Rozdział 8

4.5K 230 21
                                    

- No chyba cię pogięło? - krzyknąłem, wyrzucając ręce do góry i wstając z krzesła.

- Nie - przystawił telefon do ucha i z cwanym uśmieszkiem, oczekiwał na połączenie.

Kiedyś mu zajebię, obiecuję.

- Nie dzwoń do niej! - podszedłem do niego i chciałem wyrwać mu urządzenie z ręki, ale ten zaczął się śmiać i robić uniki.

- Cześć kochanie - powiedział, kiedy zapewne Reed odezwała się po drugiej stronie.

Co? Kochanie? Czas wybrać się do lekarza.

- Reed, nie słuchaj go! - krzyknąłem nad głową chłopaka.

Spojrzałem na Ivy, która zaczęła się z nas śmiać. Serio, nawet ona? Miała chyba z nas niezły ubaw, co mnie cieszyło, bo chociaż na chwilę się czymś zajęła.

- Reed przyjedź do mnie, to pilne - odchylił się, abym nie zabrał mu telefonu.

- Nigdzie nie przyjeżdżaj - usłyszałem tylko jakieś marudzenie w telefonie. - Rick! Patrz na kolekcję, Ivy ją zepsuła! - chłopak odwrócił się przerażony, przez co urządzenie trafiło w moje ręce.

- Ty debilu! - wściekły Rick spojrzał na mnie wrogo, kiedy zorientował się, że wykiwałem go.

- Może ja przyjadę jednak do was, póki jeszcze żyjecie - odpowiedziała.

- Nie jest to konieczne - zapewniłem, spoglądając na chłopaka, który patrzył na mnie gniewnie.

- Będę za dziesięć minut - rozłączyła się.
Szlag.

Podałem telefon Rickowi, a sam z bezradnością usiadłem obok Ivy, która zajęła się zabawkami.

- Przyjedzie? - dopytywał blondyn, wiedząc, że jeśli przyjdzie tutaj Reed, to nie będę mieć wyboru i pójdę z nim.

- Może - wzruszyłem ramionami i zachowałem kamienną twarz, aby nie zauważył mojego zdenerwowania.

- Wal się! - spojrzałem na niego i zobaczyłem, że wybiera numer, a następnie przykłada telefon do ucha.

Co on do chuja robi?

- Gdzie znowu dzwonisz? - zapytałem, mając nadzieję, że nie usłyszę jej imienia.

- Do Reed - zmarszczyłem brwi, nie wiedząc, czego on jeszcze od niej chce. - Nie odbiera - powiedział zrezygnowany, wrzucając urządzenie do kieszeni, a sam zaśmiałem się na jego słowa.

- Przyjdzie - wyznałem w końcu, aby nie trzymać go, już w napięciu i żeby mógł już spokojnie oddychać. - Ale ja nigdzie się nie wybieram - ostrzegłem.

- Wybierasz, wybierasz - uśmiechnął się szeroko i w świetnym humorze poszedł do swojego pokoju.

- Zajebiście - podsumowałem.

Jak powiedziała blondynka, tak też zrobiła. Przyszła do nas z lekkim opóźnieniem i marudziła, że zakłócamy jej spokój. Rick podekscytowany opowiedział jej moją, powtarzam moją historię. Nie wierzę w tych ludzi. Oczywiście jak to Reed wywróżyła mi i tej dziewczynie szczęśliwy związek i dużo dzieci. Oni zachowują się gorzej niż Ivy! Z nią nie mam tyle problemów, co z tą dwójką.

- Koniecznie musicie tam iść - blondyna ugryzła ciastko i znowu oparła się na fotelu.

- Mówiłem mu! - krzyknął oburzony chłopak, wskazując na mnie.

- Dajcie mi spokój! Nigdzie nie idę - poprawiłem sobie córkę na kolanach i podrzucałem ją, skupiając na niej całą swoją uwagę.

- Will! - krzyknęła dziewczyna, przez co nagle wyprostowałem się. Nie wiem dlaczego, ale jak ona krzyczy, to wiadomo, że nie ma żartów. - Pójdziesz tam i nie ma innej opcji - powiedziała już łagodnie, delektując się kawą.

Aa to już wiem, że kobieta ma różne oblicza i w sekundę może zmienić się z anioła w diabła i odwrotnie.

- Po co mam tam iść? - uniosłem brwi, spoglądając najpierw na Reed, a później na Ricka.

- Żeby jej podziękować.

- Żeby poruchać - powiedzieli w tym samym czasie i oboje odwrócili głowę w swoje strony, patrząc na siebie porozumiewawczo.

- Najpierw podziękujesz, a później będziesz mógł ją zaliczyć - uśmiechnęła się blondynka.

- Albo - zaczął Rick, wystawiając palca do góry, w geście przypływu pomysłów. - Podziękowania w formie seksu - uderzyłem się z otwartej ręki w czoło.

- Demoralizujecie mi dziecko!

- My je szkolimy, prawda Ivy? - spojrzał na nią, a ta ochoczo gaworzyła.

Pogrążasz mnie dziecko.

- No to mamy plan - klasnęła w dłonie dziewczyna. - Wy idziecie - pokazała na mnie i blondyna. - A ja zostaję Ivy.

Przypomni mi ktoś, dlaczego ja się do cholery zgodziłem?
Aa już wiem, bo jestem kretynem!

- Ja prowadzę - Rick zgarnął moje kluczyki i popędził na dół, aby następnie wysiąść po stronie kierowcy.

- Chyba cię pogięło! - oparłem się o drzwi. - Wypad - pokazałem, aby w tej chwili wysiadł z mojego pięknego wozu.

Niech się cieszy, że pozwalam mu nawet dotknąć.

- Kiedy nadejdzie ten moment, że będę mógł się przejechać nim? - zapytał, wzdychając i przesiadając się na drugą stronę.

- Nigdy.

- Frajer!

- Kretyn!

- Chuj!

- Idiota!

- Pizda!

- Pizda?

- No.

Nie byłem pewien, czy w niedzielę też odbywają się zawody. Za moich czasów, zawsze wieczorem były. Diego po zmieniał sporo i jeśli będziemy mieć pecha, to będą. Modliłem się w duchu, aby nie musieć wchodzić tam. Rick wyciągnął mnie i jedyna deska ratunku to, że może ich dzisiaj nie być. Nawet nie mamy pewności, czy ta dziewczyna tam będzie, a znając życie, to Nate, jeśli mnie zauważy, to będzie chciał wciągnąć mnie w to gówno.

- Diego też stawia na niedzielę - odezwał się Rick, pokazując na palące się światła w oddali.

Cholera.

- A skąd wiesz, że ona tam będzie?! - zapytałem z wyrzutami. Chyba zabiję go, jeśli jej tam nie znajdziemy.

- Jeśli nie, to od dziś będziesz chodzić z butelką po parku i pytał, kto karmił twojego bachora ostatnio - zaśmiał się, przez co uderzyłem go w tył głowy.

- Dziecko - poprawiłem go.

Zatrzymaliśmy się niedaleko wydarzenia i oboje poszliśmy w stronę wejścia. Znowu spotkam Eda i będę musiał spędzić z nim chwilę na rozmowie.

- To znowu ty? - zapytał zdziwiony, rzucając szybkie spojrzenie na Ricka. - Ty też?

- Ja też - potwierdził chłopak, wkładając ręce do kieszeni.

- Co was dzisiaj znowu sprowadza? - uśmiechnął się, klepiąc nas po ramieniu.

- Nie co, tylko kto - powiedział dumnie kolega obok, przez co miałem ochotę go zamordować.

- Uhuhu - przystawił dłonie do ust. - Za chwilę się zaczyna, więc idźcie, bo potem nie będę mógł was wpuścić - zrobiliśmy, to co kazał.

- Ja pierdziu, ile tutaj ludzi, jak ją znajdziesz, to będziesz mieć w chuj szczęścia - rozejrzał się dookoła, a ja razem z nim.

- Zarzuć kaptur - poleciłem. - Chodź bliżej - gestem ręki pokazałem, aby szedł za mną.

- Widzisz ją? - zapytał mój towarzysz. Stanęliśmy gdzieś w tłumie, aby nie rzucać się w oczy.

- No akurat - warknąłem.

- Patrz jaka dupa - szarpnął mnie i palcem wskazał na dziewczynę, która szła do wyjścia.

Kurwa.



______________

Kontynuować książkę?

Remember me Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz