Rozdział 7

82 9 6
                                    

Wszystko stało się w ciągu kilku sekund.

Najpierw usłyszałem głośny krzyk, a po chwili wycie kogutów i migające czerwono-niebieskie światła radiowozów. Odruchowo wepchnąłem Wally’ego przez otworzone tylnie drzwi, w momencie, gdy rozległ się głośny huk, jednak zignorowałem go. Błyskawicznie znalazłem się za kierownicą i z głośnym warczeniem silnika wjechałem w jakąś wąską uliczkę modląc się, aby nie okazała się ślepym zaułkiem.

- Jakim cudem nas znaleźli? – zapytał zduszonym głosem.

- Nie wiem – warknąłem cicho.

Wykonałem ostry zakręt wyjeżdżając z uliczki na jedną z głównych dróg. Zerknąłem w lusterko i stwierdziłem, że gonią mnie dwa radiowozy co było całkiem niezłym wynikiem. Z tyłu głowy zapaliło mi się czerwone światełko z imieniem Jenny, ale nie mogłem się dłużej nad nim zastanowić przez barykadę.

- Zawracaj! – wrzasnął Wally.

Od razu wykonałem jego polecenie zakręcając ostro i wjeżdżając częściowo na pusty chodnik. Jeden z radiowozów próbował powtórzyć mój manewr, jednak nie udało mu się i uderzył bokiem w słup sygnalizacji. Drugi cudem wyhamował zanim staranował zaporę. Zyskaliśmy kilka cennych sekund, które od razu wykorzystałem.

- Kieruj się w stronę autostrady. Jest tam zjazd dzięki którym łatwo ich zgubimy  - mruknął.

Poczułem jak łapie za zagłówek mojego fotela i jego nogi wylądowały w szparze pomiędzy fotelami, gdy przenosił się na przednie siedzenie.

- Mogę wiedzieć co ty do kurwy nędzy wyprawiasz? – zapytałem zirytowany przyśpieszając i rzucając mu krótkie spojrzenie.

- Przesiadam się tępaku – powiedział przewracając oczami.

- Domyśliłem się. Mogę wiedzieć tylko dlaczego?

Zignorował mnie wbijając spojrzenie w moje ramię i odchylając kołnierz mojej koszulki.

- Ty krwawisz – powiedział, gdy tylko otworzyłem usta.

Zerknąłem na niego zaskoczony i przyłożyłem jedną dłoń do swojego ramienia. Pod palcami wyczułem ciepłą, kleistą ciecz i dość głęboką dziurę. Dopiero wtedy zacząłem łączyć fakty i odczuwać coraz wyraźniej pulsujący ból.

- Jedź do mnie. Moja ciotka cię opatrzy.

- Tak? I co jej powiesz? Ciociu Kate jest taka sprawa: byliśmy na nielegalnych wyścigach ulicznych, bo wiesz to z nich mam kasę na te kursy. No i wszystko było świetnie, dopóki nie przyjechała policja, aby nas wszystkich zapuszkować, więc zaczęliśmy uciekać, niestety Dick został postrzelony w ramię i teraz musisz mu wyjąć kulę, żeby nie wdała się infekcja – zacząłem ironizować.

- Pierdol się. Niepotrzebna ironia – warknął.

- To ty przestań pieprzyć głupoty! Dobrze wiesz w jakim stanie jest twoja ciotka i że za żadne skarby nie może się dowiedzieć o naszych nocnych eskapadach. Zresztą tak samo jak Bruce – z trudem opanowałem drżący z emocji głos.

Nie byłem w stanie zatrzymać napływających do mojej głowy wspomnień. Pamiętałem każdy szczegół z dnia w którym nam się nie udało i zostaliśmy zatrzymani przez policję. Bruce nawet nie był wściekły i chyba to było w tym wszystkim najgorsze. Wydawał się zawiedziony tym jak bardzo nieodpowiedzialny byłem, gdy okazało się, że wciągnąłem w to Jenny. Miała tylko czternaście lat, a ja sam niewiele wcześniej dostałem prawo jazdy. Przez trzy lata udało mi się powstrzymać, ale te trzy miesiące… Musiałem oderwać myśli od wszystkiego co się wtedy wydarzyło.

All of us wear mask {SF FanFiction}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz