Rozdział 17. Prastary ród

160 16 0
                                    

Zapadający zmierzch za strzelistym oknem szkoły powodował we mnie narastający niepokój związany z zapowiadającym się powrotem Czarnego Pana. Czym prędzej próbowałam uprzątnąć swoje myśli, aby nie dać się zwariować. Tego właśnie Voldemort oczekiwał. Strachu i paniki wśród najmłodszych czarodziejów.

Dormitorium Puchonek opustoszało. Wszystkie dziewczęta udały się do Wielkiej Sali, aby ucztować nadchodzący weekend. Przyznaję szczerze, że byłam w tamtym momencie w bardzo dobrym humorze, więc spokojnie mogłabym dołączyć do reszty Puchonów. Jednak musiałam zająć się prywatnymi sprawami, a dokładniej – rodzinnymi.

Udając chwilę wcześniej pochłoniętą pracami domowymi i nauką, pożegnałam wymijająco ostatnią uczennicę, która dzieliła ze mną dormitorium. Zatrzasnęła drzwi, a ja pędem wyciągnęłam z kieszeni swojego czarnego, nieświeżego już płaszcza pognieciony wycinek gazety. 

Przełożyłam wszystkie pergaminy i księgi na najbliższe łóżko. Zestresowana wgapiłam się w blat biurka i zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno chciałam poznać skrywaną od dawna przez rodziców prawdę. Czy oni tego by chcieli? Abym dowiedziała się o swojej prawdziwej przeszłości z wycinka jakieś starej prasy, aniżeli od nich samych? 

Oprzytomniałam i z impetem wyprostowałam artykuł. Wyglądał, jakby ukrywał się w zakamarkach biblioteki przez co najmniej piętnaście lat. Był kruchy i chropowaty w dotyku. Prawie tak samo, jak starzeje się Pismo Święte w Kościele, które przekartkowuje się mokrym palcem. 

Czym prędzej zaczęłam zagłębiać się w jego treść.

Pierwsze co rzucało się w oczy czytelnikowi, była to poruszająca się fotografia kobiety w ciemnogranatowym płaszczu z narzuconym na jej głowę kapturem, który na krawędziach miał wyszyte wzory ptaków. Postać strzelała z łuku w stronę zamaskowanego, ubranego na czarno mężczyzny. Na szyi po prawej stronie posiadała bliznę w tej samej postaci, co ja. Fotografia zaczynała się od nowa, gdy wystrzeloną strzałę dzieliły milimetry od wbicia się w ciało ofiary. 

Na szczycie artykułu widniał wielki zawijający się napis "Rodzina Archer". 

Treść artykułu nie była porywająco długa, na co liczyłam po tak zawiłej drodze zdobycia go. Począwszy od dowiedzenia się, że moim prawdziwym, nie tym mugolskim, pochodzeniem jest stary ród naprawdę bogatej rodziny, skończywszy na przeczytaniu, że... w tamtym momencie byłam jedynym żyjącym jej członkiem.

Wzdychnęłam nerwowo i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Może nie powinnam tego czytać, będąc sama? Tyle że jedyną bliską mi osobą był Malfoy, a kto wie, gdzie on się wtedy podziewał.

Czarno na białym było napisane, jak zginęli moi rodzice, gdy byli w prawie tym samym wieku, co ja, czytając wtedy tę gazetę. 

W czasie Pierwszej Wojny Czarodziejów, gdy Lord Voldemort przeszedł w najkrwawszą fazę swojego działania w roku 1981 r., zaczął potajemnie dostawać informacje o Zakonie Feniksa utworzonym w Hogwarcie przez starszych uczniów. Rozpoczęła się łapanka jego członków. Porwano i zamordowano wiele osób, w tym Georgie Archer, która zdążyła przyjąć nazwisko najmłodszego wtedy przedstawiciela rodu Archerów – Feliciousa. – Czytałam półgłosem, próbując skupić się na każdym szczególe.

Nie mogłam uwierzyć, że pierwszy raz w życiu poznałam prawdziwe imiona moich biologicznych rodziców.

Cud narodzin, który przeżył, dzięki litości jednej z kobiet obecnych w kryjówce Czarnego Pana, gdzie trafiła ciężarna Georgia, mógł przejąć dobre imię rodu, lecz po publicznym ogłoszeniu przez Lorda Voldemorta o śmierci Georgii i Feliciousa, ślad po dziecku zaginął. Tak zakończył się żywot prastarego rodu czysto krwistych czarodziejów.

Jestem czystej krwi, pomyślałam i się wzdrygnęłam.

Bezsensownie podciągnęłam rękaw płaszcza i przyjrzałam się błękitnej żyle, delikatnie pulsującej na moim nadgarstku.

– Jestem czystej krwi – powtórzyłam na głos.

Dlatego Malfoy zmienił co do mnie zdanie, od razu pomyślałam, psując sobie humor. Zaczynało to nabierać sensu. Sam pochodzi ze starego rodu, który szczycił się czystą krwią od wieków, a gdy nie znał prawdy o mnie i myślał, że jestem dzieckiem mugoli, nawet nie wpadłby na pomysł porozmawiania ze mną.

Moja głowa pękała. Nawiedzało mnie zbyt dużo nieprzyjemnych myśli. Wyobrażałam sobie śmierć moich rodziców. To, jak mogli wyglądać, będąc w moim wieku. To, jak się w sobie zakochali i walczyli w imię dobra, ryzykując zatarcie rodu i... stracenie mnie.

Czy moja matka myślała o mnie, pakując się w członkostwo w Zakonie? Czy ona mnie w ogóle chciała? Co, jeśli miałam zostać wydana Voldemortowi zaraz po narodzinach?

I kim była kobieta, która mnie ocaliła?


Pamiętajcie o gwiazdce! To mnie bardzo motywuje!

refuge » draco malfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz