Rozdział 7. Eliksiry u Slughorna część I

197 18 0
                                    

Podczas lekcji podwójnych eliksirów z Profesorem Slughornem, okropnie się stresowałam. Miałam nadzieję, że tamtego dnia będziemy przerabiać dość trudny temat, aby klasa nie była kompletnie zorientowana, o co chodzi, a ja mogłabym zabłysnąć przed nauczycielem.

– Dzisiaj będzie praca w parach. Proszę, dobierzcie się szybko, bo czas leci – powiedział, otwierając gruby podręcznik i machając dłonią.

Odwróciłam się, aby spojrzeć na Zachariasza, który siedział dwie ławki dalej. Chciałam go zawołać, aby dołączył do mnie, lecz zanim się zorientowałam, ktoś zajął jego miejsce. Nie był to Puchon, którego oczekiwałam.

Była to Ślizgonka.

Pansy trzasnęła głośno grubą księgą o drewniany blat stolika i wrednie się do mnie uśmiechnęła. Wiedziałam, że czegoś oczekiwała albo chciała porozmawiać na "bardzo ważny" temat, jakim zapewne było trzymanie się z daleka od jej przyjaciela.

– Nikt cię tutaj nie zapraszał – parsknęłam zdenerwowana.

– Sama się wprosiłam. Takie osoby jak ja, nie potrzebują specjalnego zaproszenia, bo są wszędzie mile widziane.

– Duża pewność siebie – zauważyłam, omijając ją wzrokiem.

Wiedziałam, że bycie w parze z Pansy, wykluczało moje uznanie u Profesora Slughorna. Dziewczyna nie przykładała się do nauki tak bardzo, jak ja, a nawet ją odrobinę lekceważyła, co kompletnie mi się w niej nie podobało.

– Panie Smith, Panie Malfoy, dosiądźcie się do siebie. Zostaliście ostatnią dwójką, która nie ma pary – powiedział mężczyzna, poprawiając szatę.

– Jestem samowystarczalny – usłyszałam poważny ton głosu Malfoy'a i się cicho zaśmiałam. Parkinson zmierzyła mnie wzrokiem.

– Ależ nalegam. Zadanie nie jest łatwe, a praca w parach będzie wymagana – sprostował, próbując być spokojny.

– Ja również nie widzę takiej potrzeby – odezwał się Zac, mówiąc marudnym tonem głosu.

– No... Niech wam będzie, dzieci.

Profesor Slughorn przydzielił zadanie i rozpisał kilka informacji na tablicy, dyktując co chwilę na głos potrzebne składniki na sporządzenie eliksiru. Uczniowie rozmawiali ze sobą szeptem. Przeważnie słyszałam tylko obracanie stron podręcznika. Jęczałam w myślach, iż wylądowałam u boku Pansy Parkinson. Dziewczyna nawet nie chciała ruszyć palcem, aby mi w czymkolwiek pomóc. Jak przy takim partnerze miałam udowodnić swoje zalety i zabłysnąć w oczach nowego nauczyciela?

– Pomóż mi jakoś – szepnęłam.

– Niby dlaczego?

– Bo niby pracujemy razem, a wszystko robię sama – warknęłam.

– To dobrze. Zrobisz najlepiej z naszej dwójki – zaśmiała się cicho.

– A ty zgarniesz dla siebie dobrą ocenę? Nie myśl sobie, że na to pozwolę.

– Proszę bardzo, pff – rzuciła od niechcenia i oparła się o krzesło – Idź do tego swojego Smitha.

Moja złość wyskoczyła poza wszelkie skale. Oburzona zamknęłam z trzaskiem podręcznik i wstałam, nie odrywając wzroku od Pansy, która bacznie obserwowała każdy mój ruch. Profesor Slughorn zadarł głowę i spojrzał na mnie zaskoczony.

– Panno Archer, coś się stało? – dopytał zmartwiony.

– Tak, panie Profesorze. Mogłabym zmienić parę? Nasze stosunki nie są najlepsze – stwierdziłam na forum klasy.

refuge » draco malfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz