Hejka, serdecznie zapraszam do czytania, dużo osób bardzo się burzy, że wciąż nic nie wiadomo z ciążą, więc myślę, że końcóweczka tego wam się spodoba :D, pozdrawiam Nao
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Clarke:
Swój obóz rozbiliśmy na drugim piętrze. To zmniejszyło ryzyko ataku przed większością zwierząt. Na wszelki wypadek rozpaliłam jednak ogniska w różnych częściach obozu. To całkowicie powinno je odstraszyć.
We wszystkim towarzyszyła mi Lyssandria. Moja Czarna Kropelka, wciąż dzielnie mi towarzyszyła gotowa pomóc gdy tylko tego potrzebuje.
Cieszyłam się też, że dziewczynka dobrze dogaduje się z resztą. Zauważyłam, że strasznie dużo mówi o Emorii. Dziewczyna chyba opowiedziała jej swoją historię na ziemi i Lyss tak się spodobała, że zaczęła skrycie ją podziwiać. Zresztą Raven też wzbudziła w niej nie mały podziw.- Clarke? Wezmę pierwszą warte, przejdę się po obozie i sprawdzę czy nic się tu nie kręci- zaproponowała Czarna Kropelka podnosząc się z jakiegoś wiadra, które służyło jej za krzesło.
Skinęłam głowa na zgodę, a dziewczynka natychmiast opuściła budynek.
- Zwariowałaś? Ile ona ma lat? Co jak spotka któregoś z tych dziwacznych stworów? - zaatakowała mnie Harper, kiedy tylko uznała, że młodsza jest poza zasięgiem jej słów.
To miłe że martwi się o dziewczynkę, ale ciut bolesne, że sądzi, że posłała bym ją w paszcze lwów.
- Daj spokój Harper, Clarke na pewno wie co robi - odezwała się Emorii, zerkając na mnie.
Uśmiechnęłam się do niej w podzięce za wiarę i postanowiłam się za nią odwdzięczyć, udzielając im wyjaśnień.
- Tak, oczywiście, nieomylna Wanheda zawsze ma rację - prychnęła Echo, chyba dopiero po chwili orientując się, że powiedziała to głośno.
Postanowiłam zignorować jej uwagę, chociaż przywołany przez nią tytuł przywrócił wspomnienia.
- Jeśli ktokolwiek miałby trzymać warte, to ona z was wszystkich ma największe szanse przeżycia. Tylko ona wie co robić - wiele przeszłyśmy gdy was nie było, ale tego nie byłam w stanie powiedzieć. - A sprawdziłam już teren 3 razy, szanse że kogokolwiek spotka są na prawdę małe. A robiąc zwiad przy rozpalonych ogniskach jest całkowicie bezpieczna. Zdąży przy nich przeczekać nim zwierzę się znudzi lub ktoś z nas do niej dotrze. No i lepiej, żeby pełniła wartę za dnia, niż po zmroku.
Miałam na tym skończyć, ale napotykając wzrok Echo postanowiłam dodać coś jeszcze.
- Wy w plemieniu lodu wysyłaliście do wojny dużo młodsze dzieci, a robiliście to niepotrzebnie. My nie miałyśmy wyboru. Musiałyśmy jakoś przetrwać.
Brązowowłosa przez chwilę wpatrywała się we mnie ze złością, nagle jednak ta złość zmieniła się w przyjazny uśmiech.
- No jasne, to było głupie, ale takie mieliśmy zasady - wzruszyła ze smutkiem ramionami, chwilę później zerkając dyskretnie w stronę Bellamy'ego.
Sam czarnowłosy uniósł bardzo delikatnie do góry kąciki ust, zaś reszta zaczęła wymieniać porozumiewawcze dyskretne spojrzenia, z których została wykluczona jedynie Harper.
Lyssandria przekazała mi swoje obserwacje, a także podsłuchane informacje, lecz nie sądziłam, że ten podział jest aż tak widoczny. Wcześniej w ogóle nie rzucał się w oczy.
Reszta popołudnia toczyła się na rozmowach w mniejszych grupkach. Raven i Monty zameldowali mi czego potrzebują do stworzenia dynamitu i myślę, że większość części powinniśmy być w stanie znaleźć na terenie miast, o ile cokolwiek ocalało.
Ciemnowłosa poinformowała mnie też, że jeżeli warstwa kamieni jest tak duża jak podejrzewa, będzie to działanie bez większych rezultatów. Zachowałyśmy to jednak dla siebie, widząc tlącą się malutką nadzieję w oczach czarnowłosego. Doskonale go rozumiałam, tam była Octavia, ale także i moja mama.- Clarke? - dobiegł mnie głos Murphy'ego i automatycznie odwróciłam głowę w jego stronę. - Ja i ty pełnimy kolejną warte.
Zastanawiałam się czy uszła mojej uwadze jakaś narada w sprawie wart, ale reszta nie wydawała się w to wtajemniczona, chłopak musiał więc sam zdecydować o takim doborze.
Skoro mieliśmy jeszcze trochę czasu do naszej zmiany, można było by im trochę opowiedzieć o tym jak to teraz wygląda, żeby mieli jakiekolwiek pojęcie.- Jak to w ogóle teraz wygląda? Ziemia nie została spalona? - zapytała Raven nim zdążyłam się odezwać.
- Została - potwierdziłam na co wszyscy popatrzyli na mnie jak na wariatkę. - Jest obszar prawie nienaruszony, gdzie drzewa wciąż rosną, jest zielono i jedyne oznaki to połamane rzeczy czy zwalone budynki, ale ten obszar jest bardzo niewielki. Cała reszta jest sfajczona. Czarna ziemia, zero zieleni, prawie zero życia. To dlatego potwory można spotkać na każdym kroku, kumulują się w większości na tym niewielkim nienaruszonym odcinku, na którym jesteśmy.
Przez chwilę panowała cisza, wszyscy starali się wyobrazić to w swoich myślach. Wiem, że nastolatka opowiadała im jak to wyglądało gdy odzyskała przytomność, ale ona znajdywała się wtedy w tej strefie. Ja nie miałam tego szczęścia.
Nie zdążyli spytać o więcej, ponieważ do środka wróciła Lyssandria. Dziewczynka usiadła koło mnie i uśmiechnęła nieśmiało.- Zaraz pójdę dalej, tylko troszkę mi chłodno.
Poczochrałam ją po włosach, kręcąc rozbawiona głową.
- No co ty, nie wygłupiaj się, nie widzisz ile nas tu jest, nie ma potrzeby, żebyś w ogóle chodziła na warty - zapewniam ją, ale ona od razu zaprzecza.
- Ale ja chcę pomagać. Nie chcę być bezużyteczna.
W jej oczach dostrzegłam strach, więc ją przytuliłam i zerknęłam na Murphy'ego czy jest gotowy.
- Jesteś użyteczna, głuptasie. Swoją robotę już zrobiłaś teraz nasza kolej. Zagrzej się i coś zjedz.
Jeszcze raz ją uściskałam i podniosłam się wraz z brązowowłosym, ruszając razem do wyjścia.
Bardzo żałowałam, że dziewczynka tak myśli. Powinna cieszyć się z bycia dzieckiem. Bawić, rozrabiać i umawiać się z chłopakami. Życie zbyt wcześnie zmusiło ją do dorośnięcia, lecz teraz kiedy jest nas więcej, mogę spróbować dać jej choć trochę swobody.
Powoli zapadał zmrok, kiedy kręciliśmy między pozostałościami po dawnych uliczkach. Rozglądaliśmy się przy okazji za częściami, które opisali nam nasi inżynierowie.
Przez cały czas czułam, że chłopak miał mi coś do powiedzenia, ale nie mógł tego z siebie wydusić. W końcu kiedy zatrzymaliśmy się przy jednym z ognisk otworzył usta.- W kosmosie, miałem dużo czasu do rozmyśleń. Zdałem sobie sprawę, że nigdy nie przeprosiłem cię za śmierć Fina - z trudem utrzymywał wzrok na mojej twarzy. - Gdybym go wtedy .. w wiosce .. jakoś powstrzymał .. nie musiała byś go zabijać. Na prawdę przepraszam.
Nigdy nie słyszałam od Murphy'ego czegoś takiego, co zdecydowanie świadczyło o tym, że się zmienił. O Finie zaś, sama również dużo myślałam.
- Nie ma dnia bym nie wspominała Fina, ale to nie była twoja wina. To on popełnił niewybaczalny błąd w imię miłości. I choć na pewno był romantyczny, zdecydowanie niedopuszczalny. Miłość nie daje nam prawa do odbierania komuś życia w ten sposób - uśmiechnęłam się smutno. - Choć sama nie wiem jak zachowała bym się w takiej sytuacji. Ty zaś, jedyne co mogłeś dla niego zrobić jako przyjaciel, to być przy nim w tamtej sytuacji i próbować go powstrzymać. A z tego co wiem, to właśnie robiłeś. Nie musisz więc przepraszać. Nie mam do ciebie żalu.
Obserwowałam jak z każdym moim słowem oczy chłopaka się zmieniały, a postawa delikatnie unosiła, jakby z jego barków spadł ogromny ciężar.
Odwrócił na chwilę wzrok, patrząc gdzieś w dal, a kiedy był gotowy na powrót spojrzał mi w oczy. Tym razem tak samo hardo, jak zawsze.- W każdym razie, zmierzam do tego, że nie mogę pozwolić byś straciła drugą miłość swojego życia - uśmiechnął się do mnie w ten swój specyficzny sposób. - Powiedz mi więc, jak udowodnić, że Echo wcale nie jest w ciąży?
![](https://img.wattpad.com/cover/121226824-288-k877862.jpg)
CZYTASZ
Bellarke, czyli powstaniemy z popiołów
FanficMoja wersja kontynuacji po 4 sezonie The 100, w której Bell i reszta docierają na ziemie, z nowymi wrogami. Wciąż muszą walczyć o przeżycie, oraz ratować swoich ludzi. A co do Bellarke, to jakie zmiany w ich relacji wprowadzi tak długa rozłąka?