Rozdział: 3

571 36 5
                                    

Hejka,
tak o to jest kolejny rozdzialik Bellarke <3 miłego czytania 
Pliss zostawcie po sobie znak :* to pomaga później pisać
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Clarke przedzierała się przez las cała w błocie, starając nie zostawiać żadnych śladów. Była zmęczona, a do tego obiła kostkę, gdy lądowała po drugiej stronie rzeki. Gorszym problemem była jednak noc, która zbliżała się wielkimi krokami. W pierwszym planie chciała przejść mniej stromą stroną góry korzystając z ostatnich promieni słonecznych, niestety szczęście zawiodło, a teraz było tam zbyt niebezpiecznie. Miała dwie opcje. Próbę wspięcia się po stromej, wąskiej ścieżce prawie na sam szczyt skarpy, lub ruszyć ciemnymi jaskiniami z bronią mającą 3 naboje. Skrzywiła się na samą myśl i wybrała opcje pierwszą. Woli zginąć roztrzaskując się o ziemie, niż obdarta ze skóry. Znalazła kamienne szczeble wydrążone w ścianie i stając się opierać większy ciężar na rękach wspięła dwa metry w górę, gdzie zaczynała się szeroka na 40 centymetrów ścieżka.
Skały były śliskie, a widoczność coraz gorsza. Momentami musiała iść bokiem, żeby nie spaść, lecz bez większych problemów dotarła na trawiasty skraj skarpy. Natychmiast osunęła się na wilgotne podłoże. Czuła jak nogi drżą jej z wysiłku, który przed nimi postawiła. 
Nie pozwoliła sobie na zbyt długi odpoczynek, ponieważ po rozglądnięciu się zobaczyła pomiędzy drzewami blask ogniska.
Mądra dziewczyna, pochwaliła w myślach czarnokrwistą, która swoją drogą pewnie umiera teraz ze zmartwienia.
Zmusiła nogi do podniesienia się i ruszyła najszybciej jak była wstanie w stronę polanki, na której czekali. Zawahała się dopiero na skraju drzew, obawiając się wejść w zasięg ich wzroku.
Po tak długim czasie wreszcie znów ich ma przed sobą. Montego i Harper śpiących w uścisku pod drzewem, Murphyego, który z troską gładził głowę śpiącej na jego kolanach Emori, Reven poprawiającą zawzięcie spodnie, Bellamiego przemywającego twarz Echo mokrą szmatką, a na sam koniec napotkała spojrzenie z Lysandrią. Ciemnowłosa jako jedyna zauważyła jej obecność. Usta dziewczynki od razu ułożyły się w słowa "już jest", jakby bała się, że jednak się rozmyśli i miała trochę racji. Zastanawiała się czy nie uciec. Teraz jednak było już za późno.
Wychodzi  spomiędzy drzew gorączkowo próbując domyślić się jak powinna się zachować. Wyręcza ją dzięki bogu Reven, która pierwsza rzuca się na nią z uściskiem, budząc przy okazji wszystkich innych. Gdy tak jedno po drugim zamykają ją w swoich uściskach, w piersi Clarke na powrót budzi się to znajome uczucie. Uczucie bycia w domu.
Ku zawodzie dziewczyny, Black nie rusza się z miejsca, które zajmuje. Cierpliwie czeka aż sama do niego podejdzie, a kiedy już to robi chłopak w końcu wstaje. Powoli, jakby wbrew woli. Robi parę kroków w przód i w końcu przytula. Blondynka z wrażenia zamyka aż oczy. Uczucie, które do niej doszło w tym momencie, prawie waliło ją z nóg. Gdyby mogła, nigdy nie opuszczała by tych ramion.
Niestety Bellamy nie podziela jej poglądów. Odsuwa się od niej i wskazuje Echo.
- Możesz jej pomóc?
Mimo, że blondynka miała ochotę przez jeszcze chwilę nacieszyć się przyjacielem, wie że nie może sobie na to pozwolić. Kuca więc koło ziemianki, która w tym momencie również się z nią wita.
- Echo, powiedz mi jak się czujesz - zarządziła od razu skupiając się na symptomach dziewczyny.

Ziemianka, miała gorączkę i bardzo mocno się pociła. Naturalna opalenizna znikła zaś zalana nagłą falą siwości.

- Słabo mi, boli mnie brzuch, kiepsko widzę..
W grę wchodzi albo promieniowanie, albo trucizna. Echo ciężko mogła znieść mieszkanie w kosmosie przez większe promieniowanie niż na ziemi, jednak są małe szanse, że przeżyła by wtedy aż 7 lat, nie mówiąc już o tym, że na ziemi powinno być choć trochę lepiej. Zostaje więc druga opcja. Trucizny.
- Czy oni coś ci podawali?
Słabe skinienie głową to jedyna odpowiedź na jaką ją stać. Zamiast niej odzywa się Raven.

- Wszystkim nam dawali, na osłabienie organizmów w razie prób buntu, ale było to na tyle słabe, że kompletnie nic nam nie jest.
Jeśli to faktycznie prawda to winę można zrzucić na obie te rzeczy.
- Echo nie wychowała się  w kosmosie, tamtejsze promieniowanie osłabiło jej organizm, to dlatego gorzej znosi truciznę. Jej organizm nie był w stanie się przed nią obronić - widząc ich przerażone miny, uśmiecha się lekko. - Spokojnie, nic jej nie będzie. Musi dużo pić, i może jeść, ale najważniejsze żeby wypociła truciznę. Wymioty też są mile widziane. To może być ciężka noc.
Wszystkim widocznie ulżyło, a do Clarke dotarło jak bardzo się ze sobą zżyli pod jej nieobecność. Czuła, że wiele ją ominęło, jednak najbardziej bała się tego, że nie jest już dla nich tą samą osobą co kiedyś.

Bellarke, czyli powstaniemy z popiołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz