«11»

1.3K 85 5
                                    

Dathar jest przy studni, gdy przynoszę zimne ciało jego brata. Przez ułamek sekundy uśmiecha się na mój widok, lecz wkrótce woda rozlewa się z upuszczonego przez niego wiadra. Strach zakaża całe jego ciało. Podbiega gdy ja nadal stoję na środku wioski, a wokół zaczynają gromadzić się ludzie.

Ma szeroko otwarte oczy, dolna warga delikatnie mu drży, tak samo jak dłonie, które próbują dotknąć główki Daniela, ale nie potrafią. Stoi przede mną i słyszę jak szybko oddycha, a łzy ponownie płyną z moich oczu.

On nie rozumie.

- Ale... - podnosi na mnie swoje błękitne, zaszklone oczy i moje serce pęka na kolejne milion kawałków. - Nie rozumiem...

- Skikru - łkam. To jedyne co mogę powiedzieć. Dathar marszczy brwi, a dwie łzy szybko uciekają po jego policzkach nie zostawiając żadnych śladów. - Przepraszam, Dathar. Tak bardzo przepraszam. Próbowałam - szloch nieopanowanie ucieka z moich ust. - Próbowałam, ale było tyle krwi... Nie mogłam nic zrobić.

Zaciska wargi skinając lekko głową i wsuwa ręce pod ciało Daniela, by odebrać go z moich objęć. Ciało chłopca nienaturalnie się wygina i bracia odchodzą wspólnie w stronę łąki za wioską.

Czuję ból w klatce piersiowej. Jakby coś zaciskało się na moich żebrach. Nie mogę oddychać. Spoglądam na swoje dłonie, czerwona ciecz skapuje z nich na ziemię. Krew jest wszędzie. Na całym moim podkoszulku i spodniach.

Muszę się jej pozbyć.

Całe ciało mnie od niej parzy. Łkam głośno usiłując zdrapać ją z ramion. Jest zaschnięta, prawie czarna.

- Muszę się jej pozbyć - nie panuję nad własnym oddechem. Wszystko wokół jest rozmazane. Świat wiruje - Daniel?

-Ciii, wszystko będzie dobrze - czyjeś dłonie odrywają moje paznokcie od łokci. Dlaczego? Przecież muszę się jej pozbyć. - Masz atak paniki. Oddychaj głęboko i wszystko będzie dobrze.

Obejmuje mnie ramionami i gdzieś prowadzi. Jest taki ciepły i pachnie dzieciństwem.

Sadza mnie gdzieś, ale nic nie widzę przez łzy w oczach. Związuje mi rzemykiem włosy i zaczyna obmywać chłodną wodą moje dłonie. Próbuję oddychać i wymazać z głowy obraz twarzy Daniela gdy konał. Gdy moje dłonie zapewne są już czyste, Lincoln obmywa moją twarz nasączonym wodą materiałem. Kiedy ponownie otwieram oczy, woda w wiadrze przede mną jest czerwona, a dłonie które spoczywają na moich kolanach, które zapewne należą do mnie, choć wcale ich nie czuję, nadal są lekko czerwone, a za paznokciami znajdują się resztki zaschniętej krwi.

Jest tak zimno.

Podnoszę wzrok na mojego brata.

- Nie masz pojęcia, Lincoln. Tak dużo krwi, tak dużo....

- Wiem, Kyla - dotyka mojego policzka. Jakim cudem jest mu ciepło? - Nie musisz się już tym martwić.

- Muszę coś z tym zrobić - tak, muszę to naprawić. - Wszyscy musimy coś z tym zrobić. To nie może tak zostać. On nie może odejść bez zemsty. Oni muszą umrzeć.

- Umrą - obiecuje. - Wszyscy umrą. Posłaniec wyruszył już do stolicy. Wrócą, wróci komandor, wróci cała armia. Zrównają ich z ziemią.

Podniosłam wzrok na brata. Czy to tego właśnie chciałam?

*******************************************************************************************

Wiem, strasznie krótko, ale chciałam opublikować cokolwiek.


You Can't Be Here  «Bellamy Blake» [CZĘŚĆ 1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz