Rozdział: 7

495 23 9
                                    

Hej,
Przepraszam bardzo, że tak długo, wiem że miał być wcześniej, mam jednak nadzieję, że warto było poczekać. Pozdrawiam Nao

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Bellamy:

Nie zdążyłem dopytać Echo o co chodziło, gdyż na polane wbiegła Clarke od razu wykrzykując rozkazy. Wszyscy byli zdezorientowani, jedynie Lysandria od razu rzuciła się w naszą stronę.

- Bellamy, zanieś ją do auta, no dalej, nie ma czasu - poprosiła głosem w którym dało się wyczuć panikę, a potem zaczęła zbierać wszystkie rzeczy z polany wrzucając je do samochodu.

Pierwsza dołącza do niej Emorii, która zdecydowanie znalazła nić porozumienia z młodą ziemianką. Reszta zaś zaczęła wykonywać polecenia rzucane przez Clarke, która wciąż nie zwalniała swojego tempa poruszania się. 
Komu jak komu, ale Clarke ufałem, i skoro twierdziła, że tak szybka ewakuacja jest konieczna, na pewno ma ku temu podstawy, i choć nie podobało mi się, że nie wiem co się dzieję, złapałem Echo na ręce i pobiegłem w stronę pojazdu. Nim tam dotarłem Lysandria, zdążyła już wszystkich zapakować do wozu. 

- Połóż ją tutaj, zajmę się nią po drodze - uśmiechnęła się do mnie dziewczynka.

Zajęła miejsce z tyłu i odebrała ode mnie chorą. W tym samym czasie Clarke wskoczyła na miejsce kierowcy, a ja miałem wybór. Albo siąść z przodu obok niej, albo koło Echo z tyłu, ze wszystkimi. Nim pomyślałem obiegłem auto i zająłem miejsce pasażera z przodu, a nim zamknąłem drzwi, blondynka ruszyła z piskiem opon.
Kiedy samochód przedzierał się przez gęstwinę lasu, wszyscy starali się przetrawić co właściwie się dzieje. Atmosfera stała się tak bardzo napięta, że nawet ja miałem z nią problem.

- Przed czym uciekamy? - spytała w końcu Emorii.

O dziwo, to nie Clarke udzieliła odpowiedzi, a jej młodsza towarzyszka.

- Takim dziwacznym stworkiem, który nas zje w całości za jednym razem - przez chwilę myślałem, że żartuje, ale ona serio mówiła poważnie. - Ile czasu?

- Mamy 3 min, na zgubienie go, jeśli  nie chcemy mieć ogonu.

Nastolatka pokiwała głową sama do siebie, chwilę się zastanawiając.

- Próbujemy przejechać przez rzekę? A  potem kierujemy się na północny wschód?

Clarke zerka nerwowo na zegarek i rzuca okiem na otoczenie.

- Nie przejedziemy, za duże obciążenie- zaprzeczyła i dodała gazu.

Gdzieś za nami rozległo się wycie, podobne do wilka, ale znacznie bardziej przerażające.
Dłonie dziewczyny zacisnęły się mocniej na kierownicy. Wydawało mi się, że nie da się szybciej mijać drzew bez spowodowania wypadku, a jednak ona to zrobiła.

- Za długo się zbieraliśmy, za długo - szepnęła do siebie dziewczynka.

Zerknąłem na tylne siedzenie, a moim oczom ukazał się widok jak trzyma kurczowo kolana przyciśnięte do piersi i szepcze sama do siebie. Zdecydowanie jest przerażona.

- Lyss!  - blondynka obok mnie podnosi głos, a nastolatka natychmiast się prostuje i wpatruje w nią wyczekująco, niczym żołnierz czekający na rozkazy. - Musimy ściągnąć go do katakumb. To terytorium Chimery. Potrzebuje cię trzeźwo myślącej.

Nie daje odpowiedzieć młodej ziemiance. Mam dość, że nie mam pojęcia co się dzieje, a jeszcze bardziej denerwuje mnie, że ktoś przejął całkowitą kontrolę. Nawet jeśli to Clarke. 

- Chimera?

Decyduje się na krótkie rzeczowe pytania, mamy coraz mniej czasu.

-  Trzy głowy, dwie smoka, a pomiędzy nimi jedna lwa. Jedna zieje ogniem. Kozi ogon. Para skrzydeł. Ma bardzo krwawe upodobania - wyjaśnia krótko.

Wychodzimy na kawałek prostej i samochód wystrzela niczym proca, wchodząc w zakręt prawie ślizgiem.

- Dlaczego pchamy się prosto w łapy krwiożerczej bestii? - pyta Monty z tylnego siedzenia.

Odpowiada jej Raven, która już zdążyła wszystko przeanalizować.

- Ponieważ ta krwiożercza bestia pomoże nam się pozbyć tej drugiej krwiożerczej bestii, która nas goni.

Clarke jedynie kiwa głową i zwraca się do mnie. 

- Na mój znak przejmiesz kierownice. Przejedziesz wokół polany, po obrzeżach, trzymając się linii drzew. Ja wyskoczę z auta, poczekam na Mantykora, Chimera jest na polanie, wystarczy jedynie by go zauważyła. Przebiegnę za jej plecy. Poczekajcie tam na mnie.

Dziewczynka z tyłu ruszała się jakby nie potrzebowała jasnych wyjaśnień co ma robić. Ładowała bronie. Jedna po drugiej.

- A co my mamy robić? Już nie jesteście tu same. Możesz włączyć parę osób do planu.

Murphy chyba budzi Clarke z transu. Ta mruga oczami i zerka na niego w lusterku. Chłopak patrzy jej zawzięcie w oczy, kiedy w samochodzie pobrzmiewa echo przytaknięć. Na ustach naszego kierowcy wykwita delikatny uśmiech, a potem wszystko toczy się zbyt szybko by zdążyć to zarejestrować.

Clarke wyskakuje z auta, zostawiając nam jedynie instrukcje, Lyssandria siada za kierownicą, Reven rozdaje wszystkim broń. Wyskakuje Murphy i Harper, kawałek dalej Monty, a jeszcze dalej ja i Raven. Lyssandria ma dojechać za chimerę wraz z Echo.
Kiedy zajmuję swoją pozycję, blondynka jest już na polanie. Wbiega na nią głośno krzycząc. Nie wykrzykuje słów, robi jedynie głośny hałas. Zdecydowanie zbyt blisko rozlega się odpowiedź na jej wyzwanie. Kolejny ryk, tym razem bardziej przeszywający niż wycie, już ani trochę podobny do wilka. Trzygłowy stwór po drugiej stronie polany również reaguje, ale bardziej mozolnie. Podnosi łby, a potem powoli podnosi się do pionu. Zupełnie jakby człowiek na jego terytorium wcale nie był zagrożeniem. Jakby była pewny, że nie musi się śpieszyć, bo i tak zdąży go zjeść. 
Przeszedł mnie dreszcz przerażenia.
Moja księżniczka nigdy nie powinna być tak narażona. Dlaczego do cholery pozwoliłem jej to zrobić?
Ale doskonale znam przecież odpowiedź. 
Nikt inny nie dał by sobie rady, bo zbyt długo nas nie było, a ta ziemia nie jest już tą samą, którą zostawialiśmy.
Dziewczyna jest w połowie polany, kiedy na otwartą przestrzeń wbiega stwór. Łeb i łapy ma lwa, skrzydła smoka, zaś ogon chyba skorpiona. Przebiera potężnymi łapami bardzo szybko i dociera do mnie jak głupi był ten plan.

- Przecież ona nie zdąży dobiec nawet do Chimery - mówię przerażony odbezpieczając broń.

Raven jednak łapie ją swoją dłonią i zmusza bym popatrzył w jej stronę.

- Ufam jej - szepcze patrząc mi w oczy. - Poczekamy na znak. Ona wie co robi.

Zacisnąłem mocniej pięść, by powstrzymać się od działania, ale skinąłem głową i ponownie ustawiłem na pozycji do strzału. 
Chimera widząc Mantykora zupełnie zmieniła swoje zachowanie. Rozprostowała skrzydła i wzniosła się w niebo drastycznie zmniejszając odległość między nowym intruzem. 
Clarke na pewno czuła już na plecach zamykające się i otwierające szczęki lwa, któremu brakowało centymetrów, by ją złapać. Zaś drugi stwór wyrósł zaraz przed nią, właśnie lądując. W ostatnim momencie blondynka zrobiła ślizg, mijając chimerę między łapami.
Natychmiast ponownie stanęła na nogi wciąż biegnąc. Równocześnie dała nam znak. Wszyscy nacisnęliśmy spusty, ale bestie nawet tego nie zauważyły, bo już zaczęły walczyć. Kiedy dziewczyna zniknęła między drzewami, przerwaliśmy na chwilę ostrzał, czekając na kolejny znak.
W planie była nie tylko ucieczka, lecz także zabicie obu stworów. Jeden miał zginąć w walce z drugim, zaś ten który przeżyje miał zostać wykończony przez nas.
Clarke ostrzegała, że walka będzie zawzięta i długa nawet z ranami po kulach, nie sądziłem jednak, że aż tak.

- Bellamy, mogę cię o coś spytać? - zapytała retorycznie Raven, kiedy czas zaczął się ciągnąć w oczekiwaniu. - Czy jeśli Echo nie była by w ciąży wciąż byś z nią był?

To pytanie zadawałem sobie sam za każdym razem, kiedy patrzyłem na ziemiankę. I wciąż nie umiałem przyznać się przed samym sobą do odpowiedzi.

- Wiem, że ją kochasz, jak nas wszystkich, ale czy właśnie w ten sposób?

Kolejne pytanie też jest bardzo trafne, ale ciemnowłosa to wie. Nie potrzebuje odpowiedzi. Jestem świadom, że już jakiś czas temu mnie rozgryzła. To nie Echo kocham w ten sposób, to nigdy nie była ona. 


Bellarke, czyli powstaniemy z popiołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz