Wieczorem tego samego dnia, gdy czytałam w swoim dormitorium mugolską powieść dla nastolatków, w Salonie Puchonów zjawiła się Profesor Sprout. Zawołała wszystkich na ważne ogłoszenie. Domyślałam się, że chciała zawiadomić innych uczniów o tym, że to ja znalazłam figurkę. Ze stresu cała się trzęsłam, że będę w centrum uwagi calutkiego domu.
Wszyscy pojawiliśmy się w Salonie niecałe dziesięć minut później. Oparłam się o drewniany regał, na którym stało trzydzieści pięć różnych gatunków kaktusów. Próbowałam udawać rozluźnioną i pewną siebie. Gdy zobaczyłam Zachariasza wśród grupy jego nowych przyjaciół, poczułam lekkie ukłucie w sercu. Spojrzał na mnie bez emocjonalnie i wyszeptał coś do swojego kolegi, który się zaśmiał. Poczułam się niekomfortowo. Chciałam wrócić do dormitorium.
– Dobry wieczór wam wszystkim! – Profesor zaczęła mówić głośno i wyraźnie z uśmiechem na ustach. – Nie będę wam zabierać tak miłego wieczoru, więc przejdę od razu do rzeczy. – Wyciągnęła z kieszeni swojego szarawo brązowego płaszcza figurkę borsuka, a Puchoni momentalnie zamarli w ciszy. Pokazała ją wysoko i rozglądnęła się po pomieszczeniu, a gdy mnie ujrzała, rozpromieniła się jeszcze bardziej. Wskazała w moją stronę, a ja zacisnęłam nerwowo zęby i pomachałam ludziom, którzy wlepili we mnie wzrok.– Chciałabym z radością ogłosić, że figurka została znaleziona przez Melissę Archer! W dodatku Melissa zapewniła Puchonom dodatkowe trzydzieści punktów!
Ludzie, którzy mnie nigdy wcześniej nie kojarzyli, bili brawo i się sztucznie uśmiechali. Spojrzałam na Zachariasza, który zaczął szeptać coś swoim kolegom i się śmiać. Zrobiło mi się przykro.
– Wyśpijcie się przed kolejnym dniem w Hogwarcie! – Ludzie jeszcze chwilę stali wgapieni w Profesor Sprout. – No zmykać mi i to już. Koniec ogłoszenia – zaśmiała się, a jej policzki zrobiły się różowawe.
Uczniowie porozchodzili się do dormitoriów. W Salonie zostałam tylko ja, Profesor Sprout i grupa Zachariasza. Rozmawiałam z kobietą o spotkaniu wszystkich uczestników z Profesorem Dumbledorem, które miało odbyć się tydzień później.
Kobieta pożegnała się i wyszła z Salonu, zatrzaskując zbyt mocno okrągłe drzwi. Byłam z siebie dumna. Również skierowałam się w stronę wyjścia. Chciałam odnaleźć Lunę, która zapewne przesiadywała na błoniach zamku i powiedzieć, że zostanę uczestniczką Thriatlonu Wiedzy i Ciała. Wreszcie od dłuższego czasu byłam szczęśliwa, więc coś musiało pójść nie tak.
– Figurka powinna zostać przecięta na pół – usłyszałam zza pleców głos Zachariasza, a zaraz po nim śmiech jego bandy półgłówków.
– Słucham? – Odwróciłam się na pięcie.
– Jedna połowa powinna być dla ciebie, oczywiście – ciągnął, próbując pozbierać resztki odwagi, aby wreszcie mi dopiec – A druga dla tego, kto ją naprawdę znalazł.
Wystraszyłam się, lecz musiałam grać pewną siebie. Zachariasz chciał zaimponować swoim nowym znajomym, że umie dopiec dziewczynie. No tak, przecież nie podszedłby do większego i silniejszego chłopaka w Hogwarcie, tylko do drobnej dziewczyny, która jedynie, na co ma siłę to na zignorowanie jego zaczepek.
– O czym ty mówisz?
– Proszę cię, nie znam cię od dzisiaj i wiem, że sama byś nie dała rady jej znaleźć, więc ktoś musiał ci pomóc. Sam nie dałem rady, a co dopiero ty, Archer.
– Przestań wymyślać i daj mi spokój – odburknęłam, odchodząc w stronę drzwi.
– Przyznasz mi rację, gdy odeślą cię po pierwszym zadaniu do domu albo na cmentarz. Oboje dobrze wiemy, że nie dasz rady. Po prostu do ciebie to jeszcze nie dociera albo nie chcesz, żeby dotarło.
Łzy napłynęły mi do oczu. Otworzyłam okrągłe drzwi wejściowe i zasłoniłam twarz włosami.
Czułam się jeszcze gorzej niż wcześniej. Smith powiedział mi całą prawdę. Nie sądziłam, że ona tak bardzo mnie będzie boleć, gdy wreszcie do mnie dotrze.
Było już bardzo późno, a po korytarzach szkoły nikt się nie kręcił. Zakradłam się do łazienki na pierwszym piętrze. Nie była odwiedzana przez nikogo, dzięki obecności ducha Marty Warren. Zapłakana zamknęłam drzwi i oświetliłam pomieszczenie zaklęciem.
Usiadłam przy kabinach, opierając głowę o drzwi jednej z nich. Nagle z umywalki wyłonił się duch dziewczyny, którego w dalszym ciągu się bałam, lecz nie tak bardzo, jak za pierwszym razem. Jęcząca Marta spoglądała na mnie przez chwilę i usiadła przy umywalkach. Przetarłam dłonią oczy i poprawiłam mokre kosmyki włosów.
– Dlaczego płaczesz? – zapytała, próbując podać mi okurzony ręcznik papierowy, lecz wszystko przelatywało przez jej małe rączki, jak przez niewidzialną materię, którą była.
– Wszystko się popsuło i nikt mnie tutaj już nie lubi. – Szlochałam, dotykając lodowatymi dłońmi swoich rozgrzanych od płaczu policzków. – Powinnam się tutaj nigdy nie pojawiać i żyć swoim mugolskim życiem, na przykład w jakimś dobrym liceum w Londynie.
Jęcząca Marta zbliżyła się do mnie i uśmiechnęła.
– Też mnie tutaj nie lubili. Szczególnie taka jedna Oliwia Hornby, ta to była niezłe ziółko! Przez nią teraz jestem, jaka jestem – ciągnęła monolog dziwacznym głosem, który odbijał się od ścian łazienki. – Później, kiedy stałam się duchem, to ja jej niszczyłam życie. Chodziłam za nią krok w krok, ale miałam ubaw! Szkoda tylko, że zakazali mi opuszczać w pewnym momencie Hogwart. Od dawna jej nie widziałam. Ciekawe czy żyje? Mam nadzieję, że nie tak jak ja.
– Zabiła cię? – Zainteresowałam się jej opowieścią.
– Nie! Znaczy nie dosłownie. Kiedyś mi niszczyła życie, gdy jeszcze je miałam. Przychodziłam płakać tutaj do łazienki tak jak ty dzisiaj, a później...
Usłyszałyśmy próbę otwarcia drzwi wejściowych do pomieszczenia. Wgramoliłam się czym prędzej do kabiny i ją delikatnie po cichu zamknęłam. Opuściłam klapę brudnej okurzonej toalety i usiadłam na jej marmurowej desce.
– Ach, to ty, kochasiu! – Krzyknęła głośno Marta, a ja zaczęłam się trząść ze stresu. – Krwawisz?! Dopiąłeś już swego? Oby nie, bo poznałam bliżej przed chwilą super dziewczynę i jest moją nową przyjaciółką. Myślę, że ją...
– Zamknij się przynajmniej na chwilę, dobra?
Usłyszałam rozgoryczony głos Malfoy'a. Wypuściłam powietrze z ust. Mimo wszystkiego nie chciałam wychodzić, ponieważ w ten sposób mogłam usłyszeć coś, co w późniejszym czasie wykorzystałabym przeciw niemu.
Draco zaczął syczeć z bólu. Wymawiał nieznane mi zaklęcia, lecz nie widziałam, co się działo za drzwiami kabiny. Stanęłam na desce, aby wyjrzeć z góry. Feralnie stopa ześlizgnęła mi się z toalety i wpadłam na drzwi kabiny, uderzając o nie otwartymi dłońmi.
– Kto tu jest?! – Wykrzyknął w moją stronę, a ja w dalszym ciągu chowałam się bez słowa. – Kogo tutaj do cholery ściągnęłaś? Wiedziałem, żeby ci nie ufać! – krzyczał na Jęczącą Martę.
– Ale to nikt taki! To moja nowa przyjaciółka, właśnie ci o niej mówiłam! Powinieneś być zadowolony ze mnie, bo to ta dziewczyna, o której co chwilę mi gad... – Jęcząca Marta momentalnie ucichła, a mi serce waliło milion razy mocniej.
Powoli otworzyłam drzwi kabiny i utkwiłam wzrok w Draconie, który opierał się łokciem o starą umywalkę, a drugą ręką mierzył we mnie różdżką. Widziałam, że odetchnął z ulgą, gdy mnie ujrzał. Chłopak był cały zakrwawiony, a jego koszula ze śnieżnej bieli zmieniła kolor na bordo i rubinową czerwień.
– Melissa? – Spoglądał na mnie bezsilnym wzrokiem i opuścił różdżkę na ziemię, a zaraz po chwili sam stracił przytomność i przyległ do zimnych kafli starej opuszczonej łazienki.
Pamiętajcie o gwiazdce! To mnie bardzo motywuje!
CZYTASZ
refuge » draco malfoy
Fanfictionzbliżająca się wojna pomiędzy złymi i jeszcze gorszymi próbuje rozdzielić losy najmłodszych czysto krwistych potomków dwóch prastarych rodów. [przewidywane jest około 35-40 rozdziałów]