There is a reason for our behavior

1.2K 84 37
                                    

Istnieje powód, przez który zachowujemy się w ten sposób.

~ ~ ~

Ucieczka jest świetna, naprawdę. To uczucie wyzwolenia ze świadomością, że samodzielnie zaryzykowałeś każdy krok, który doprowadził cię do wolności. Daje ogromny zastrzyk energii i sprawia, że chcesz latać, ale ponieważ jest to zwyczajnie niemożliwe, biegniesz. Biegniesz i biegniesz, nie patrząc gdzie, byle jak najdalej miejsca, które trzymało cię w okowach. I jest super, zajebiście wręcz aż do czasu, gdy mydlana bańka pęka, a ty uświadamiasz sobie, jak bardzo masz przejebane. Wraca rzeczywistość i pewne aspekty, które znacząco obniżają zapał do dalszego istnienia. Dociera to do mnie jakoś po trzecim, może czwartym zakręcie w nieznaną uliczkę. Nieoświetloną drogę, która nawet nie ma własnej nazwy, albo ma, tylko ktoś postanowił jej nie oznaczyć. Poruszanie się w ciemności nie jest łatwe, potykasz się o własne nogi i nie widzisz dłoni, które przykładasz pod sam nos. Ale to naprawdę nie jest problem. Nie, mogę się wywrócić, bo przecież po wszystkim znowu wstanę. Gorzej jest, kiedy uświadamiam sobie, że nie mam ze sobą telefonu, ani portfela, nie mam nawet pieprzonych butów, co w połączeniu z wcześniej wspomnianą ciemnością jest co najmniej niekomfortowe. To katastrofa. Co dała mi ta ucieczka, skoro nie wiem, gdzie jestem i gdzie mam iść, jak wrócić do domu, jak się z kimkolwiek skontaktować? To zbyt wiele problemów, o których nie pomyślałem, kiedy niczym dziecko bez przygotowania wybiegłem z domu. Oczywiście wszystko jest lepsze od bycia przetrzymywanym, ale czy na pewno? Co jeśli teraz czeka mnie śmierć głodowa, albo ktoś dla rozrywki strzeli mi w łeb? Wcale by mnie to nie zdziwiło. Okolica jest podejrzana i niepokojąco cicha o tej porze. Jasne, jest środek nocy, ale czy to właśnie nie wtedy na ulicę wychodzą najgorsi z najgorszych? Czy to nie wtedy podziemie zaczyna działać? Nie znam się na tym, aż tak jak bym chciał, ale czytałem książki, tak? Dobrze się pracuje pod osłoną nocy, kiedy zna się swój teren. Tylko z drugiej strony, czy nie tego oczekują stróże prawa? Nie wiem, jest za późno na takie rozmyślenia i zdecydowanie nie potrzebuję dokładać sobie paranoicznych zmartwień. W obecnej sytuacji atmosfera jest już wystarczająco napięta.

Nie mam innego wyboru poza dziarskim marszem i udawaniem, że wszystko jest w porządku. Recz jasna otoczenie mnie przytłacza, a stopy bolą z każdym kolejnym krokiem, ale to nic. Wmawiam sobie, że to mi pomoże. Gówniana myśl, która tylko wywołuje u mnie chęć do przepełnionego frustracją krzyku, ale i tak wiem, że jest prawdziwa. Trudne, niemal podbramkowe sytuacje umacniają człowieka. Tworzą wokół niego grubą skórę, która z każdym doświadczeniem jest coraz bardziej odporna na krzywdy. Nie twierdzę, że miałem, czy też mam jakieś nadzwyczajnie niefortunne życie, ale wiem na pewno, że nie było ono usłane różami. Przypuszczam, że normalny człowiek zaśmiałby mi się w twarz. Bo niby na co miałby narzekać dzieciak wychowany w bogatej rodzinie, ze stabilną przyszłością i karierą czekającą na niego z otwartymi ramionami. To tak prostolinijne, żeby twierdzić, że jak jesteś bogaty to z góry musisz być też szczęśliwy. Jak masz pieniądze, to zazwyczaj brakuje ci czegoś innego. W moim przypadku jest to wsparcie i zaufanie. Ludzie mnie wielbią, bo jestem kimś, mam pieniądze i wygląd, moje zdjęcia widniały w gazetach, byłem twarzą marki perfum i męskiej bielizny, tak, to jest ogromne osiągniecie. Ale gdzie w tym wszystkim znaleźć kogoś, kto nie zwracałby na to uwagi? Kogoś kto lubiłby mnie za to kim jestem. Kto chciałby spędzać czas z prawdziwym mną. Niestety nie mam takich ludzi. Ciężko mi komukolwiek zaufać, bo mnie nigdy takim zaufaniem nie obdarzano. Było tylko to, co Mickey ma robić i to czego nie powinien.

Słaba to pora na takie rozmyślania, ale od czasu do czasu jest mi to potrzebne. Odwraca uwagę od tego, że pieką mnie stopy, a sam przebywam w kompletnie nieznanym sobie miejscu. Poza tym to, co tyczy się zaufania jest bardzo ogólnikowe, bo są sytuacje, w których musisz się rzucić w czyjeś ramiona, ryzykując wszystko. Prawie tak robię, kiedy po godzinie lub więcej w końcu znajduję poruszające się w mroku cienie. Widzę, że to ludzie, bo stoją oparci o ścianę tuż przy wysokiej latarni, która oświetla ich przygarbione sylwetki. Palą papierosy i na sam ich widok budzi się we mnie głód nikotynowy. Odsuwam go jednak na dalszy plan, bo świerzbiące palce nie są teraz moim problemem.

b l o o m | boyxboyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz