Wróciliśmy do zakonu. Uściskaliśmy mamę i pochwaliliśmy jej się naszymi nowymi broniami.
Po jakimś czasie zaproszono nas w odwiedziny do znajomej rodziców. Mama i Tata, mimo, że byli zawsze zajęci bardzo chcieli móc ją zobaczyć. Znalazł się czas, więc zostawiwszy zakon w dobrych rękach udaliśmy się do miejscowości zwanej Floraną.
Pani, do której pojechaliśmy mieszkała w małym, drewnianym domku obrośniętym z każdej strony kwiatami. Co do tych kwiatów, nie było to dziwne zjawisko, bo cała Florana topiła się we wszelakich ozdobnych roślinach.
Zielarka którą odwiedziliśmy nosiła miano wiedźmy. Wtedy nie wiedziałem dlaczego, jednak z czasem dowiedziałem się, że z zawodu nie tylko jest zielarką, ale i toksykologiem, czyli zajmuje się truciznami. Podobno ludzie się jej bali i zaczeli na nią mówić wiedźma lub czarownica. Jej to jednak nie przeszkadzało. W jej ciasnym, lecz przytulnym domku mieszkał też widzący na jedno oko mężczyzna o imieniu Keter. Członek zakonu wyzwolenia, który na jednej z misji zachorował na poważną chorobę mającą stopniowo niszczyć jego ciało. Zaczęło się właśnie od prawego oka. Czarownica potrafiła go uleczyć, ale potrzebowała do tego lat, dlatego właśnie z nią mieszkał. Bardzo dobrze się dogadywali.
Zostaliśmy u nich na noc. Z rana postanowiłem pójść na spacer, a dokładniej wymknąć się, kiedy wszyscy spali. Rodzice nie pozwalali mi samemu opuszczać domu więc podkusiło mnie żeby wyjść bez ich wiedzy. Nie rozumiałem czemu nie mogę wychodzić sam.
Kiedy wyszedłem, byłem zachwycony.
Poczułem się niezależny i wolny.
W tym beztroskim stanie nie martwiłem się tym, że obcy ludzie za mną podążają. Ufałem wszystkim, bo nie zaznałem nigdy krzywdy od człowieka. Właściwie to teraz też jestem zbyt ufny, mimo tego co stało się potem. To moja największa wada, której serdecznie nienawidzę. A wracając.. Nigdy nawet nie widziałem żadnego żołnierza, bo rodzice bardzo się o mnie martwili. Gdyby teraz o tym pomyśleć, byłem takim typowym rozpieszczonym dzieciakiem. Po jakimś czasie idący za mną ludzie podeszli bliżej.
Przywitali się i zapytali czy nie chciałbym ich odwiedzić. Oczywiście się zgodziłem, na nic się zdały przestrogi rodziców. Dziwnie się patrzyli na moje znamię. Poszedłem z nimi do jakiegoś dziwnego budynku. Tam napoili mnie sokiem, po którym zaczęło mi się dziwnie kręcić w głowie. Po chwili już byłem nieprzytomny. Kiedy się obudziłem, byłem w jakimś bardzo bogato wystrojonym miejscu. Rzecz jasna nie miałem pojęcia, że to pałac. Mili ludzie którzy zaprosili mnie do siebie już wcale nie byli tacy mili. Szarpali mnie i śmiali się, pluli na mnie i kiedy poprosiłem o jedzenie, bo byłem bardzo głodny, opróżnili nad moją głowę wiadro z resztkami. Bałem się. Bardzo się bałem. Zanieśli mnie do jakiegoś ciemnego, odizolowanego miejsca i zostawili zamkniętego. Siedziałem tam kilka godzin, brudny, potargany i zapłakany, nagle jednak ktoś otworzył drzwi. Światło mnie oślepiało, ale widziałem posturę kobiety. Przytuliła mnie i powiedziała, że będzie dobrze. Umyła mnie i nakarmiła. Miała piękne, długie czarne włosy.
Nagle ktoś krzyknął, że pan przybył. Chodziło o Lantana, który dowiedział się o mojej obecności w jego pałacu. Rozbrzmiała muzyka, wszyscy ustawili się równo na powitanie króla. Lantan chciał mnie zobaczyć, więc kobieta która się mną zajęła musiała mnie do niego zaprowadzić.
Zobaczyłem go pierwszy raz. Wysoki, czarnowłosy człowiek o delikatnym głosie. Gdy na mnie popatrzył, powiedział pod nosem coś w stylu: "Widzę, że zakon ma synka".
Zaprowadził mnie do swojej komnaty.
Była niesamowita. Wszędzie złoto, kryształy i perły. Pytał mnie o zakon, chciał się wszystkiego dowiedzieć.
Jestem bardzo ufny, ale wtedy milczałem wiedząc, że Lantan jest wrogiem.
Zdenerwował się i groził mi śmiercią. Po jakimś czasie uciszył się i zapytał, czy nie chcę z nim zjeść kolacji.
Poszedłem z nim do sali w której stał długi stół, a na nim tyle jedzenia, że dałoby się wykarmić pół zakonu. Nic nie jadłem. Po wcześniejszych doświadczeniach bałem się, że smakowicie wyglądające pokarmy mi zaszkodzą. Król kazał zawołać swoją siostrę. Kobieta która przyszła była tą samą osobą, która mi pomogła. Ucieszyłem się na jej widok.

CZYTASZ
LITTLE LEAF
AventuraLittle Leaf, po naszemu maleńki liść lub poprostu listek. Po tytule nie można się niczego spodziewać. wydaje się, że nie ma żadnego związku z fabułą, ale wszystko w swoim czasie. Powieść opowiada o kraju zarządzanym przez króla dążącego do wywołania...