ostatni niewysłany list, który wysłałam

43 4 0
                                    

Moim największym koszmarem na teraz jest myśl, że kiedyś będziesz historią, którą opowiem mojej zapłakanej córce, kiedy będzie płakać za pierwszą miłością, która nigdy jej nie zechce. Ona położy głowę na moich kolanach, a ja zetrę jej łzy z policzków i głaskając ją po głowie, wyrzucę jego słowa z jej myśli. I gdy będzie powoli zasypiać, ja opowiem jej historię o chłopaku, który sprawiając, że byłam szczęśliwa tak, że czułam to w każdej części mojego ciała, jednocześnie rozdarł moje serce na części i wyrzucił je do kosza. Bo właśnie to czułam (dopóki nie poznałam kogoś, kto to serce posklejał, ale o tym później). To nie tak, że zrobiłeś to celowo. Ja wiem, że nie zrobiłeś tego celowo. Te wszystkie wiersze, które zdążyłam o tobie napisać w ciągu tego roku, w którym widziałam w twoich oczach wszystko, czego chciałam, też mówią o tym, że to tak naprawdę nie twoja wina.

Wiesz, moja przyjaciółka nigdy tak naprawdę cię nie lubiła. Od samego początku, gdy zobaczyła jak na ciebie patrzę, bo wiedziała, że kiedyś złamiesz mi serce. Ja wtedy tego nie wiedziałam. Ona często wie co czuję szybciej ode mnie, ale nie mówiła mi tego, dała mi samej dojść do tej myśli, zaakceptować ją i uznać za normalną i codzienną. To też było trudne, bo nigdy wcześniej nie śmiałabym nawet pomyśleć, że spojrzę na ciebie w ten sposób. Ten sposób był przecież zarezerwowany dla tych pięknych chłopców, których często mija się na ulicach, a nie zna się ich imienia (jaka wielka szkoda!). Ale to się stało, tak niepotrzebnie, tak bardzo w nieodpowiednim momencie, tak bardzo w nieodpowiedniej osobie, którą jak na nieszczęście byłeś ty. Mój mózg przez długi czas nie chciał tego zaakceptować, traktował to jako coś, co nie może mieć miejsca. Ta część była jeszcze w miarę prosta, po prostu czasem tylko wpadałeś do mojej głowy i nie chciałeś wyjść, ale zawsze jakoś odpychałam cię w najdalsze zakątki podświadomości i wszystko było dobrze, na miejscu.

Trudniej zrobiło się, gdy to wszystko do mnie dotarło. Po prostu pewnego dnia nie mogłam już na ciebie patrzeć, bo to było zbyt dużo, bo wszystkie moje obawy się spełniły, bo nie powinnam była tego zrobić, bo ktoś inny powinien być na twoim miejscu. Później było już tylko prościej. Powiedzenie tego najważniejszym osobom w moim życiu było piekielnie łatwe, może dlatego, że one wiedziały wszystko o wiele wcześniej niż ja.

I teraz nadchodzi ten moment, gdy mówię to jej. Tej, którą kochałeś ty (miałam tu unikać wielkich słów, ale muszę to tutaj podkreślić). Tak naprawdę nie wiem jak ją zdefiniować. Była przyjaciółka? Koleżanka? Znajoma? Wiem tylko, że odkąd zobaczyłam jak na nią patrzysz, chciałam ją nienawidzić. Wtedy to wszystko byłoby prostsze, ale nie potrafiłam tego zrobić. Dlatego drugiego sierpnia, w moje urodziny, dzień po twoich urodzinach, kiedy kąpałyśmy się w morzu, fale zakrywały nas po szyję, a ty stałeś na brzegu, wykrzyczałam jej to prosto w twarz... a ona prawie się utopiła. To nie tak, że życzyłam jej źle, po prostu ta wiadomość przygniotła ją do ziemi, zwaliła ją z nóg, przykryła ją jak fala wody, a ona nadal nie mogła w to uwierzyć. A później powiedziała mi to, co zawsze mi mówiła. Nienawidziłam jej za to zawsze (za to potrafiłam). Za to jak nienawidziła siebie, porównując się do mnie, wywyższając mnie, chwaląc mnie, zapewniając mnie o dobrych rzeczach, które chciałam, żeby były prawdą, ale nigdy nie były. To co mi wtedy powiedziała też prawdą nie było, co wiedziałam już dawno, ale dałam jej kłamać mi prosto w oczy, a ona wtedy też czuła się przez to lepiej, pewnie tak. Jej kłamstwa nie poprawiły mi humoru, ale gdy wyszłam z wody wiedziałam już jedno na pewno: czy tego chciałam, czy nie, stałeś się pierwszym chłopakiem, który złamał mi serce.

Nie winie cię, naprawdę nie winie cię za to wszystko. Po prostu pewnego dnia spojrzałam ci w oczy i pomyślałam, że wszystko będzie dobrze, że wcale nie jest tak źle jak myślę, że wszystko się ułoży. A później żyłam ze świadomością, że wolisz ją, choć nie chciałam powiedzieć tego sobie prosto w twarz i ona tez mi w to nie wierzyła, trzymała mnie w przekonaniu, że tak nie może być, ale pomimo to wiedziałam. Ta wiedza każdego dnia łamała mnie na pół, przewracała wszystkie filary w mojej głowie, zabierała mi szanse na coś innego niż myślenie o tym czego mi brakuje, co ze mną jest nie tak i jak to naprawić. Jak, do cholery, stać się kimś na kogo spojrzysz tak jakbym chciała, żebyś patrzył?

To wszystko było tylko kolejnym ciosem prosto w serce, bo gdy miałam trzynaście lat chciałam być nią, chciałam być jak ona, ubierać się jak ona, myśleć jak ona, bo żyłam w przeświadczeniu, że jest lepsza ode mnie i w tamtym momencie wszystkie najgorsze koszmary tej trzynastolatki tak po prostu stały się prawdziwe.

Ale przejdźmy do tej milszej części. Urywałam z tobą kontakt chyba ze trzy razy (nawet tego nie zauważyłeś, ale nieważne, wielu rzeczy nie zauważałeś). Mój rekord nieodzywania się do ciebie to tydzień, trzy dni i dwanaście godzin (około). I teraz nadchodzi ten czas, gdy obiecałam sobie odpocząć. Od życia, od ludzi, a przede wszystkim od ciebie. Nigdy nie zapomnę jak wszystko nabrało naprawdę niepotrzebnego szybkiego tempa i zaczęłam płakać na środku plaży, a twój przyjaciel musiał mnie uspokajać, bo przestałam dawać sobie z tym wszystkim radę. Wtedy płakałam przez ciebie po raz ostatni (ale nie pierwszy, zdecydowanie nie pierwszy raz). Wiesz, coś się kończy i coś się zaczyna i to był chyba właśnie tem moment, kiedy nie tyle co sama zdecydowałam, ale i świat zadecydował za mnie, że pora mnie poskładać. Jedyne co musisz o tym wszystkim wiedzieć to to, że znalazł się ktoś, kto miał na to ochotę, wziął to wszystko na swoje barki i z własnej woli zadeklarował się, że mnie naprawi. Chwała mu za to, ale teraz ostatnia rzecz, którą kieruję tu do ciebie. Bądźmy szczerzy, nie chcę urywać z tobą kontaktu, dlatego dostałeś ten list, dlatego go w ogóle napisałam. Mogłabym tego nie robić, ale jaki byłby sens tego wszystkiego, gdybym każdego dnia kłamała ci w oczy, że zawsze wszystko było dobrze i nic nigdy nie stanęło mi na drodze do tego, żeby być tu, gdzie jestem? Chyba żaden. Więc teraz to, czy się do mnie odezwiesz jest tylko i wyłącznie w twoich rękach. Możliwe, że właśnie siedzę przed tobą i uwierz mi, jeśli zaśmiejesz mi się w twarz (przeżyłam już wszystkie scenariusze tej rozmowy w mojej głowie), nigdy więcej nie spojrzę na ciebie jako kogoś godnego szacunku i możesz zapomnieć, że kiedykolwiek jeszcze zobaczysz moją twarz w swoich drzwiach, kiedy przyjdę na herbatę, pogadać o dawnych czasach.

Więc bądź dorosły na tę chwilę, spójrz mi w oczy i powiedz to, co naprawdę myślisz, proszę.

P.S. Wybacz mi moje wyolbrzymianie, humaniście nie przetłumaczysz, że zwykłe „zniszczyłeś mi życie chuju i takie tam, ale ci wybaczam" wystarczy.

drobne ogłoszenia (vneurysm)Where stories live. Discover now