Rozdział 4

76 8 0
                                    

Jedną z ostatnich rzeczy jakie chciałabym widzieć to widok mojego brata podczas stosunku. W tym wypadku naprawdę niedużo do tego brakowało i pewnie gdybym nie mieszkała z Dickiem pod jednym dachem przez kilka długich lat, pozwoliłabym im kontynuować.
- Możesz stąd wyjść? Przeszkadzasz nam, - mruknęła dziewczyna patrząc na mnie przez ramię.
Jej zielone oczy przypominały mi truciznę i przez dłuższą chwilę nie mogłam oderwać od nich wzroku. Dopiero, kiedy podniosła się powoli znad bioder Dicka oprzytomniałam i lekko zdegustowana spojrzałam w jego puste oczy. Wtedy coś mnie tknęło i nie pozwoliło tak po prostu wyjść. Spojrzałam na dziewczynę lodowatym wzrokiem.
- Zabieraj swoje rzeczy i wynoś się z tego pokoju.
- Dziewczynko, dobrze ci radzę, abyś natychmiast stąd uciekała - syknęła z groźnym błyskiem w oku.
- Nie, mylisz się. To ty masz stąd spierdalać albo za chwilę przestanę być taka miła i gorzko tego pożałujesz. To moje ostatnie ostrzeżenie.
Brunetka tylko prychnęła pogardliwie i chciała złapać mnie za włosy, ale ja byłam szybsza. Uchyliłam się przed jej ręką, jednocześnie mocno uderzając ją w brzuch. Zgięła się z bólu, a ja nie czekając aż się otrząśnie, złapałam ją mocno za włosy i wywlekłam na korytarz. Zaczęła się szamotać, ale jako że była cały czas zgięta w pół nie mogła mi za wiele zrobić, a jej paznokcie nie robiły na mnie wrażenia. Z impetem wypchnęłam ją na główną salę klubu i wszystkie oczy zwróciły się na nas.
- Powiem to tylko jeden raz. Trzymaj się z daleka od mojego brata albo następnym razem nie będę taka miła, - warknęłam chłodno.
Dziewczyna nieporadnie próbowała zakryć swoje piersi włosami, ale nie bardzo jej to wychodziło, dlatego rzuciła mi ostatnie mordercze spojrzenie i najszybciej jak tylko mogła wybiegła na zewnątrz odprowadzona wzrokiem wszystkich mężczyzn z klubu. Nie przejęłam się tym tylko wróciłam do tego nieszczęsnego pokoju.
Dick nadal leżał na łóżku patrząc się tym samym pustym wzrokiem w sufit. Nachyliłam się nad nim i delikatnie poklepałam go po policzku przy okazji wołając jego imię, ale nie dostałam żadnej reakcji. Z trudem powstrzymałam furię jaka w tym momencie wypełniła moje ciało i z trudem udało mi się ponownie wciągnąć na niego spodnie oraz koszulę. Dziękowałam cicho, że nadal miał na sobie bokserki.
- Dick spróbuj się podnieść. Sama tego nie zrobię. Hej, no już obudź się.
Pstrykałam mu palcami przed twarzą, ale nie dało to żadnego efektu poszłam do łazienki i wróciłam z niej trzymając wiadro napełnione do połowy lodowatą wodą. Bez wahania oblałam go nią. Wydaje mi się, że trochę poskutkowało. W każdym razie patrzył na mnie odrobinę przytomniejszym wzrokiem.
- Jen... Co ty...
Nie pozwoliłam mu dokończyć, tylko ciągnąć za rękę zmusiłam do siadu.
- Spadamy stąd Dick. No dalej wstawaj. Pomogę ci iść, ale sama cię nie uciągnę, więc musisz ze mną współpracować.
Pokiwał niemrawo głową zanim podniósł się mocno zataczając. Od razu oparłam go o siebie i mozolnym krokiem wyszliśmy z pokoju. Przy wyjściu z korytarza zobaczyłam nadal lekko zdziwioną, ale także rozbawioną Kim. Miała problem z utrzymaniem pionu i gdy tylko mnie zobaczyła uśmiechnęła się szeroko, ale równie szybko jej uśmiech zgasł.
- Co się stało? - zapytała o dziwo bardzo przytomnie.
- Zabieramy się, bo za chwilę nie uda mi się zaciągnąć go do domu.
Nie do końca było to kłamstwo. Obawiałam się, że środek może znowu zacząć działać, a ja naprawdę nie poradzę sobie z nim. Kim chyba zrozumiała i odprowadziła mnie do wyjścia i poczekała, aż znikniemy za nadal niezmniejszającą się kolejką zanim wróciła do picia.
Ja za to ciągnęłam Dicka w stronę parku, przez który mogliśmy skrócić drogę nawet o połowę, dopóki nie stało się to czego najbardziej się obawiałam. Znowu tracił kontrolę nad swoim ciałem, a ja w pewnym momencie bardziej wlokłam go niż prowadziłam co było niezwykle trudne w szpilkach, dlatego zrezygnowana ściągnęłam je i rzuciłam pod jakieś krzaki z nadzieją, że rano nadal tu będą. Z trudem kontynuowałam naszą powolną wędrówkę, dopóki nie zdałam sobie sprawy, że ktoś za nami idzie.
Odwróciłam się gwałtownie w drugą stronę prawie wywracając się pod ciężarem Dicka. W cieniu drzew zauważyłam niewyraźną sylwetkę, która widząc, że ją nakryłam powoli wyszła z ukrycia. Bez większych problemów poznałam te krwistoczerwone włosy i stalowe oczy, które w świetle księżyca zmieniły swój kolor na srebrny.
- Co ty tu robisz i czemu mnie śledzisz? - zapytałam od razu unosząc głowę, aby móc spojrzeć mu w oczy, ponieważ był już bardzo blisko mnie.
- Zakładam, że to samo co ty - wracam do domu. A wygląda na to, że póki co zmierzamy w tym samym kierunku. - Uśmiechnął się szelmowsko i uniósł dłoń, w której trzymał moje czarne szpilki. - Zgubiłaś coś.
- Dzięki, ale na razie mi się nie przydadzą - sapnęłam cicho, ponieważ Dick oparł się na mnie jeszcze większą częścią swojego ciała.
Bez słowa odwróciłam się od Kastiela i bardzo mozolnym krokiem, próbowałam iść dalej, ale już po kilku z nich, kolana się pode mną ugięły. Poczułam silne ramiona, które podtrzymują mnie od przodu i stawiają do pionu. Nie miałam siły protestować ani zastanawiać się jakim cudem udało mu się to zrobić. Dick ciążył mi coraz bardziej, a ja nie miałam na tyle siły, aby ciągnąć go dłużej ze sobą. Najwidoczniej Kastiel musiał zauważyć niemoc i rozpacz w moich oczach, ponieważ bez słowa wrzucił sobie bezwładne ciało mojego brata na plecy.
Patrzyłam na niego zażenowana. Ta sytuacja była naprawdę żałosna, a ja czułam się upokorzona. Kastiel musiał to zauważyć, bo uśmiechnął się nieznacznie i podał mi buty.
- Ubierz je, bo jeszcze sobie nogę uszkodzisz, a nie dam rady nieś was obu.
- Nie musisz tego robić. Dałabym sobie jakoś radę, - wymamrotałam cicho spuszczając wzrok, ale i tak zrobiłam to co mówił.
- Och z pewnością. Może dotarlibyście do rana, - zaśmiał się cicho, ale o dziwo nie było to złośliwe. - Ten spektakl wzbudza litość, sama to przyznaj. Takie chucherko jak ty nie byłoby w stanie zaciągnąć nigdzie pijanego, prawie dwumetrowego faceta.
- On nie jest pijany, - mruknęłam, ignorując resztę jego uwag.
- Więc naćpany.
- Albo odurzony. Nie wiem co ta suka mu zrobiła.
- Martwisz się, - stwierdził tylko.
- No raczej. To mój brat.
- A co jeśli będzie ci wypominał, że zniszczyłaś jego szansę?
- Nie będzie. Trochę go znam. A z resztą nawet jeśli to dam sobie radę. Nie musisz udawać, że się martwisz. W końcu się nie znamy.
- Dziewczynko, nie wyobrażaj sobie za wiele. W końcu sama powiedziałaś, że się nie znamy, - prychnął cicho, lekko oschłym tonem.
Dłuższą chwilę szliśmy w niezręcznej ciszy. Co jakiś czas zerkałam na brata, a na jego widok ściskało mnie w żołądku. Bałam się jaki wpływ na jego organizm może mieć ta substancja. Nie miałam pojęcia co ani w jak dużej dawce musiała mu podać, aby doprowadzić go do takiego stanu. Przez te rozmyślania dopiero po chwili dotarł do mnie fakt, że Kastiel przerwał milczenie.
- Co mówiłeś? - zapytałam spoglądając na niego.
Aż podskoczyłam zaskoczona, gdy natrafiłam na jego świdrujące spojrzenie, gdy odwróciłam się w jego stronę. Zacisnęłam usta w wąską linię i odwróciłam wzrok czując się nieswojo.
- Nie martw się tyle. Żyje, ale potrzebuje snu. Dużo snu, - mruknął i odwrócił wzrok. - Pytałem się w której dzielnicy mieszkacie?
- Na końcu Emerald Gulf, - mruknęłam cicho.
Oplotłam się ramionami, aby nie wykręcać nerwowo palców. Zacisnęłam paznokcie na rękach, jakbym chciała rozerwać swoje długie rękawy. Chwilę później poczułam jak jego palce zaciskają się na moim łokciu i zmuszają mnie do spojrzenia na niego, a także rozluźnienia uścisku. Patrzyłam jak jego oczy stają się chłodne przez cienie, które się w nich pojawiły.
- Przestań. Swoim żałosnym zachowaniem mu nie pomożesz. Za chwilę będziemy na miejscu i będziesz mogła się nim zająć, - warknął wyraźnie zirytowany.
- Powiedz mi masz siostrę? - zapytałam cicho, jednak po chwili tylko machnęłam dłonią. - Zresztą nie ważne. Wystarczy, że wyobrazisz sobie, że udało ci się ją uratować przed gwałtem tylko dzięki przypadkowi. Przez zbieg okoliczności wszedłeś do pokoju, gdzie zobaczyłeś ją półnagą leżącą pod napalonym zboczeńcem, który na dodatek bezczelnie daje ci do zrozumienia, że masz im nie przeszkadzać, bo chce kontynuować swoją zabawę. Jak ty byś się zachował, co? - Dźgnęłam go w pierś nawet na chwilę nie spuszczając wzroku.
Widziałam, jak zaciska szczękę i napina wszystkie mięśnie na moje słowa, ale nie zamierzał odwrócić swojego wzroku. Uśmiechnęłam się z udawaną satysfakcją i odsunęłam się.
- Wygląda na to, że w końcu rozumiesz moją reakcję.
- Co nie zmienia faktu, że nie powinnaś się ranić - mruknął ruszając w dalszą drogę.
- Nie zamierzałam. Głupia reakcja organizmu, gdy się za bardzo denerwuję. W większości przypadku udaje mi się ją opanować, jednak nadal zdarzają się wyjątki od reguły.
Poczułam jak znowu mi się przygląda, a po chwili na jego twarzy znowu pojawił się zawadiacki uśmiech, ale nie odezwał się już. W ciszy kontynuowaliśmy naszą wędrówkę, aż dotarliśmy do domu. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że zostawiłam torebkę w klubie przez skupienie całej swojej uwagi na stanie Dicka. Mogłam mieć tylko nadzieję, że Kim ją dla mnie zabierze i odda w poniedziałek.
Powstrzymując ciężkie westchnienie przeszukałam kieszenie Dicka i przytrzymałam szeroko otwarte drzwi, gdy Kastiel wniósł go do środka. Posłał mi pytające spojrzenie, a ja skinięciem dłoni kazałam mu iść za sobą. Zaprowadziłam go za sobą na piętro i pokazałam odpowiedni pokój. Odetchnęłam lekko, gdy Dick w końcu wylądował bezpiecznie w łóżku. W ciszy rozpięłam jego koszulę, a Kastiel podniósł go, gdy ją ściągałam. Przez chwilę zastanawiałam się czy nie zrobić tego samego ze spodniami, ale zrezygnowałam z tego pomysłu i pozbyłam się jedynie jego butów zanim nakryłam go kołdrą przy okazji sprawdzając jego temperaturę. Była w normie co zupełnie mnie uspokoiło, dlatego zwróciłam się z powrotem w stronę Kasa. Stał przyglądając mi się uważnie. Nie był w stanie powstrzymać głupiego uśmiechu, a jego oczy błyszczały niebezpiecznie.
- Co cię tak bawi? - zapytałam skołowana marszcząc brwi.
- Ty, - odparł z jeszcze szerszym uśmiechem.
- Co? Niby dlaczego...
Urwałam w połowie zdania, ponieważ uświadomiłam sobie co tak poprawiło jego humor. Widział górę moich pończoch. Bardzo prawdopodobne, że majtki także nie umknęły jego uwadze, jeśli dość mocno się pochyliłam. Miałam ochotę z rozpędu wbiec na ścianę i walnąć się w łeb. Nawet nie próbowałam powstrzymać ogromnych rumieńców, które wypłynęły na moją twarz.
- Nie mogłeś odwrócić wzroku? Masz choć trochę przyzwoitości?
- Oczywiście, że nie. Ale przynajmniej wiem w co natura włożyła najwięcej pracy. Szkoda, że na górę zabrakło materiału.
Otworzyłam zszokowana usta i z trudem powstrzymałam się, aby go spoliczkować. Nie mogłam tego zrobić z dwóch powodów: po pierwsze pomógł mi z Dickiem, mimo że nie musiał tego robić; po drugie zasłużyłam sobie za swoją nieuwagę. Doskonale wiedziałam jak się ubrałam i że mężczyźni będą się tam gapić.
Kastiel zaśmiał się z mojej miny i odepchnął od ściany. Powoli zbliżył się do mnie, a jego uśmiech stał się leniwy i uwodzicielski. Musnął dłonią mój gorący policzek, sprawiając, że cofnęłam się o krok, aby zwiększyć odległość między nami. Moja reakcja jeszcze bardziej go rozbawiła i zbliżając się zmusił mnie do powolnego wycofywania, aż trafiłam na ścianę. Wyciągnęłam przed siebie dłoń, która bardzo szybko znalazła się na jego torsie. Dopiero wtedy się zatrzymał.
- Odsuń się albo naprawdę cię to zaboli, - powiedziałam drżącym głosem.
Przyglądał mi się dłuższą chwilę. Jego dobry humor powoli znikał, aż w końcu odsunął się od mnie z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Potrzebowałam dłuższej chwili, aby uspokoić moje oszalałe serce i drżący oddech. Nie wiedziałam co takiego zobaczył, ale skutecznie powstrzymało go to przed dalszymi próbami zbliżenia się do mnie.
- Będę się zbierał do domu. Napisz, gdyby coś się działo albo gdybyś potrzebowała pomocy - mruknął.
Zapisał swój numer na kartce i zostawił ją na biurku zanim skierował się w stronę schodów. Poczułam się głupio przez moje zachowanie, mimo że nie miałam na nie wpływu.
- Poczekaj. - Złapałam go za dłoń. - Gdzie mieszkasz? Jest już późno.
Uniósł brew i uśmiechnął się kpiąco z moich słów zakładając ręce na piersi.
- Uważaj, bo pomyślę, że się martwisz, ale jeśli tak cię to interesuje mogę ci powiedzieć, że mieszkam w Silver Row.
- To po drugiej stronie miasta, - mruknęłam bardziej do siebie niż do niego. - Kłamałeś, gdy mówiłeś, że wracasz do domu. Musiałeś iść w zupełnie inną stronę.
- Nie do końca. Naprawdę wracałem do domu. Przynajmniej, dopóki nie zauważyłem, jak wychodzisz z twoim bratem z baru. Jak już mówiłem ten spektakl wzbudzał litość, więc postanowiłem ci pomóc.
Zagryzłam wargę i odwróciłam wzrok zanim powiedziałam:
- Przenocuj u nas.
- Co?
Patrzył na mnie zaskoczony. Nie spodziewał się tej propozycji, pomimo że jeszcze przed chwilą najchętniej zerwałby ze mnie ubranie. Odważyłam się jednak spojrzeć mu w oczy.
- Nie puszczę cię nigdzie o tej godzinie. Zanim dotarłbyś na drugi koniec miasta minęłoby kilka godzin. Zostaniesz na noc, a rano odwiozę cię do domu.
- Piłaś.
- Niezbyt dużo. Za kilka godzin będzie już wszystko w porządku. Do tego czasu nigdzie się nie ruszasz.
- Mówisz tak jakbym nie miał wyboru.
- Zgadłeś, - zaśmiałam się cicho i pociągnęłam go za sobą.
Patrzył na mnie jak na wariatkę, ale niezbyt się tym przejęłam i zaprowadziłam go do pokoju gościnnego. Zwyczajny pokój z pistacjowymi ścianami i beżowymi meblami takimi jak szafa, średniej wielkości dwuosobowe łóżko, kilka komód i drzwi do łazienki. Kastiel uśmiechnął się w zboczony sposób i wszedł do środka.
- Całkiem ładny pokoik, chociaż muszę przyznać, że jest dość pusty.
- To pokój gościnny, - stłumiłam śmiech. - Łazienka jest za tamtymi drzwiami. Przynieść ci jakąś piżamę?
- Twoją? Wątpię, żebym się w nią zmieścił.
- Mojego brata, głupku, - fuknęłam cicho. Zaczynam żałować, że nalegałam, aby został. - Poza tym nie noszę zwykłych piżam. Wolę koszule, więc i tak nic ci po nich.
Ledwo skończyłam mówić zdałam sobie sprawę jak to zabrzmiało. Miałam ochotę zakopać się pod ziemią, gdy znowu zaczął się powoli odwracać w moją stronę z tym niebezpiecznym błyskiem w oku. Odruchowo cofnęłam się do wyjścia, aby móc uciec odpowiednio szybko.
- Mam to uznać za propozycję czy raczej subtelną sugestię co do spędzenia reszty wieczoru?
- Głupią uwagę, która oznacza, że najwyższy czas zakończyć tę rozmowę. Dobranoc.
Zanim zdążył mi odpowiedzieć odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem opuściłam pomieszczenie. Ze swojego pokoju zabrałam przypadkową książkę i wróciłam czuwać nad Dickiem. Oświeciłam tylko lampkę na jego szafce nocnej i ponownie sprawdziłam jego stan zanim usiadłam do czytania. Tylko co jakiś czas odrywałam się od historii, aby znowu zobaczyć co z moim bratem. Spędziłam tak kilka godzin zanim drzwi do pokoju nie otworzyły się i nie zobaczyłam w nich Kastiela, który zmrużył oczy oślepiony światłem lampki. O dziwo był ubrany.
- Jest pieprzona druga w nocy, - warknął na wstępie. Szybkim krokiem podszedł do mnie i zabrał mi książkę. - Mogłabyś się położyć?
- Nie, - mruknęłam cicho odwracając wzrok na śpiącego brata.
- Co tam mamroczesz?
- Nie. Nie mogę się teraz położyć.
- Dlaczego?
- Nie dam rady zasnąć. Nie gdy jest w takim stanie. Gdy nie wiem co mu podała.
- Właśnie, możesz mi wytłumaczyć, dlaczego cały czas jesteś przekonana, że ta dziewczyna coś mu podała? A może sam się spił albo naćpał i miał ochotę na mały numerek. To nie byłoby nic niezwykłego.
- To nie w jego stylu. Szczególnie teraz.
- Dlaczego? Jest facetem. - Usiadł naprzeciwko mnie krzyżując ręce na oparciu krzesła.
- Ma dziewczynę. Praktycznie narzeczoną. Czy to jest dla ciebie wystarczające wytłumaczenie?
- Dość logiczne, jeśli masz trzydzieści lat.
Prychnęłam tylko pogardliwie na jego uwagę i sięgnęłam po moją książkę, ale odsunął ją jeszcze dalej. Popatrzyłam na niego zirytowana, ale uśmiechnął się tylko złośliwie i zabrał ją jeszcze dalej, gdy znowu wyciągnęłam po nią dłoń.
- Czy ty musisz mnie tak irytować? - warknęłam cicho.
- Oczywiście, że tak. Jesteś zabawna, gdy się denerwujesz.
- Nie znasz mnie, więc skąd do jasnej cholery możesz to wiedzieć?
Wstałam, aby zabrać mu książkę, ale był szybszy i wyciągnął dłoń do góry, tak że nawet na palcach nie mogłam jej dosięgnąć. Z trudem powstrzymałam się przed przywaleniem mu i zmierzyłam go wściekłym spojrzeniem, który go tylko rozbawił.
- Więc może opowiesz mi o sobie? Chętnie dowiem się czegoś więcej.
- A niby co takiego chcesz wiedzieć? - warknęłam cały czas nie rezygnując z nieudolnych prób zabrania mojej własności.
- Na przykład, dlaczego przeprowadziłaś się do tak małego miasta z ogromnej metropolii.
Zamarłam zaskoczona i odsunęłam się od niego odrobinę. Odwróciłam wzrok zastanawiając się czy zdradzić mu cokolwiek. Nie znam go, a nie mam najmniejszej ochoty wysłuchiwać jak znowu wszyscy chodzą wokół mnie na palcach i rzucają współczujące spojrzenia. A już zwłaszcza on. Mimo to zagryzłam tylko wargę, a po chwili uśmiechnęłam się ponuro znowu spoglądając mu w oczy. Wyglądał na lekko zaskoczonego, gdy zaczęłam mówić:
- Mój były chciał mnie zgwałcić, - powiedziałam obojętnym tonem.
Pustym wzrokiem oglądałam jak najpierw na jego twarzy maluje się szok, ponieważ jednak zdecydowałam się podjąć wyzwanie i odpowiedzieć. Myślę, że sama treść wyzwania była dla niego mniejszym zaskoczeniem, jednak nie obchodziło mnie to co o tym myśli. Korzystając z jego osłupienia, nacisnęłam obcasem na jego stopę. Z cichym sykiem zniżył dłoń, dzięki czemu mogłam odebrać swoją własność. Zadowolona w ciszy wróciłam do dalszego czytania, jednak nie mogłam się skupić przez ten jego irytujący wzrok.
- Może przestałbyś się tak gapić i zamiast tego usiadł. Przy okazji możesz odpowiedzieć na moje pytanie, - westchnęłam ciężko, zamykając głośno książkę.
Na jego twarz powrócił zadziorny uśmiech i zrobił to o co poprosiłam podpierając brodę dłońmi, a łokcie na oparciu krzesła.
- A więc co chcesz wiedzieć dziewczynko?
- Kim jest Ami? - zapytałam prosto z mostu.
- Jesteś strasznie ciekawska - zaśmiał się i odgarnął przydługą grzywkę z czoła zanim znowu na mnie spojrzał. - Niech będzie, że mamy noc szczerości. Ami to moja przyjaciółka.
- Nie widziałam jej w szkole.
- Ponieważ jest chora. Wracałem od niej, gdy cię spotkałem.
- Więc dlatego nie było cię na imprezie?
Skinął głową i uśmiechnął się w specyficzny irytująco-rozbawiony sposób, ale po prostu to zignorowałam. Nie mogłam w to uwierzyć jak wiele sprzeczności posiadał. Z jednej strony miałam wrażenie, że robi wszystko, żeby mnie zdenerwować albo przelecieć, a z drugiej okazywał się naprawdę pomocny i troskliwy. Westchnęłam zirytowana.
- Coś nie tak? - zapytał się rozbawiony.
- Wszystko! Czy ty sobie postawiłeś za cel wkurzanie mnie na każdym kroku?
- Skądże, - odparł z niewinnym uśmiechem.
Znowu poczułam wielką ochotę, aby przyłożyć mu, pomimo że tak naprawdę nie zrobił nic. Wręcz przeciwnie. Pomógł mi z Dickiem, chociaż mieszka na drugim końcu miasta. Co za człowiek. Znowu spojrzałam na niego. Przyglądał się gitarze Dicka, która stała w kącie pokoju. Muszę przyznać, że gdy był zamyślony wyglądał całkiem przystojnie. No i nie denerwował mnie swoimi głupimi odpowiedziami.
- Umiesz grać?
- Co? - Zwrócił na mnie rozkojarzony wzrok, aby chwilę później znowu zacząć kontaktować. - Tak. Od piątego roku życia.
- Więc musisz być w tym całkiem niezły. Może mi coś zagrasz?
- Co by powiedział na to twój brat gdybym dotknął jego skarbu?
- Uwierz mi, nic szczególnego, jeśli tylko jej nie uszkodzić, a nie wyglądasz na takiego. Chodź. - Pociągnęłam go, aby wstał.
Zabrałam gitarę ze stojaka i zaprowadziłam go do swojego pokoju. Zatrzymał się na progu oglądając wnętrze, a na jego usta znowu wypłynął wredny uśmiech. Posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie, aby się nie odzywał. Uniósł tylko ręce w obronnym geście i usiadł na łóżku wyciągając dłoń po instrument. Przewróciłam oczami i usiadłam obok niego czekaj aż dostroi gitarę.
Słuchałam, jak zaczyna grać jakąś spokojną melodię i w milczeniu podziwiałam jak sprawnie zmienia chwyty. Nawet raz się nie pomylił. Nie mogłam się powstrzymać i położyłam głowę na jego ramieniu. Zignorowałam jego spojrzenie, które rzucił na mnie kątem oka. Byłam zbyt zmęczona, ale i tak starałam się walczyć z ciężkimi powiekami, jednak już od samego początku byłam skazana na przegraną. Z cichym westchnięciem poddałam się w objęcia Morfeusza zachęcona cichą muzyką gitary.

***

Ostrożnie oparłem gitarę o szafkę nocną. Jenny w końcu przestała walczyć i zasnęła już po kilku minutach mojej gry. Sam nie wiedziałem, czy mam to uznać za komplement czy obrazić się, że jestem tak nudny.
Delikatnie, aby jej nie obudzić, uniosłem ją ze swojego ramienia, aby ułożyć ją wygodniej na łóżku. Wydała z siebie ciche westchnienie, zanim obróciła się na bok wtulając twarz w poduszkę, a drugą przytulając do siebie. No cóż, nic nie poradzę, że wygląda po prostu uroczo podczas snu i jestem pewien, że każdy normalny facet zgodziłby się ze mną. Poza tym była podobna do Ami, a w każdym razie była tak samo nadopiekuńcza w stosunku do swojego brata jak ona w stosunku do mnie.
Pokręciłem z niedowierzeniem głową i zabrałem gitarę, aby odłożyć ją na jej miejsce w pokoju Dicka, który nadal spał jak zabity. Nie mogłem się powstrzymać przed pogardliwym prychnięciem, gdy przypomniałem sobie słowa Jenny. Narzeczona? Dobre sobie. Musiałbym być masochistą, aby już teraz snuć plany o stałym związku. Nic dziwnego, że nie dogadujemy się za dobrze. Jedynie tolerujemy swoją obecność podczas wspólnych treningów, a poza nimi unikamy swojego towarzystwa. Nie żeby jakoś mi na tym zależało.
Zgasiłem światło i wyszedłem na korytarz sprawdzając godzinę. Czwarta rano. Ja pierdolę. Muszę się w końcu położyć, jeśli nie chcę wyglądać rano jak żywy trup. Przeciągnąłem tylko dłonią po twarzy i skierowałem się w stronę przydzielonego pokoju, ale zatrzymałam się z dłonią na klamce. Z pokoju Jenny dochodziły ciche jęki. Czyżby nasza piękność miała mokre sny? Uśmiechnąłem się do siebie i bez wahania zakradłem się do jej pokoju.
Dziewczyna leżała na plecach z szeroko rozstawionymi rękami. W słabym świetle księżyca zauważyłem na jej policzku mokre ślady, a z jej pełnych, cholernie pociągających ust wydobywały się ciche błagania. Nawet nie chcę wiedzieć jakim cudem pomyliłem je z jękami rozkoszy. Powinienem ją zostawić w spokoju i po prostu wyjść, ale coś mnie powstrzymało i dlatego usiadłem na łóżku delikatnie potrząsając ją za ramię, aby się obudziła.
Podniosła się gwałtownie rozglądając po pokoju rozbieganym wzrokiem. Czułem jej mięśnie napięte jak struny i gotowe do obrony. W końcu spojrzała na mnie zamglonym wzrokiem. Przez chwilę myślałem, że rzuci mi się na szyję szukając pocieszenia i ukojenia po koszmarze, ale ponownie mnie zaskoczyła. Zakryła tylko twarz dłońmi biorąc kilka głębszych oddechów, zanim znów spojrzała na mnie, a następnie zwinęła się w kłębek plecami do mnie, uspokajając przechodzące nią dreszcze.

Siedziałem przy niej nadal lekko zaskoczony, aż jej drżący głos się nie wyrównał. Dopiero wtedy miałem pewność, że zasnęła, a ja wykończony atrakcjami tej nocy wróciłem do pokoju i rzuciłem się na łóżko. Nie miałem najmniejszego zamiaru poruszać tej historii, a rano obiecałem sobie zmyć się stąd tuż po obudzeniu.

Korekta: Ihmeelinen

All of us wear mask {SF FanFiction}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz