«18»

1.1K 70 2
                                    

- Ale...

- Zrobisz to czy nie? - patrzę jak marszczy brwi i przygląda się swoim dłoniom. Waha się. - Posłuchaj... Bellamy miał swoje powody, żeby mi odmówić, ponieważ kieruje się sercem a nie rozumem. A to wielki błąd, który będzie kosztować życia wszystkich jego ludzi. Nie możesz na to pozwolić, Finn - wzdycham. - Musisz mi pomóc. Wrócisz do środka i przyjdziesz z mordercą, ale on musi być spokojny, nie pozwól, żeby czegokolwiek się domyślił, rozumiesz?

Skinął lekko głową. Wszystko szło w dobrym kierunku,  musiałam go jeszcze tylko trochę popchnąć.

- Pomyśl o tym ile ludzi uratujesz, o tym, że zapobiegniesz krwawej wojnie - szepczę. - Poprowadzisz go jak najdalej na północ, schowam się gdzieś na uboczu. Gdy będziecie wystarczająco daleko, podejdę go od tyłu i przystawię do nosa gazę nasączoną ziołami, które sprawią, że starci przytomność na jakiś czas.

Finn kiwa głową analizując wszystko. Myślami jest daleko stąd.

- Świetnie - w końcu mruczy. - Nie to, żeby Bellamy nienawidził mnie już wystarczająco. Jeszcze trochę i wykopie mnie z obozu.

- Nic ci nie zrobi, dobrze o tym wiesz - patrzy na mnie przez chwilę i wstaje z ziemi kierując się z powrotem do wioski. - Powodzenia - szepczę za nim.

Patrzę jak powoli znika i żałuję, że pozwoliłam by to wszystko zaszło tak daleko. Jednak od momentu mojego upadku z pobliskiego drzewa wszystko zaczęło pędzić w nieokreślonym kierunku i nie miałam kontroli nad żadnym z tych wydarzeń. Wcześniej nigdy nie pomyślałabym, że mogłabym skończyć w tym miejscu, w którym stoję teraz. Bez wyboru, będąc zmuszoną podążać ścieżką, która z decyzji na decyzje wydaje się być coraz bardziej górzysta. A idąc nią jest mi coraz ciężej złapać oddech, jest coraz to mniej czasu na podejmowanie decyzji i coraz więcej ludzi, których nieświadomie wciągam za sobą. Choć dobrze wiem, że nikt oprócz mnie nie powinien być w to zamieszany. Ale jest już za późno, teraz nie mam już wyjścia.

Zbieram swoje rzeczy i odwiązuję konia kierując się na północ. Co jakiś czas wspinam się na grzbiet Skai'a, by sprawdzić czy nadal widać umocnienia Skaikru, gdy w końcu nikną mi z oczu, zatrzymuję się i wspinam na niskie drzewo, by obserwować drogę.  Czekam tak, mając nadzieję, że Finn da sobie radę, że wymyśli dobrą wymówkę na wyciągniecie chłopaka z obozu i nic mu się nie stanie, bo wtedy nigdy nie wybaczyłabym sobie, że go w to wciągnęłam.

Długo ich nie widzę, więc powoli zaczynam się martwić. Dochodzę do wniosku, że to był zły pomysł i nie powinnam była przekonywać Finna do zdrady. To, że mi to przychodziło tak łatwo, nie znaczyło, że jemu też miało.

Czekam jednak cierpliwie, bo nie mam innego wyjścia i już po chwili słyszę ich ciężkie, nieostrożne kroki, a po następnej zauważam ich blade twarze. Serce zaczyna mi szybciej bić z podenerwowania. Schodzę z drzewa cicho i zwinnie, tak by mnie nie usłyszeli. Przytulam się plecami do drzewa z gazą w dłoni i nasłuchuję cierpliwie. Nie rozmawiają ze sobą, ale ich kroki i oddechy stają się coraz głośniejsze i głośniejsze. 

- Coś nie tak Finn? Cały czas nerwowo się rozglądasz - mówi chłopak.

- Hm? - odmrukuje nieprzytomnie gdy mijają drzewo, za którym się chowam.

- Hej, czy to jest koń? - zatrzymują się i chłopak wskazuje palcem na pasącego się Skaia.

Nie tracę więcej czasu i podbiegam do niego od tyłu przykładając gazę do nosa mordercy. Zaczyna się wiercić i próbuje odepchnąć mnie dłońmi, ale opary zaczynają działać i natychmiast słabnie mi w ramionach. Jego nogi uginają się i powoli osuwa się na ziemię. Ostatnie co widzę to jego szeroko otwarte z przerażenia oczy. Poznaje mnie.

- Mówiłam, że cię znajdę - szepczę cicho i pozwalam mu upaść na ziemię. Odgarniam włosy z oczu i spoglądam na Finna.

Znów ma podobny, zmartwiony, pusty wzrok skierowany na nieprzytomnego chłopaka.

- Miał na imię Ashton - szepcze.

- Och, Finn, on nadal żyje - podnoszę się z kolan i przyglądam się szatynowi z troską. Poczucie winy spada na mnie jak głaz.

- Jeszcze - podnosi na mnie wzrok. Kolejna osoba mnie nienawidzi. Czy serce na prawdę może tak bardzo boleć?

- Wiedziałeś na co się piszesz. Wiedziałeś, że gdyby było jakiekolwiek, inne rozwiązanie, natychmiast bym je wybrała - tłumaczę. - Ale tak musi być.

- To nie znaczy, że mamy nie mieć wyrzutów sumienia. Tylko to odciąga nas od bycia potworami kiedy ciągniemy chłopca na rzeź - marszy brwi przyglądając mi się uważnie.

Pewnie uważa mnie teraz a potwora.

Pewnie ma rację.

- Myślisz, że jestem potworem - stwierdzam i nachylam się by złapać Ashtona za poły kurtki. Zaczynam go ciągnąć w stronę konia. - Bellamy też tak myśli.

- Nie... to po prostu... - Finn chwyta go za kostki by mi pomóc.

- Nie zaprzeczaj, czytam to z waszych twarzy. Prawdziwym potworem byłabym jednak pozwalając moim ludziom wyrżnąć was wszystkich - wzdycham, chłopak trochę waży. - Co więcej, jako członek klanu i bliski przyjaciel rodziny powinnam pomóc. Chwycić za maczetę i ruszyć w bój. Ale zamiast tego stałam się zdrajczynią, a potworem nadal zostałam. Cokolwiek bym zrobiła, nic mojego wizerunku w waszych oczach nie zmieni - docieramy do konia i zarzucamy Ashtona na jego grzbiet. - Pozwól mi więc wybrać mniejsze zło. I tak już nigdy mnie nie zobaczysz.

- Wybacz - patrzy na mnie z litością. - Cały czas zapominam ile dla nas robisz.

Odwracam wzrok i głaszczę Skaia po miękkich, ciepłych nozdrzach.

- Cóż, czasami chciałabym umieć sobie odpuścić - wzdycham. - Ale jeśli myślisz, że nie mam wyrzutów sumienia to się mylisz - zerkam w jego zawsze smutne oczy. - Do końca życia będę obwiniać się o śmierć tego chłopca i nigdy nie domyję krwi na moich dłoniach.

- Ale mimo to, nadal jesteś w pełni gotowa to zrobić - mówi spokojnie, a cały las słucha naszej rozmowy. - Dla niego - Bellamy, myślę że już nigdy nie będzie chciał na mnie spojrzeć. - Kochasz go jeszcze bardziej niż mi się wydawało.

Znów odwracam wzrok zawstydzona. Zapada prawie kompletna cisza. Słychać tylko ciche prychanie Skai'a, szum liści i śpiew ptaków w oddali.

- Zgaduję, że to już moja klątwa - spoglądam w niebo, mam mało czasu. - I będzie trwać dopóki mnie nie zabije.

*******************************

pif paf

xoxo harriet

You Can't Be Here  «Bellamy Blake» [CZĘŚĆ 1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz