Rozdział 8

62 6 0
                                    

Westchnęłam ciężko próbując uspokoić niechęć jaką czułam w tym momencie do Kastiela. Złożył obietnicę i nic więcej nie mogę zrobić. Jeśli ją złamie, będzie musiał radzić sobie sam z konsekwencjami. Mimowolnie zaczęłam współczuć Jenny. Już z daleka było widać, że ciągnie ich do siebie, więc jeśli Kas będzie chciał ją okręcić wokół palca, nie będzie miał z tym problemu. Nie wierzę, aby miała na tyle samozaparcia.

- O czym tak myślisz?

Podskoczyłam cicho słysząc głęboki pomruk tuż za moimi plecami. Odwróciłam się gwałtownie zadzierając głowę, aby spojrzeć w błękitne oczy Richa. Uśmiechnął się blado unosząc brew i czekając na odpowiedź.

- O niczym. Powinieneś spać, a przynajmniej nie wstawać z łóżka.

- Daję radę. Powiedz mi lepiej gdzie ty zamierzasz spać?

Zaklęłam bardzo cicho, żeby mnie nie usłyszał. Nie zamierzałam wracać do Christiana, po tym jak mnie dzisiaj potraktował, a kanapa była już zajęta. Noc spędzona na ziemi też nie brzmiała najlepiej. Zostawała tylko jedna opcja...

- Idę się przebrać, a ty postaraj się nie zająć całego łóżka. I uważaj, żeby ci nie stanął z radości – warknęłam cicho.

Porwałam pierwszą lepszą koszulkę z brzegu i zniknęłam za drzwiami odprowadzana cichym śmiechem Richa. Stłumiłam w sobie cierpiętniczy jęk, który z pewnością by usłyszał. Ściany w tym mieszkaniu były zdecydowanie za cienkie, a ja nie miałam ochoty użerać się z rozkosznymi sąsiadami, którym swego czasu napsułam już dość dużo krwi. Oczywiście z małą pomocą.

Przebrałam się w błyskawicznym tempie i wróciłam do pokoju z cichą nadzieją, że Richard już śpi przez leki przeciwbólowe. Jednak znowu go nie doceniłam i przewróciłam tylko oczami, gdy poklepał miejsce między sobą a ścianą. Wzniosłam oczy ku niebu widząc jego zadowolony uśmiech i przedostałam się na wolną przestrzeń. Zamknęłam oczy próbując go zignorować, co było praktycznie niemożliwe.

Zszokowana obróciłam się w jego stronę, gdy poczułam jak sunie opuszkami swoich palców po moim nagim udzie, aż do koronki moich fig. Uśmiechnął się tylko leniwie, patrząc na mnie lekko zamglonymi oczami. Oparł głowę na swoim przedramieniu, nawet na ułamek sekundy nie przerywając kontaktu wzrokowego. Całkowicie zignorował moje oburzenie i podwijając odrobinę materiał przeciągnął po moim pośladku. Podwinął moją koszulkę, zanim ułożył dłoń na nagiej skórze na moim biodrze. Mógł teraz przesuwać kciukiem po moim kręgosłupie, zahaczając tym razem o górną krawędź majtek.

Zaklęłam cicho w duchu, gdy moje ciało zaczęło płonąć pod jego dotykiem. Zacisnęłam uda czując narastające napięcie pomiędzy nogami. Z trudem udało mi się powstrzymać nagłą chęć aby odgarnąć kilka kosmyków spadających na jego twarz. Rozchyliłam wargi przenosząc spojrzenie na jego usta, które w tym momencie były jak dwa magnesy. On musiał czuć się podobnie, ponieważ opuścił dłoń i zaczął powoli zmniejszać dystans dzielący nasze twarze. W mojej głowie rozbrzmiał głośny alarm, gdy pozostało mu jedynie kilka cali.

Odepchnęłam go gwałtownie, zmuszając do położenia się na wznak. Sama uniosłam się do pozycji siedzącej piorunując go gniewnym spojrzeniem.

- Mogę wiedzieć co ty, do cholerny jasnej, chcesz zrobić? – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

Patrzył na mnie przez dłuższą chwilę. Widziałam jak wyraz jego oczu zmienia się gwałtownie. Od lekkiego zamroczenia, przez zdezorientowanie, rozczarowanie i odrzucenie, być może nawet odrobinę bólu, aż do zupełnej pustki.

All of us wear mask {SF FanFiction}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz