Dni mijały, a ja czułam się coraz lepiej. Przestał mi przeszkadzać brak grupy bliższych przyjaciół. Pocieszałam się faktem, że został mi tylko miesiąc, a potem wyjadę na Thriatlon, reprezentując Hufflepuff i Hogwart. Z każdym dniem ekscytowałam się tym coraz bardziej i byłam z siebie zadowolona, że podjęłam decyzję uczestniczenia. Nie miałam nawet wyrzutów sumienia, że borsuka znalazł ktoś inny i tak naprawdę byłam oszustką.
Od ostatniego spotkania z Malfoy'em minął ledwo tydzień. Przyznam, że czułam się w tym czasie osamotniona. Luna wciąż zajmowała się nową paczką przyjaciół, choć obiecała, że wieczorem spotka się ze mną na błoniach zamku, aby nadrobić stracony czas. Bardzo lubiłam dziewczynę, lecz było mi przykro, że sprawa Pottera postawiła między nami wielki mur. Gdy już rozmawiałyśmy, to mało co mogłam usłyszeć, co u niej słychać. Z jednej strony dobrze, że trzymała sekrety i tajemnice Gryfonów na kluczyk. Z drugiej chciałam z nią mieć tak dobry kontakt, jak w poprzednich latach.
Tamtego popołudnia siedziałam w bibliotece i odrabiałam stos prac domowych z Historii Magii. Przeszkadzały mi ciągłe tłumy młodszych czarodziejów, którzy okropnie hałasowali przez wciąż rosnące historie o powrocie Czarnego Pana. Próbowałam z całych sił skupić się na zwojach pergaminu, których treść tworzyła w mojej głowie wzory i obrazki, a nie zaawansowane notatki.
– Podobno syn Lucjusza Malfoy'a został wyrzucony ze szkoły – rzekł szeptem jeden z młodziaków do swojej grupki przyjaciół.
Ścisnęłam mocniej pióro i spojrzałam przerażona w ich stronę. Wystraszyłam się, a serce mi momentalnie zamarło. Prawdą było to, że nie widziałam Ślizgona na oczy od czasu incydentu w łazience nawiedzanej przez Jęczącą Martę. Na lekcjach również się nie pojawiał, a na szkolnych korytarzach czy w Wielkiej Sali słuch po nim zaginął.
– Żeby tylko wyrzucony – prychnęła młoda Gryfonka. – Ja słyszałam, że nie żyje.
– Nie zdziwiłabym się. Jego rodzina jest popaprana, wiecie, że służą Czarnemu Panu?
Owszem, wiedziałam, że Malfoy i jego rodzice mieli co nieco za uszami i do najświętszych nie należeli. Błagałam los, aby plotki tych gówniarzy okazały się nieprawdziwe. Zaczęło mi zależeć na Malfoy'u. On jako jedyny chciał utrzymywać ze mną kontakt i nie musiałam nawet być nachalna, aby kręcił się gdzieś obok mojej osoby. Przyznam, że on sam był czasami bardzo nachalny, lecz w tamtym momencie, gdy usłyszałam, że prawdopodobnie nie żyje, zrobiło mi się ciemno przed oczami i na chwilę przestałam oddychać.
Czym prędzej zabrałam rozwinięte pergaminy i wybiegłam z biblioteki prosto do swojego dormitorium. To było okropne uczucie. Nie mam pojęcia, czy można było nazwać to pustką, czy zawodem. Nie płakałam. Nie wiedziałam w sumie, co dokładnie odczuwałam. Nie dokończyłam pracy domowej z Historii Magii. Zakopałam się w grubej żółtej kołdrze i przeleżałam tak do końca dnia, myśląc, co robić dalej, gdyby te plotki okazały się prawdą.
Wiedziałam, że prawdopodobnie podczas Thriatlonu zginę.
Dumałam nad tym, czy to aby nie moja wina, gdy mu pomagałam? Czy to było możliwe, że zrobiłam coś nie tak? Może wystąpiły tamtej nocy jakieś skutki uboczne, a ja jak idiotka spokojnie wróciłam do swojego dormitorium, żeby się nie narażać bandzie profesorów, którzy na pewno nie wiedzieli, co się działo wśród uczniów. Przysięgłam sobie, że jeśli kiedykolwiek będę chciała z kimś przesiedzieć całą noc w opuszczonym miejscu, nie zawaham się ani przez chwilę. Łzy napłynęły mi do oczu i dałam ponieść się emocjom.
~*~
CZYTASZ
refuge » draco malfoy
Fanficzbliżająca się wojna pomiędzy złymi i jeszcze gorszymi próbuje rozdzielić losy najmłodszych czysto krwistych potomków dwóch prastarych rodów. [przewidywane jest około 35-40 rozdziałów]