gdy doszłam do przedziału znajdującego się na końcu wagonu, znalazłam również w nim wolne kilka miejsc. Co prawda jedno było zajęte przez jakiegoś chłopaka, lecz najważniejsze dla mnie było w tamtym momencie to, żeby odsapnąć.
Odsunęłam szklane drzwi, a chłopak o jasnoblond włosach energicznie odwrócił głowę w moją stronę, nie okazując żadnych emocji. Próbowałam się na siłę uśmiechnąć, lecz wydaje mi się, że prędzej wyglądałam śmieszniej niżeli przyjaźniej. Postanowiłam przerwać ciszę, która na chwilę zapanowała pomiędzy naszą dwójką.
– Mogłabym się dosiąść do ciebie? – zapytałam pełna nadziei na pozytywną odpowiedź. Wyobrażałam sobie, że moje nogi krzyczały: "Tak, proszę, zgódź się!".
CZYTASZ
refuge » draco malfoy
Fanfictionzbliżająca się wojna pomiędzy złymi i jeszcze gorszymi próbuje rozdzielić losy najmłodszych czysto krwistych potomków dwóch prastarych rodów. [przewidywane jest około 35-40 rozdziałów]