- No chyba cię pogięło? - krzyknąłem, wyrzucając ręce do góry i wstając z krzesła.
- Nie - przystawił telefon do ucha i z cwanym uśmieszkiem, oczekiwał na połączenie.
Kiedyś mu zajebię, obiecuję.
- Nie dzwoń do niej! - podszedłem do niego i chciałem wyrwać mu urządzenie z ręki, ale ten zaczął się śmiać i robić uniki.
- Cześć kochanie - powiedział, kiedy zapewne Reed odezwała się po drugiej stronie.
Co? Kochanie? Czas wybrać się do lekarza.
- Reed, nie słuchaj go! - krzyknąłem nad głową chłopaka.
Spojrzałem na Ivy, która zaczęła się z nas śmiać. Serio, nawet ona? Miała chyba z nas niezły ubaw, co mnie cieszyło, bo chociaż na chwilę się czymś zajęła.
- Reed przyjedź do mnie, to pilne - odchylił się, abym nie zabrał mu telefonu.
- Nigdzie nie przyjeżdżaj - usłyszałem tylko jakieś marudzenie w telefonie. - Rick! Patrz na kolekcję, Ivy ją zepsuła! - chłopak odwrócił się przerażony, przez co urządzenie trafiło w moje ręce.
- Ty debilu! - wściekły Rick spojrzał na mnie wrogo, kiedy zorientował się, że wykiwałem go.
- Może ja przyjadę jednak do was, póki jeszcze żyjecie - odpowiedziała.
- Nie jest to konieczne - zapewniłem, spoglądając na chłopaka, który patrzył na mnie gniewnie.
- Będę za dziesięć minut - rozłączyła się.
Szlag.Podałem telefon Rickowi, a sam z bezradnością usiadłem obok Ivy, która zajęła się zabawkami.
- Przyjedzie? - dopytywał blondyn, wiedząc, że jeśli przyjdzie tutaj Reed, to nie będę mieć wyboru i pójdę z nim.
- Może - wzruszyłem ramionami i zachowałem kamienną twarz, aby nie zauważył mojego zdenerwowania.
- Wal się! - spojrzałem na niego i zobaczyłem, że wybiera numer, a następnie przykłada telefon do ucha.
Co on do chuja robi?
- Gdzie znowu dzwonisz? - zapytałem, mając nadzieję, że nie usłyszę jej imienia.
- Do Reed - zmarszczyłem brwi, nie wiedząc, czego on jeszcze od niej chce. - Nie odbiera - powiedział zrezygnowany, wrzucając urządzenie do kieszeni, a sam zaśmiałem się na jego słowa.
- Przyjdzie - wyznałem w końcu, aby nie trzymać go, już w napięciu i żeby mógł już spokojnie oddychać. - Ale ja nigdzie się nie wybieram - ostrzegłem.
- Wybierasz, wybierasz - uśmiechnął się szeroko i w świetnym humorze poszedł do swojego pokoju.
- Zajebiście - podsumowałem.
Jak powiedziała blondynka, tak też zrobiła. Przyszła do nas z lekkim opóźnieniem i marudziła, że zakłócamy jej spokój. Rick podekscytowany opowiedział jej moją, powtarzam moją historię. Nie wierzę w tych ludzi. Oczywiście jak to Reed wywróżyła mi i tej dziewczynie szczęśliwy związek i dużo dzieci. Oni zachowują się gorzej niż Ivy! Z nią nie mam tyle problemów, co z tą dwójką.
- Koniecznie musicie tam iść - blondyna ugryzła ciastko i znowu oparła się na fotelu.
- Mówiłem mu! - krzyknął oburzony chłopak, wskazując na mnie.
- Dajcie mi spokój! Nigdzie nie idę - poprawiłem sobie córkę na kolanach i podrzucałem ją, skupiając na niej całą swoją uwagę.
- Will! - krzyknęła dziewczyna, przez co nagle wyprostowałem się. Nie wiem dlaczego, ale jak ona krzyczy, to wiadomo, że nie ma żartów. - Pójdziesz tam i nie ma innej opcji - powiedziała już łagodnie, delektując się kawą.
Aa to już wiem, że kobieta ma różne oblicza i w sekundę może zmienić się z anioła w diabła i odwrotnie.
- Po co mam tam iść? - uniosłem brwi, spoglądając najpierw na Reed, a później na Ricka.
- Żeby jej podziękować.
- Żeby poruchać - powiedzieli w tym samym czasie i oboje odwrócili głowę w swoje strony, patrząc na siebie porozumiewawczo.
- Najpierw podziękujesz, a później będziesz mógł ją zaliczyć - uśmiechnęła się blondynka.
- Albo - zaczął Rick, wystawiając palca do góry, w geście przypływu pomysłów. - Podziękowania w formie seksu - uderzyłem się z otwartej ręki w czoło.
- Demoralizujecie mi dziecko!
- My je szkolimy, prawda Ivy? - spojrzał na nią, a ta ochoczo gaworzyła.
Pogrążasz mnie dziecko.
- No to mamy plan - klasnęła w dłonie dziewczyna. - Wy idziecie - pokazała na mnie i blondyna. - A ja zostaję Ivy.
Przypomni mi ktoś, dlaczego ja się do cholery zgodziłem?
Aa już wiem, bo jestem kretynem!- Ja prowadzę - Rick zgarnął moje kluczyki i popędził na dół, aby następnie wysiąść po stronie kierowcy.
- Chyba cię pogięło! - oparłem się o drzwi. - Wypad - pokazałem, aby w tej chwili wysiadł z mojego pięknego wozu.
Niech się cieszy, że pozwalam mu nawet dotknąć.
- Kiedy nadejdzie ten moment, że będę mógł się przejechać nim? - zapytał, wzdychając i przesiadając się na drugą stronę.
- Nigdy.
- Frajer!
- Kretyn!
- Chuj!
- Idiota!
- Pizda!
- Pizda?
- No.
Nie byłem pewien, czy w niedzielę też odbywają się zawody. Za moich czasów, zawsze wieczorem były. Diego po zmieniał sporo i jeśli będziemy mieć pecha, to będą. Modliłem się w duchu, aby nie musieć wchodzić tam. Rick wyciągnął mnie i jedyna deska ratunku to, że może ich dzisiaj nie być. Nawet nie mamy pewności, czy ta dziewczyna tam będzie, a znając życie, to Nate, jeśli mnie zauważy, to będzie chciał wciągnąć mnie w to gówno.
- Diego też stawia na niedzielę - odezwał się Rick, pokazując na palące się światła w oddali.
Cholera.
- A skąd wiesz, że ona tam będzie?! - zapytałem z wyrzutami. Chyba zabiję go, jeśli jej tam nie znajdziemy.
- Jeśli nie, to od dziś będziesz chodzić z butelką po parku i pytał, kto karmił twojego bachora ostatnio - zaśmiał się, przez co uderzyłem go w tył głowy.
- Dziecko - poprawiłem go.
Zatrzymaliśmy się niedaleko wydarzenia i oboje poszliśmy w stronę wejścia. Znowu spotkam Eda i będę musiał spędzić z nim chwilę na rozmowie.
- To znowu ty? - zapytał zdziwiony, rzucając szybkie spojrzenie na Ricka. - Ty też?
- Ja też - potwierdził chłopak, wkładając ręce do kieszeni.
- Co was dzisiaj znowu sprowadza? - uśmiechnął się, klepiąc nas po ramieniu.
- Nie co, tylko kto - powiedział dumnie kolega obok, przez co miałem ochotę go zamordować.
- Uhuhu - przystawił dłonie do ust. - Za chwilę się zaczyna, więc idźcie, bo potem nie będę mógł was wpuścić - zrobiliśmy, to co kazał.
- Ja pierdziu, ile tutaj ludzi, jak ją znajdziesz, to będziesz mieć w chuj szczęścia - rozejrzał się dookoła, a ja razem z nim.
- Zarzuć kaptur - poleciłem. - Chodź bliżej - gestem ręki pokazałem, aby szedł za mną.
- Widzisz ją? - zapytał mój towarzysz. Stanęliśmy gdzieś w tłumie, aby nie rzucać się w oczy.
- No akurat - warknąłem.
- Patrz jaka dupa - szarpnął mnie i palcem wskazał na dziewczynę, która szła do wyjścia.
Kurwa.
______________
Kontynuować książkę?
CZYTASZ
Remember me
RomanceOjcostwo - nikt nie powiedział, że jest łatwe, a tymbardziej dla nastolatka jakim jest William. Imprezy, seks, alkohol - każdy przynajmniej raz spróbował choćby jedną z tych rzeczy. Dla młodego chłopaka nie ma w tym zestawieniu miejsca na dziecko...