Rozdział 30

4.9K 277 449
                                    


Podążam za Louisem w górę schodów, a kiedy docieramy na ich szczyt, słyszę po lewej dźwięk płynącej wody, gdzie Mitch i Azam musieli zająć pokój gościnny. Mogę sobie tylko wyobrazić jakie rzeczy wyrabiali przez te dwadzieścia pięć minut, od kiedy tutaj jesteśmy. Boże, ale chciałbym mieć dziewczynę, którą mógłbym po prostu przelecieć do nieprzytomności. Tyle się wydarzyło i potrzebuję jakoś uwolnić swój stres.

Idziemy w prawo w dół korytarza na koniec, gdzie są drzwi od sypialni Louisa. Szatyn przekręca klamkę i kiedy otwiera drzwi, wkrada się ręką, by włączyć światło.

Popycha drzwi i zaczyna przesuwać stopą ubrania na podłodze; pchając je na jeden stosik przy ścianie.

- Wybacz ten bałagan. – Jego palce przebiegają przez włosy, kiedy rozgląda się po zabałaganionym pokoju. – Nie spodziewałem się, że tutaj będziesz – przyznaje.

Wzruszam ramionami.

- Żaden problem. Nie mam zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych, czy coś -  chichoczę, starając się zmniejszyć jego zażenowanie

Louis wzdycha.

- Wiesz, że choroby psychiczne nie są czymś z czego powinno się żartować. – Nie odwraca się w moim kierunku, a jego głos nie wydaje się ostry, po prostu stwierdza fakty, jakby mówił to już miliony razy.

Pozostaję cicho, kiedy kontynuuje sprzątanie swojego pokoju. Wykorzystuję ten czas, by dokładnie się przyjrzeć. Wcześniej nie bardzo to zrobiłem, po prostu udawałem się na swoją stronę łóżka i zamykałem oczy. Zauważam, że ma stos książek po swojej stronie łóżka. Nie mogę dostrzec tytułów, ani oprawek, więc nie mam pojęcia co lubi czytać.

Ściągam swoją koszulę i jeansy, i wtykam je do dolnej szuflady szafki nocnej obok mnie. Wślizguję się pod pościel jego niezłożonego łóżka i sięgam ręką po pierwszą książkę ze stosu.

- Lubisz Szekspira? – Moje brwi unoszą się w szoku. William Szekspir; Cztery Wspaniałe Komedie tak głosi tytuł książki, którą podniosłem. Zauważam małe karteczki wystające z góry i po bokach. Przerzucam na jedną z góry, która przenosi mnie na pierwszą stronę komedii Sen Nocy Letniej. Kartkuję kilka stron, rozpoznając, że to styl pisania sztuki, bo kiedyś wyznaczyli mnie w szkole do czytania Szekspira. Którego tak naprawdę nigdy nie przeczytałem. Kilka kwestii jest podkreślonych, niektóre zakreślone, są też dopiski na marginesach. – Naprawdę lubisz Szekspira – chichoczę lekko, a uśmiech rozszerza moje usta.

Patrzę w górę na Lousia, który do mnie podchodzi.

- Co jeśli lubię? – burczy i wyszarpuje książkę z moich dłoni. Nie próbuję z nim walczyć, by zatrzymać ją dla siebie, tylko pozwalam mu ją zabrać.

Obchodzi łóżko na swoją stronę, podczas gdy ja obserwuję jak jego policzki się czerwienieją, a brwi marszczą. Bierze książkę i stos, prawdopodobnie czterech pozostałych i wpycha je do szuflady stolika nocnego.

Nic nie mówi, kiedy rozbiera się ze spodni oraz koszulki i otwiera jedną z szuflad w szafie, by wyciągnąć czerwone spodnie od piżamy. Śpieszy się przy ich zakładaniu i kiedy podchodzi do łóżka, patrzę na tatuaże na jego klatce. Wciąż nie potrafię go sobie wyobrazić jako kogoś z tatuażami, ale wygląda na to, że ma ich równie wiele co ja, jeśli nie więcej. Kładzie się na łóżko i naciąga na siebie pościel z miejsca, w którym najprawdopodobniej zostawił ją dziś rano. Szybko odwraca się na swoją stronę, odgradzając ode mnie plecami. Normalnie zrobiłbym to samo, ale nie dzisiaj.

- Co jest tak zabawnego w Szekspirze? – mówię z lekkim uśmiechem oczywistym w moim głosie – Widziałem, że to książka z komediami. Wątpię, by rzeczywiście było w nich coś śmiesznego.

Boys Divisional School of Manners / TŁUMACZENIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz