Przesiadywaliśmy na błoniach zamku zwróceni ku sobie. Z minuty na minutę robiło się coraz chłodniej i mroczniej. Zakazany Las bardzo mnie przerażał, bo jeszcze nigdy wcześniej nie byłam tak blisko przy jego skraju o tak późnej godzinie. Widziałam, jak po kolei czarodzieje gasili światła w zamku szkoły. Usłyszałam dziwny ryk od strony zarośli. Wzdrygnęłam się i utopiłam wzrok w tafli szarawo granatowej wody jeziora.
Opatuliłam ramiona wokół przyciągniętych do klatki piersiowej kolan i oparłam o nie brodę. Miałam ochotę zasnąć nawet w tak cholernie przerażającym miejscu, lecz obiecałam sobie, że nie wyjdę z naszego spotkania jako pierwsza.
Chłopak siedział tuż obok. Również utopił wzrok w jeziorze, które przepięknie odbijało światło księżyca. Jedną nogę miał wyprostowaną, a drugą przyciągniętą tak jak ja. Wyrywał obumarłą trawę, mając niezadowoloną minę.
Nie zdążyliśmy do tej pory zamienić żadnego sensownego słowa. Nie wiedziałam, jak zacząć rozmowę. Nie chciałam wywołać niepotrzebnej kłótni, tak jak zrobiłam to z Luną.
Jeżeli on chciał siedzieć w milczeniu, to ja również.
Na szczęście jako pierwszy przełamał lody, więc odetchnęłam z ulgą.
– Nie tak sobie wyobrażałem ten rok, a właściwie naukę tutaj... – wycedził zawiedziony, nie spuszczając oka z ziemi.
– Wiesz, jeśli nie chcesz mówić, co się działo przez ostatni tydzień, to nie musisz – zaczęłam zestresowana, spoglądając na jego roztrzepane, nieuczesane włosy – Ale możesz mi zaufać.
– Czemu miałbym? – wyrwał obrażony.
Zrozumiałam, że Draco nie obdarzył mnie takim zaufaniem i poczuciem bliskości, jakim ja jego przez ostatnie kilka dni. Prawdopodobnie wciąż byłam dla niego po prostu Puchonką, z którą obiecał w przyszłości współpracować.
– Bo o mnie wiesz praktycznie wszystko, a ja o tobie zupełnie nic – rzekłam marudnie.
– A powiedz mi, co chciałabyś jeszcze wiedzieć? – zapytał spokojnym, choć podejrzanym tonem głosu, rzucając mi zmęczone spojrzenie. – Że mój ojciec pracuje dla Voldemorta? Że moja matka już nie wyrabia i sama nie wie, w co ma wierzyć i kogo stronę trzymać? A nie, czekaj, nie może trzymać innej niż tej Voldemorta – mówił jak najęty, wyrywając kolejne ździebła trawy. – W dodatku muszę być w to wszystko wplątany, bo w końcu to ja mam najbliższy kontakt z Potterem...
– Draco, ja...
Spojrzał na mnie z prędkością światła i zmarszczył brwi.
– Jeśli komuś się wygadasz, to nie licz, że stanę w twojej obronie.
– Nie chcę nikomu mówić. Przecież właśnie cię zapewniłam, że możesz mi zaufać. – Zauważyłam, jak chłopak się zaczął uspokajać i rozluźniać. – To dlatego chcesz uciec? No wiesz, biorąc udział w Thriatlonie?
– Głównie.
– Więc po co ci jestem potrzebna?
– Co?
– Naciskałeś, abym wzięła udział w konkursie. Chcę w końcu wiedzieć, po co?
Spojrzałam na niego, gdy otrzepał dłonie z zieleni. Nic nie mówił, a ja wciąż czekałam na odpowiedź. Zaczął się nerwowo rozglądać po terenie i wzdychnął, unosząc brwi, jakby mówił w myślach sam do siebie.
– Biorąc pod uwagę twoje pokręcone życie, wykluczam fakt, że na mnie lecisz. – Zaczęłam się śmiać zestresowana, aby jeszcze bardziej uspokoić stale rosnące napięcie pomiędzy naszą dwójką. Chłopak w żaden sposób nie zareagował. Nawet tego nie skomentował. – O mój boże – rzuciłam niekontrolowanie i wstrzymałam oddech. – Ty na mnie lecisz...
CZYTASZ
refuge » draco malfoy
Fanfictionzbliżająca się wojna pomiędzy złymi i jeszcze gorszymi próbuje rozdzielić losy najmłodszych czysto krwistych potomków dwóch prastarych rodów. [przewidywane jest około 35-40 rozdziałów]