Clarke dzień w dzień rozkładała nadajnik, i próbowała skontaktować się z Bellamym. Żywiła nadzieję, że w końcu ją usłyszy i odpowie, jednak dni mijały, a jej przyjaciele z kosmosu milczeli. Ocaleni w schronie również nie dawali znaku życia, a wejście było zbyt zawalone gruzem, aby się do nich dostać. Została jej tylko "czarna kropelka". Tak nazywała swoją młodą towarzyszkę, którą odnalazła, gdy przystosowała się już do promieniowania. Ta ciemnowłosa dziewczynka, okazała się jedyną, którą odnalazła po fali Prymfaya.
Wczoraj jednak wydarzyło się coś niespodziewanego. Z nieba zleciał statek, niestety nie była to Arka, a Transport Więzienny.
Blondynka mogła się tylko domyślać kim są niespodziewani przybysze. Tymczasem nie mogła ryzykować. Najpierw skryła Lysandrie, wraz z autem i zapasami, a potem udała się na zwiad.
Duża stalowa maszyna przy lądowaniu skosiła spory teren drzew, w miejscu którego w czasie doby zdążyli rozłożyć tymczasowy obóz. Około 300 ludzi rozłożyło swoje namioty, sprzęty i rozpaliło ogniska, które dawały jedyne światło w nocy. Spokojnie cieszyli się powrotem na ziemie, tylko nieliczni pełnili warty na obrzeżach.
Ten widok przypomniał jej, jak wyglądało to, gdy oni wylądowali na ziemi, ukuła ją tęsknota za dawnymi czasami, ale równocześnie miała ochotę wybuchnąć głośnym śmiechem. Oni byli wtedy tylko setką nieletnich więźniów, a i tak radzili sobie znacznie lepiej. Strażnicy kompletnie się nie skupiali, popijali alkohol na warcie. Zaś ludzie, byli tak głośni, że słychać było ich na dwa kilometry. Po pustym lesie łatwo niosły się dźwięki. Nie zdawali sobie sprawy z istnienia rzeczy dużo gorszych niż Ziemianie czy Kosiarze.
Nagle coś ujrzała, coś co sprawiło, że serce na chwilę zamarło, by zaraz wyrwać się z jej piersi.
Bellamy Blake.
Z przydługimi, falowanymi czarnymi włosami, w swoim standardowym czarnym mundurze, oraz wysoko podniesionym podbródkiem, siedział na trawie przy krawędzi obozu. Zapomniała o wszystkim. Postąpiła krok na przód wychodząc z bezpiecznego cienia drzew. Dzieliło ich od siebie ledwie 100 merów pustych namiotów. Tak niewiele.
Czarne tęczówki napotkały te błękitne. Chłopak zerwał się na nogi, przy czym zadzwoniły jego łańcuchy, budząc ze snu innych. W jego oczach ulga, tęsknota i radość zmieniła się w przerażenie. Rozglądnął się z paniką, lecz nikt nie widział blondynki, wszyscy patrzyli na niego, myśląc, że oszalał. Nim ktokolwiek zdążył się rozglądnąć, Clarke oprzytomniała i wtopiła się w mrok.
Bellamy żyje. On żyje.
Tylko to miała w głowie, gdy pędziła między drzewami.
Odbije go. Uratuje jego i innych. Po kolei. Ma przewagę, ponieważ oni nie mają o niej pojęcia. Wróci po Lysandrie, ułoży plan, odbije przyjaciół, potem uratuje zasypanych w schronie, zobaczy mamę, a później będzie się martwić jak utrzymać wszystkich przy życiu.
Zatrzymała się by wziąć parę głębszych wdechów. Łzy cisnęły jej się do oczu, więc dała im upust, póki nie widzi jej Czarna Kropelka. Przez ostatnie 6 lat cały czas miała nadzieję. Wierzyła, że przeżyli, że ponownie się spotkają. Ale teraz, gdy ich zobaczyła, trochę zmasakrowanych lecz żywych, z jej serca spadł ogromny ciężar. Zdążyła włączyć prąd, przeżyli, a teraz ponownie są tu. Na Ziemii, w domu.
Przez długie minuty klęczała na wilgotnej od rosy ziemi, dziękując za wysłuchane modlitwy i skacząc w duchu z radości. Nie pozwoliła sobie jednak długo na tą chwilę. Wiedziała co ma zrobić, co do niej należy. Nim pozwoli sobie na radość, musi ich odbić. Jeszcze tysiąc rzeczy może pójść nie tak. Dlatego musiała się skupić.
Zdeterminowana blondynka ruszyła przez las, zacierając za sobą ślady i rozwiewając ślad po swoim istnieniu. Nie przeszkadzały jej mokre nogawki czy cisza zwiastująca niebezpieczną okolicę, w którą się zapuściła, ponieważ wreszcie wiedziała, że ma po co dalej walczyć.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Okey, to jest prolog Bellarke, wiem, że nie jest idealny, lecz mam nadzieję, że z czasem lepiej będę umiała to opisać. Jeśli chodzi o kontynuacje, napiszę ją, gdy zobaczę, że ktoś ma w ogóle ochotę to czytać. Pozdrawiam Nao ; )
CZYTASZ
Bellarke, czyli powstaniemy z popiołów
FanfictionMoja wersja kontynuacji po 4 sezonie The 100, w której Bell i reszta docierają na ziemie, z nowymi wrogami. Wciąż muszą walczyć o przeżycie, oraz ratować swoich ludzi. A co do Bellarke, to jakie zmiany w ich relacji wprowadzi tak długa rozłąka?