Niewypowiedziane słowa.

1K 71 7
                                    

Dean, Cas i Sam wracali z jednego z licznych polowań. Mieli chwilowy "spokój" o ile coś takiego w ich życiu istniało. Słowo zawarte w cudzysłowie można śmiało zastąpić zwrotem "przestój w sprawie". Lucyfer gdzieś się zaszył, jego nienarodzony potomek zaginął z Demonem jako niańką, a oni nic nie mieli. Nawet pomysłów. Polowanie na stado wilkołaków to była jedyna pożyteczna rzecz, którą mogli zrobić. Oprócz tego, że Castiel przesadził z pokazem mocy, kiedy zielonooki był w opałach, wszystko poszło zgodnie z planem. Poobijani usiedli w bunkrze, starszy z łowców przykładał lód do prawego oczodołu krzywiąc się przy tym.
-Dean, mogę pomóc- mruknął anioł patrząc szczenięcym wzrokiem na poszkodowanego. Winchester machnął ręką i mruknął.

-To nic. Wystarczy dzisiaj pokazów twojej mocy- niebiański żołnierz spuścił głowę ale już nic nie powiedział. Zielonooki nie lubił tak traktować ich anioła ale Cas musiał się w końcu nauczyć wstrzemięźliwości. Taki pokaz mocy mógł namierzyć Lucyfer lub ktoś równie niebezpieczny.

-Myślisz, że Dagon nas namierzy?- zapytał Sam, jakby czytając bratu w myślach. Dean wzruszył ramionami i westchnął.

-Jeśli tak to zabrała swoją podopieczną na drugi koniec Ameryki. Chciałbym umieć wytropić tą sukę.

-W końcu popełni jakiś błąd. Złapiemy ją.

-Póki co to tylko my je popełniamy- zielonooki warknął i poszedł do kuchni zmienić chłodzący opatrunek. 

-Nie przejmuj się Cas. Dean się złości bo nic nie mamy. Na Ciebie nie potrafiłby się wkurzać dłużej niż pół godziny- Sam poklepał przyjaciela po ramieniu i sięgnął po kolejną księgę jaką miał przejrzeć. Miał nadzieję, że w końcu trafi na choćby wzmiankę o tropieniu książąt piekieł. Niebieskooki nie wiedział co z sobą począć dlatego wziął inną książkę i zaczął pomagać młodszemu Winchesterowi. Dean wrócił i uśmiechnął się na ten widok. Dosiadł się i również wziął się za szukanie. Przeglądali kolejne egzemplarze,nie mając zbyt wiele. Frustracja powoli narastała w każdym dlatego za pozornie spokojną ciszą kryła się złość. W końcu przerwał ją anioł.
-Chyba coś mam- Sam się zerwał z miejsca, a Dean rzucił głupią cegłą, w której zupełnie nic ciekawego nie było i z ulgą również podszedł do przyjaciela.
-Rytuał pomaga namierzyć Neflima, dlaczego wcześniej na tobie wpadliśmy?- zapytał młodszy z łowców dysząc z nadmiaru emocji.
-Będziemy potrzebować Roweny- mruknął zielonooki trzymając swój entuzjazm na wodzy.
-Dzwonimy po Crowleya?- zapytał Cas z wyraźną niechęcią do tego pomysłu.
-Chyba nie mamy innego wyboru- ich dywagacje zakończył Dean, zaciskając zęby.
-Kto dzwoni?- tym razem wtrącił się Sam, na co Castiel od razu mruknął.
-Ja go nie mam na liście kontaktów.
-Ja zadzwonię- westchnął starszy Winchester i wybrał numer. Po kilku sygnałach usłyszał w słuchawce rozbawiony ton.
-Witaj Wiewiórze, stęskniłeś się?
-Nie mam czasu na twoje głupkowate żarty Crowley. Mam sprawę.
-Oby była warta zawracania mojego, królewskiego tyłka.
-Nefilim, wiemy jak go namierzyć ale potrzebujemy twojej pomocy.
-Kontynuuj- Król piekła odezwał się tym razem zza pleców łowcy. Dean gwałtownie podskoczył i odwrócił się zirytowany do swojego rozmówcy.
-Potrzebujemy do tego Roweny. Możemy wytropić syna Lucyfera.
-Co będę z tego miał?
-Brak zagrożenia, że syn prawowitego władcy piekieł zrobi z Ciebie papkę i sam przejmie władzę.
-Racja- demon cmoknął z rozbawieniem, po czym zniknął. Pojawił się po trzydziestu sekundach ze swoją matką.
-Oby to było ważne Fergus! Właśnie miałam rzucić urok na...- urwała w połowie zdania i uśmiechnęła się krzywo.
-O, przygłupy. Co tam słychać?
-Potrzebujemy twojej pomocy- wtrącił Sam, ignorując jak ich nazwała.
-A kto powiedział, że mam zamiar wam pomagać?
-Ty- warknął Castiel i po chwili dodał.- Kiedy odesłałaś Lucyfera na dno oceanu. Pamiętasz?
-Chwila niepoczytalności w moim długim życiu. Tak, pamiętam. Macie bachora? Mam zastawić pułapkę czy co?
-Właściwie to go namierzyć i pewnie zastawić pułapkę i pewnie odesłać do piekła- Crowley wzruszył ramionami, patrząc na rudowłosą kpiąco.
-Mamy zaklęcie namierzające- mruknął Dean, podsuwając jej księgę.
-Jest to jedno z najtrudniejszych zaklęć. Jak dobrze, że macie najbardziej utalentowaną wiedźmę wszech czasów.
-Potrzebujesz czegoś?- zapytał zielonooki, a ona wzruszyła ramionami, wczytując się w treść zaklęcia. Zajęło jej to trochę czasu ponieważ księga była spisana w dawnym języku czarownic. Wieki go nie używała. Spisała na kartce kilka rzeczy i podała swojemu synowi. Crowley przedarł ja na pół i podał część składników aniołowi.
-Ty załatw tą część rzeczy, ja wezmę resztę- mruknął i się przeniósł w inne miejsce. Castiel poszedł w jego ślady. Reszta, która była obecna w pomieszczeniu postanowiła porozkładać wszystko na miejscu. Winchesterowie przenieśli stół na środek pomieszczenia, a Rowena wzięła się za rysowanie odpowiednich znaków. Bracia przyszykowali jej też miskę, kilka świec i mapę świata.
-Och widzę, że dbacie o nastrój- zaśmiała się patrząc na woskowe produkty.
-Nie będą Ci potrzebne?- zapytał zdziwiony Sam, a ona zaprzeczyła. Dean przewrócił oczami ale nie skomentował. Wtedy zjawił się Cas i Crowley, przyprawiając całą trójkę niemal o zawał.
-Moglibyście jednak używać drzwi- mruknął starszy Winchester, wypuszczając ze świstem powietrze.
-Ale przecież możemy się teleportować, po co...- Castiel zaczął zdanie ale król piekła nie pozwolił mu go skończyć.
-Nie myśl za dużo skrzydlaty. Średnio Ci to wychodzi- Cas śmiesznie zmarszczył brwi, a Dean warknął.
-Odezwał się ten mądry, który  tak się wykazał intelektem, że uwolnił Lucyfera- demon uniósł ręce w obronnym geście, prychając z pogardą.
-Dobra Bella, już nie dokuczam twojemu chłopakowi- zielonooki poczerwieniał na twarzy i niemal nie rzucił nożem w władcę podziemia.
-Ty....
-Macie składniki?- kłótnie z rozbawieniem przerwał Sam, próbując z marnym skutkiem ukryć uśmiech. Dzięki temu zarobił mordercze spojrzenie swojego brata, który fuknął i odwrócił się do stołu, zostawiając skonsternowanego Castiela samego.
-Proszę Cię. Rozmawiasz z Crowley'em słońce- mężczyzna prychnął i wyciągnął wszystko na stół.
-Castiel poszedł w jego ślady i postanowił odpowiedzieć na pytanie długowłosego.
-Mamy wszystkie składniki.
-Wiem Cas- zaśmiał się Sam. Rowena nie komentując wcześniej sytuacji, teraz wzięła się za przygotowywanie odpowiedniej mieszanki.
-Mogę spytać po co Ci był obwarzanek?- mruknął anioł, a ona nie podnosząc wzroku znad miski powiedziała wesoło.
-Ach dobrze, że mi przypomniałeś... Zgłodniałam- wzruszyła ramionami, wkładając kawałek pożywienia do ust. Dean westchnął. Poza tym już nikt nic nie powiedział. W końcu Rowena nasmarowała mapę gęstym naparem, który sporządziła i kazała się wszystkim odsunąć. Wzięła księgę do drobnych dłoni i zaczęła czytać. Gdy skończyła zlepek sylab, którego nikt poza wiedźmą nie zrozumiał mapa zapłonęła, zostawiając niewielki skrawek papieru.
-Lawrence, Kansas- mruknęła rudowłosa.
-Czemu akurat tam?- mruknął Dean, będąc nie zbyt zadowolony z przymusowej wizyty w rodzinnym mieście. Sam westchnął i rzucił w niego torbą na broń.
-Pakuj się- starszy Winchester zacisnął zęby tak mocno, że napięte mięśnie żuchwy było widać z daleka. Castiel trochę się zapatrzył na łowcę, więc zielonooki warknął.
-A ty jedziesz z nami czy stoisz i się gapisz?- anioł drgnął i zaczął pomagać Winchesterowi, na co Crowley prychnął, zwracając się do Deana.
-Jak ty i twój chłopak już spakujecie zabawki to się odezwijcie. Idę z matką zbadać teren i zastawić pułapkę na ulubienicę Lucyfera.
-Co za czubek- zielonooki prychnął, a Sam się jedynie uśmiechnął pod nosem. Dean zły jak osa pakował wszystko co mieli. W końcu wyjął z sejfu w bunkrze Colta.
-Myślisz, że będzie potrzebny?- Zapytał Castiel, marszcząc brwi, a łowca wzruszył ramionami.
-Jeśli będzie to oby zadziałał na dzieciaka Lucyfera.
-Na Lucyfera nie zadziałało- wtrącił Sam.
-Nie zapominaj, że to coś jest w połowie człowiekiem. Może tak jak człowiek krwawi- starszy z łowców zakończył dyskusję i ruszył w stronę swojego pokoju dopakować resztę broni. W końcu skończyli zmagania z bagażami i podeszli do anioła.
-Stańcie za mną- mruknął skrzydlaty, a pozostała dwójka posłusznie wykonała polecenie. Po chwili znaleźli się w Lawrence, gdzie Crowley i Rowena przygotowali już wszystko.
-Pokrótce mówiąc; wasze zadanie to odciągnąć od ciężarnej Dagon, a  ją zagonić na ten parking. Zrobiliśmy z matką tutaj ogromną pułapkę na anioły, ulepszoną kilkoma zaklęciami, jakby się okazało że diabelskie nasienie nie zbyt się przejmuje świętym ogniem.
-Jakimi zaklęciami?- zainteresował się Sam, a demon mruknął.
-Część enochiańskich, część wzięta z klatki lucyfera... Nie zastanawiaj się nad tym. I tak nie zrozumiesz- król piekieł złośliwie zmrużył oczy, na co Sam zrobił minę "Nie zabiję go, jeszcze go nie zabiję... A może?".
-Zajmę się Dagon- mruknął Castiel, a Sam od razu dodał.
-Ja też!
-A ja mam ganiać za Kelly? Cas, ja pójdę z Samem- Dean spojrzał stanowczo na anioła. Nigdy w życiu by nie przyznał, że się troszczy o los przyjaciela bardziej niż by wypadało. Niebieskooki jedynie zmarszczył brwi i dodał.

Destiel (i nie tylko) ~ One ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz