Rozdział: 6

538 22 13
                                    

Hejka,
o to i nowy rozdzialik. Zapraszam do czytania ;)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Clarke:

Ledwie wchodzę na polanę dobiega mnie kaszel Echo i krzyk Emori.

- Clarke, ona strasznie kaszle!

Przyśpieszam kroku, wciąż uważając na zawartość wiaderka.

- Potrzebuję, chochli lub kubka, czegokolwiek - docieram do dwóch ziemianek i bacznie przyglądam się Echo. - Posadźmy ją.

Ktoś podaje mi plastikowy kubek, do którego od razu nalewam trochę naparu i podstawiam Echo pod usta. Kiedy kończy pić z powrotem kładziemy ją na boku, a ja modle się, by lek pomógł. Dziewczyna zasypia, a ja z ulgą się podnoszę. Zobaczymy na jak długo. Dołączam do reszty do ogniska, przy którym właśnie zaczęli smażyć mięso.

- Co jej podałaś? - spytała z czystej ciekawości Harper.

- Syrop, powinien oczyścić jej płuca i zatoki - odpowiedziałam starając się mówić zrozumiale. - Powinna przestać kaszleć, i znacznie mniej wymiotować. Najbardziej martwi mnie jednak świszczenie w płucach. Na to też powinien co prawda pomóc, ale.. - zawahałam się zerkając na Echo. 

- Przecież mówiłaś, że jej stan jest bezpieczny.

Do naszego grona ponownie dołączył Bellamy, który próbował jakoś odszukać moje spojrzenie, co tylko jeszcze bardziej mnie wkurzyło.

- Te same objawy  niegroźne u jednej osoby, mogą być śmiertelnie niebezpieczne dla dwóch - powiedziałam dużo ostrzej niż chciałam.

Wszyscy zamilkli jakby w szoku, że wiem, a czarnowłosy cofnął się o krok, jakby się czegoś przestraszył. Wzięłam jeden głęboki wdech i odwróciłam na pięcie ruszając przed siebie szybkim krokiem. Osobą, która mnie dogoniła była Lysandria.

- Zajmę się Echo - obiecała patrząc na mnie zmartwionym wzrokiem.

Co ja bym bez niej zrobiła?
Uśmiechnęłam się do niej i mocno przytuliłam.

- Dziękuję. Zjedzcie coś dobrze? Obie.

Ciemnowłosa skinęła głową, a ja ruszyłam biegiem przed siebie.

Bellamy:

Odkąd Clarke zniknęła minęło już dużo godzin. Słońce zdążyło całkowicie wzejść i teraz mozolnie słaniało się ku ziemi. Mimo, że do zachodu zostało c o najmniej parę godzin , martwiłem się już o blondynkę. Las przed promieniowaniem nie był zbyt bezpieczny, w tym momencie sama jego aura aż krzyczała o niebezpieczeństwu tam czyhającym.
Nie tylko ja to czułem. Wszyscy wydawali się zaniepokojeni, odkąd Clarke zniknęła. Jedynie Lysandria wciąż zachowywała się tak samo.
Przyłapałem Murphego jak patrzył na kawałek mięsa zostawiony dla dziewczyny. Po jego minie wiedziałem jednak, że nie myśli o tym czy go zjeść, a o tym czy Wanheda wróci by go zjeść.

- Jeśli ktoś chce, może zjeść kawałek Clarke, szkoda żeby się zmarnował - wszyscy natychmiast zwrócili się do Lysandrii.

Dziewczynka potwierdziła nasze najgorsze obawy, że blondynka nie wróci. Ziemianka jednak była całkowicie spokojna, co dało mi do myślenia, że może wcale nie to miała na myśli.

- O czym mówisz? - spytała Raven, automatycznie postępując krok na przód.

Ziemianka wzruszyła ramionami, kiedy zdejmowała Echo okład z czoła.

- Po bieganiu nigdy nie je mięsa, a tym bardziej z majerankiem, którym je doprawiłam.

Napięcie natychmiast zmalało prawie do zera.
Więc poszła tylko biegać, tylko że .. ona nigdy wcześniej nie biegała.

- Clarke biega? - Spytał z powątpiewaniem Monty.

Na co ciemnowłosa się uśmiechnęła i skinęła głową.

- Z tego co opowiadała, zaczęła biegać po pierwszym tygodniu. Była bardzo sfrustrowana, nie wiedziała co robić, więc biegała tak długo ile miała sił. Na początku było to ledwie 10 minut, później padała ze zmęczenia, ale teraz .. Umie biegać całe maratony.

Ta odpowiedź wszystkich zadowoliła. To miało ręce i nogi. Jednej części nie mogłem zapomnieć, powtarzała się w moich myślach raz po raz. "była sfrustrowana." Cholernie chciałem wiedzieć co działo się z moją księżniczką gdy nas nie było, ale obawiałem się, że ona nigdy nie powie mi całej prawdy.
Lysadria dosiadła się do nas do wygasającego ogniska, więc wykorzystałem sytuacje i spytałem.

- Jak to wyglądało po wybuchu?

Wzrok nastolatki natychmiast się zmienił. Wydał się nagle bardzo odległy, ale zarazem pełen strachu. Wspominała wydarzenia, które z pewnością miłe nie były. Już chciałem przeprosić za niestosowne pytanie, gdy otworzyła usta i zaczęła opowiadać.

- Nie wiem co przeżywała Clarke, ale mogę opowiedzieć swoją wersje - wzięła głęboki wdech i przemyślała jak ująć to w słowa. - Kiedy nastąpił wybuch schowałam się z rodziną w jednej z grot, w lesie. Była dość głęboka, by nie docierało do niej światło. Ścisnęliśmy się w kupie i modliliśmy, by przetrwać tak samo jak poprzednio. Niestety na próżno. Kiedy zalała nas fala ognia, promieniowania, czy cokolwiek to było poczułam rozdzierający ból. Moje ciało zaczęło topnieć, rozpadać się. Myślałam, że to koniec, ale ponownie się obudziłam, i wyglądałam tak samo jak wcześniej. Powinnam się cieszyć, ale.. Wokół mnie leżały ciała wszystkich moich bliskich, o ile to co z nich zostało można w ogóle nazwać ciałami.

Wzdrygnęła się na samo wspomnienie, a mi podeszło do gardła całe jedzenie.
Ile miała lat gdy to się stało? 7? Takie wydarzenie musiało pozostawić po sobie ślad w psychice.

- Byłam w rozsypce, wybiegłam stamtąd i zwymiotowałam. Przez mnóstwo godzin siedziałam w szoku pod drzewem nim się ogarnęłam i napiłam wody z rzeki. Nie miałam pewności, że jest zdatna, ale wtedy mało mnie to obchodziło. Jadłam jagody i jeżyny, łowiłam ryby, ale nie musiałam długo czekać by ziemia przypomniała mi, o tym, że nie pozostała taka sama. Okazało się, że czają się tam teraz stwory, których wcześniej nikt sobie nawet nie wyobrażał. Z dnia na dzień stawały się coraz dziksze i straszniejsze. Ziemia przestała być bezpieczna. - Przeczesała ręką włosy zerkając w końcu po minach zebranych, a jej twarz przybrała pełen uwielbienia wyraz. - Wtedy znalazła mnie Clarke. Uratowała mnie przed potworem ziejącym ogniem, z ostrymi pazurami, które rozorały mi już brzuch. - Podniosła do góry bluzkę, ukazując nie ładną szramę. - Później to ona się mną zajęła. 

Chyba wszyscy chcieli wiedzieć, co działo się dalej, lecz Lysadria nie powiedziała już ani słowa. Podniosła się i wróciła do Echo, która właśnie się przebudziła, by podać jej syrop.
Lek na prawdę działał, a mi jest głupio, że kiedykolwiek zwątpiłem w dziewczynę i jej umiejętności. Przecież Clarke nigdy nie zawiodła w takich sytuacjach. Ratowała życie, nawet kiedy nie było warte ratowania. Bo taka już była moja Księżniczka. 

- Bell - dobiegł mnie słaby głos Echo.

Miałem ochotę udać, że nie słyszałem, ale to byłoby nie w porządku. Z ociąganiem podniosłem się i podszedłem do dziewczyny.

- Jak się czujesz?

- Już lepiej - uśmiechnęła się do mnie słabo i przygryzła wargę. - Czy mógłbyś na razie nie mówić Clarke, że jestem w ciąży?

Zmarszczyłem brwi nie bardzo rozumiejąc. Dlaczego miała by chcieć, żeby blondynka nie wiedziała? Przecież w razie czego tylko ona może jej udzielić odpowiedniej pomocy. Chyba, że .. nie, zaczynam bredzić. Nie ma powodów by sądzić, że Echo mnie okłamała. Prawda?


Bellarke, czyli powstaniemy z popiołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz