Rozdział 14. Vulnera Sanentur

178 18 1
                                    

Łomotanie serca rozsadzało mi wnętrze klatki piersiowej. Z nerwów przygryzałam z całych sił dolną wargę. Krew robiła coraz większe kałuże na starych szarawych kaflach łazienki. Czym prędzej podbiegłam do nieprzytomnego chłopaka i uklęknęłam przy nim. Moje dłonie drżały i bałam się, że nie uda mi się nic wskórać. Jęcząca Marta skakała wokół mnie, rozpraszając każdą myśl. 

– Może spróbuj jakieś zaklęcie? No wiesz, on zaraz umrze. 

– Może łaskawie się zamknij i idź po kogoś?! – Dałam się ponieść emocjom. Duch dziewczyny momentalnie posmutniał i ucichł. – Ja przepraszam, ale nie wiem jak mam mu pomóc, a twoje marudzenie nic nie pomaga, jedynie przeszkadza!

Głęboko oddychałam, czułam, jak cofał mi się ostatni posiłek. Upewniłam się, czy Malfoy w dalszym ciągu oddychał. Na szczęście tak. Koszula chłopaka już bardzo mocno nasiąknęła krwią, bałam się, że zostanę posądzona za coś, czego nie zrobiłam, albo że mu nie pomogłam, a ja byłam zbyt sparaliżowana, aby cokolwiek zdołać.

Rozejrzałam się po jego ciele. Miał cztery duże rany. Wzdychnęłam nerwowo i odgarnęłam moje włosy. Rozpięłam jego zakrwawioną koszulę i delikatnie próbowałam ją zdjąć. Materiał przyklejał się do największej rany na brzuchu. Rozwiązałam swój żółtoczarny krawat i zawiązałam mocno przy jednym z obrażeń. Kontynuowałam to samo z jego bardzo pogiętym zielonym krawatem. 

Nie miałam już więcej opatrunków, a czasu coraz mniej. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Jęcząca Marta zniknęła. Zostawiła mnie samą. Moje dłonie były całe ubrudzone krwią tak jak prawy policzek. Przypomniałam sobie zaklęcie uzdrawiające, jednak nie byłam pewna, czy zdołałabym poprawnie je użyć. Nerwowo chwyciłam za swoją różdżkę i powtórzyłam trzy razy:

– Vulnera Sanentur.

Rozlana krew momentalnie się oczyściła i wróciła do ciała Ślizgona. Sprawdziłam, czy wciąż oddychał. W końcu rany się zasklepiły, a ja mogłam odetchnąć z ulgą. Oparłam się o lodowatą ścianę i przymknęłam zmęczona oko. Zasnęłam.

To wszystko zaczynało mnie naprawdę przerastać, jednak byłam z siebie dumna, że udało mi się mu pomóc. Nie miałam pojęcia, co sprawiło tak przewlekłe obrażenia. Czy mnie to obchodziło? Może odrobinę. Prawda wyglądała tak, że pomimo złej relacji z chłopakiem, tylko z nim rozmawiałam. Dla reszty byłam w tej szkole skończona. Nie wiedziałam, dlaczego Malfoy tak bardzo naciskał na to, abym wzięła udział w Thriatlonie, lecz przyznam, że zaczynałam go lubić. Oczywiście pomimo wszystkich okropnych wydarzeń, które miały miejsce w przeszłości. 

Przebudziłam się. Wciąż siedziałam w chłodnej opuszczonej łazience. Obok siedział oszołomiony Malfoy, który bardzo powoli ubierał szkolny mundurek. Spojrzałam na niego, lecz jego wzrok błądził po podłodze. 

– Co się stało? – zapytałam cichym głosem, mając nadzieję na odpowiedź.

– Nie twoja sprawa, Archer – syknął zza ramienia, a po chwili spojrzał na mnie. Byłam wciąż brudna od jego krwi. Zauważył to i momentalnie zbladł. – Pomogłaś mi? 

– A widzisz tutaj kogoś innego? 

– Nie, ale mogłaś mnie zostawić... – powiedział półgłosem i z trudnością wstał, opierając się o umywalkę.

– Co, proszę? Dobra, następnym razem, gdy spotkam cię umierającego w damskiej łazience, pójdę jak gdyby nigdy nic, pasuje?

– Wszystko jedno.

– Przestań być takim gburem, mógłbyś mi podziękować przynajmniej. Wystraszyłeś mnie..

Ponownie spojrzał na mnie, śmiejąc się, a ja speszona uciekłam wzrokiem po łazience.

– Małej Melissie zależy na czymś innym niż na książkach i nauce? Kto by się spodziewał?

Nastała krótka chwila ciszy, a mnie było niezmiernie głupio i przykro.

– Tak mnie postrzegacie? – wybełkotałam smutna, mając już łzy w oczach. Draco wzdychnął głośno i namoczył mój krawat wodą.

– Nie, znaczy... Nie. – Przeklął coś cicho pod nosem i podał mi materiał, abym przetarła sobie policzek. – Udawajmy, że nic nie powiedziałem. 

– Bo nie umiesz się z tego wykręcić? 

– Nie. Bo nie umiem z tobą inaczej rozmawiać niż w ten sposób.

Nastała chwila ciszy, a ja powoli oczyszczałam policzek i włosy z brudu. Schowałam mokry krawat do kieszeni płaszcza i wstałam na równe nogi. Draco opierał się o umywalkę i myślał nad czymś.

– Więc nie będziesz już musiał ze mną rozmawiać – wycedziłam i udałam się w stronę wyjścia.

– Tyle że ja właśnie chcę. – Złapał mnie za dłoń i pociągnął, abym nie wychodziła. Było już bardzo późno i wolałam nie zostać znowu przyłapana poza dormitorium. 

Draco trzymał ciągle moją dłoń, a jego oczy momentalnie wypełniły się łzami. Spojrzałam raz jeszcze na drzwi, a potem na niego i się przybliżyłam. Stresowałam się jego bliskością, że to był jakiś przekręt albo żart, jednak poczułam się wtedy zbyt pewnie i po prostu go objęłam, a on ukrył twarz w moich włosach. 

Usiedliśmy znów na lodowatych kafelkach, tym razem blisko siebie. Oparłam się plecami o ścianę, a on o drzwi zamkniętej kabiny. 

– Jeśli nie chcesz mówić, co się stało, to nie mów. Sama bym ci nie powiedziała, bo wciąż ci nie ufam – rzekłam spokojnym tonem głosu, rysując kółka na podłodze. – Ale wiedz, że przyznałam się co do znalezienia figurki. 

– Nareszcie. 

– Więęęęc... – spojrzałam na niego, a jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. – Dasz mi gazetę?

– Nie mam jej przy sobie.

– Och, okej – szepnęłam bardziej do siebie, wiedząc, że tak naprawdę nigdy jej nie dostanę.

– Dam ci ją jutro.

Jasne. Bo ci uwierzę – pomyślałam.

Uniosłam delikatnie kąciki ust, lecz wciąż mimowolnie przymykałam ze zmęczenia oczy. Przetarłam twarz i spojrzałam na chłopaka, który znowu zaczął nad czymś myśleć.

– Draco – powiedziałam półgłosem, a blondyn utkwił we mnie wzrok – Boję się, że nie dam rady w tym konkursie.

– Nie przejmuj się nim, będziemy współpracować. 

– Nie wiem, czy to jest dopuszczalne, skoro każdy dom ma swojego zawodnika.

– No i co z tego? 

Ponownie zapadła cisza. Ja momentalnie odpływałam. Ocknęłam się po kilku minutach i powoli się podniosłam. Chłopak również wstał. Spojrzałam szybko na drzwi, a później na niego. 

– Powinnam już iść.

Nie odezwał się. Ruszyłam w stronę wyjścia przemęczona i zmarznięta. W głębi duszy podniósł mnie na duchu, twierdząc, że mi będzie pomagał. Nie wiedziałam, ile było w tym prawdy. Nastawiłam się jak zwykle na jak najlepszy scenariusz, w który łatwo uwierzyłam, biorąc pod uwagę, jak silnym czarodziejem chłopak był.

– Archer – powiedział w ostatnim momencie, a ja się szybko odwróciłam, jakbym na to tylko czekała – Nie jesteś wcale taka zła, jak kiedyś sądziłem. I dziękuję.

Cicho prychnęłam ze śmiechu, zarumieniłam się i wyszłam z łazienki.


Pamiętajcie o gwiazdce! To mnie bardzo motywuje!

refuge » draco malfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz