Modlitwa 1

120 7 0
                                    


Dzisiaj moja trzynastoletnia córka zapytała się czym jest miłość. Nie umiałam jej odpowiedzieć. Nie wiedziałam jak wytłumaczyć własnej córce co się kryje za pojęciem miłości. Mam trzydzieści sześć lat i nie wiem jakie to uczucie patrząc w oczy męża, czuć motylki w brzuchu, bo zamiast nich mam supeł nerwów. Chciałabym jej powiedzieć, że miłość to coś pięknego, ale nie chcę jej okłamywać. Nie mam zamiaru przemilczeć tego, że kochanie drugiej osoby to także cierpienie, przepłakane i bezsenne noce, niewypowiedziane słowa oraz złamanie własnych zasad.

Chciałabym opowiedzieć jej historię własnej miłości.

Chciałabym powiedzieć imię Ryana bez tego okropnego bólu w klatce piersiowej.

Siedzę teraz w kuchni z pustą kartą, która leży przede mną, papierosem w ręku i łzami w oczach. To Ryan nauczył mnie palić. I kochać. Miałam zamiar spisać naszą historię, by móc kiedyś dać to córce i powiedzieć, że tak właśnie wygląda miłość.

Miłość - moja miłość - ma lazurowe oczy i bezczelny uśmiech.

Moja miłość mnie zniszczyła.

Zaczęło się niewinnie. Ale czy właśnie nie tak zaczynają się najlepsze horrory? Spokojne pierwsze kilkanaście minut filmu i nagle BUM. Pierwsza ofiara - cytata blondynka, później murzyn, dres, który większość życia spędził na siłowni i na końcu tego wszystkiego ginie kujonka. Moje życie nie przypominało horroru, jeśli mam być szczera. Była to mieszanka romansidła z tanim filmem akcji. Coś dla samotnych pań przez trzydziestką, które muszą zapchać czymś sobotni wieczór.

Zacznijmy od początku.

Wszystko zaczęło się latem dziewięćdziesiątego piątego roku. Ale to już pewnie wiecie. Ta data jest ważna. Pozwala mi się upewnić, że to wszystko działo się naprawdę. Obóz Półkrwi, moje pochodzenie, ani Ryan McCrot nie są tylko moim wyobrażeniem. Snem, halucynacją, spóźnionym marzeniem urodzinowym, które zażyczyłam sobie podczas zdmuchiwania świeczek.

Moja historia nie jest wyjątkowa. Pewnie jest milion takich kobiet jak ja - porzuconych, nieszczęśliwie zakochanych, ze złamanym sercem. Co więc wyróżnia mnie z tego miliona kobiet?

No cóż, ja dokładnie wiedziałam, że Ryan mnie złamie.

A mimo wszystko pozwoliłam by mnie złamał, opętał i zniewolił.

Ja tego chciałam.

Ale jeśli spodziewacie się niewinnej nastoletniej dziewczyny, która zakochuje się w najpopularniejszym chłopaku w szkole, to źle trafiliście. Nie byłam nigdy jedną z tych nieśmiałych dziewczyn, które bały się odezwać do kogoś innego niż najlepszej przyjaciółki, z którą znały się od dzieciństwa. A on nie był graczem szkolnej drużyny bejsbolowej. Oboje byliśmy w sumie do siebie podobni. Oboje poszukiwaliśmy i pragnęliśmy od życia czegoś więcej niż nam ofiarowało. Nie jestem pewna jak na tym wyszliśmy, ale to dało nam siłę na dalszą walkę. Tylko cel i sposób w jaki tam dotrzemy - razem czy osobno - się zmieniły.

Początek tej historii - według mnie to była raczej jazda bez trzymanki - był zbyt szybki. Ale to chyba jest najlepsze i najgorsze w nastoletnim życiu - jeśli coś się dzieje to w zawrotnym tempie. Nie miałam czasu na głębokie przemyślenia, refleksje nad własną egzystencją czy zadaniu miliona pytań, które przelatywały przez moją głowę. Nawet czasu na spakowanie nie miałam! Zrobiło to moja mama kiedy wyszłam do kościoła.

Bo musicie wiedzieć, że Bóg to jedyne co mi zostało.

Kościół od zawsze był dla mnie wybawieniem. W tych murach mogłam się schować przed całym światem, problemami jakie miałam. Odnajdywałam tam spokój i zrozumienie. Ta cisza, zapach i otoczka świętości jaka jest w takich miejscach, nie wymagała ode mnie niczego więcej niż poszanowania tego wszystkiego. Tamtego dnia - jak i każdej niedzieli - siedziałam wpatrzona w Jezusa wiszącego na krzyżu. Modliłam się wraz z kilkunastoma osobami i księdzem, który odprawiał mszę. Czułam magię, która przepływała przez moje serce, umysł i duszę. Nie, wróć. To nie była magia. Raczej wiara i miłość do Boga, która była we mnie. Wiedziałam, że cokolwiek się stanie On zawsze przy mnie będzie. I to dawało mi siłę, aby wstać codziennie z łóżka i powitać nowy dzień z uśmiechem na ustach. To delikatne wykrzywienie warg jest skierowane w jego stronę. Patrząc w Niebo - zachmurzone, spokojne, wzburzone czy czyste - wiem, że gdzieś tam on jest i patrzy na nas. Nie potępia, pomaga podnieść się po porażce, ociera łzy smutku i wspiera. Kocha nas - ludzi - takimi jacy jesteśmy. Z wszystkimi naszymi wadami, zaletami i błędami, które popełniliśmy.

Pomódl się za mnie || Percy JacksonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz