Rozdział 6. Puchoni górą

236 20 0
                                    

W środowy poranek siedziałam wygodnie przy stole Puchonów w Wielkiej Sali. O godzinie wpół do ósmej jadłam śniadanie, zastanawiając się w dalszym ciągu nad uczestnictwem w Thriatlonie Wiedzy i Ciała. Przez kilka poprzednich dni próbowałam skupić się na wszystkim innym, tylko nie na wycinku gazety Malfoy'a oraz owym konkursie. Tamtego poranka byłam dość zaspana ze względu na to, że siedziałam długo po zapadnięciu ciszy nocnej przy studiowaniu podręcznika do lekcji Eliksirów. W tamtym roku nauczyciel się zmienił, co automatycznie wzbudziło we mnie nadzieję, że również z tego przedmiotu zostanę doceniona. Wcześniej, gdy nauczał nas Profesor Snape, zwracał uwagę wyłącznie na swoich ulubieńców, którymi byli Ślizgoni.

Moje ciężkie powieki opadły na chwilę, powodując, że niechcący zrzuciłam kilka sztućców na podłogę. Tuż przy moim boku pojawiła się Hannah Abbot, podnosząc widelce wraz z łyżeczką do herbaty i odkładając je wszystkie z powrotem na stół. Uśmiechnęła się do mnie, a po chwili usiadła obok.

Hannah była dziewczyną o lekko różowej twarzy i jasnych, blond włosach, zaczesywanych najczęściej w warkoczyki. Puchonka była niepozorną nastolatką i dość łatwo ulegała wpływom innych, szczególnie swojego przyjaciela, Erniego Macmillana.

– Podekscytowana konkursem? – zapytała, nalewając sobie do filiżanki ciepłej, malinowej herbaty, a ja wzruszyłam marudnie ramionami – Bardzo chciałabym wystartować, lecz zupełnie nie wiem, jak się do tego zabrać – powiedziała szczerze, opatulając dłońmi porcelanową, białą filiżankę.

– Ja chyba dołączę, chociaż sama już nie wiem. Zastanawiałam się nad tym cały weekend i dalej nie jestem pewna.

– To fajna zabawa – oświadczyła, tuż po napiciu się rozgrzewającego napoju – Podobno fajni chłopcy uczestniczą w tym Triathlonie. Jak chcesz, mogę ci pomóc.

– To raczej jest niezgodne z zasadami, ale dam ci znać, jakbym się namyśliła – rzekłam i się uśmiechnęłam.

– Nocą lubi się zaszywać w sadzie, gdy Ty rycersko nie dasz wygrać żenadzie – mówiła cicho i spokojnie, jakby nagle uciekła na drugi koniec szkoły myślami – Może chodzić tutaj o Zielarnię? Jak sądzisz?

– To miałoby jakiś sens, lecz uważam, że byłoby to zbyt proste. Sad od razu kojarzy się z naturą, tam, gdzie kiełkuje nowe życie. Jedyne takie miejsce w Hogwarcie to właśnie Zielarnia lub Zakazany Las, a do tego drugiego nie mamy wstępu, więc pozostaje pierwsze wyjście. Z jednej strony jest to całkiem logiczne.

– No właśnie. Zawsze możemy to sprawdzić po lekcjach – rzekła pewna siebie – Nic się nie stanie, jeśli pójdziemy ot tak do Zielarni. Nikt nie musi wiedzieć, że szukamy w tym momencie figurki.

– A co jeśli rzeczywiście ją znajdziemy? W dodatku razem? – zapytałam i spojrzałam na nią.

– No cóż, oddam ci ją – wyznała, wzdychając i odstawiając filiżankę na stół – Od pierwszego roku bardzo pracujesz na swoje oceny, a na lekcjach czasami dysponujesz lepszym przygotowaniem, niż sam nauczyciel – zaśmiała się – Myślę, że będzie najlepiej, jeśli to ty będziesz reprezentowała nasz dom.

– Dziękuję, Hannah – powiedziałam, uśmiechając się – Z jednej strony dobrze mi z tym że mam taki zapał do pracy, z drugiej boję się, że niektórzy uważają mnie za kujonkę, która nie wychodzi z dormitorium lub biblioteki i tylko siedzi i cały czas się uczy, i uczy i uczy i...

– A czy to jest ważne? Ludzie gadają wiele bzdur. Sama kiedyś nie byłam aniołkiem.

Mój wzrok przez chwilę utonął w parującej herbacie w filiżance Puchonki. Nie zauważyłam, kiedy kilkanaście, bądź kilkadziesiąt różnych sów wleciało do Wielkiej Sali, dostarczając pocztę uczniom. Wyprostowałam się i spoglądnęłam na nieruchomą dziewczynę, której kciuki zaczęły kręcić młynek.

refuge » draco malfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz