Siedzę sama w wieży Gryffindoru i próbuję zasnąć. Od czterech godzin. Jestem wykończona. Kilka godzin wcześniej zakończyła się ostateczna bitwa. Wygraliśmy ... Tak, tylko jakim kosztem? Siedzę przy oknie i wpatruje się w niebo. W gwiazdy. Nie chcę patrzeć w dół. Na zgliszcza pozostałe po potężnym, majestatycznym placu zamkowym. Na trupy, których jeszcze nie sprzątnięto. Na krew i jawne oznaki cierpienia. Tak więc podziwiam piękno i stałość ciał niebieskich i wręcz podświadomie wyszukuję konstelacji. Nawet nie wiem kiedy w mojej głowie pojawia się wspomnienie. Wyraźne, jakby wydarzenie to miało miejsce zaledwie wczoraj a jednocześnie tak odległe, w końcu miało miejsce prawie dwanaście lat temu.
Ośmioletnia dziewczynka siedzi na kocu pod domem. Jest noc. Ona nie śpi. Nie chce? Nie może? Nie. Ona czeka. Nagle przez furtkę wchodzi dwoje ludzi - trzydziestoletni mężczyzna o dużych, brązowych oczach przesłoniętych przez okulary i drobna kobieta z burzą brązowych loków na głowie w podobnym wieku do mężczyzny. Oboje siadają obok zniecierpliwionego dziecka.
- Przepraszam kochanie, że nie przyszliśmy wcześniej.- zaczyna mężczyzna. W jego głosie słychać nutkę poczucia winy.
- Nic się nie stało tato. Pokażesz mi konstelacje?
Kobieta uśmiecha się, mężczyzna odwzajemnia ten gest i oboje kładą się obok dziewczynki. Jest to chwila magiczna. Czuć w powietrzu nieskończoność przyrody i niezachwianą miłość, poczucie bezpieczeństwa, radość i brak jakichkolwiek trosk. Ta chwila jest wieczna.
Otrząsam się ze wspomnień i zauważam, że z oczu strumieniami uciekają mi niechciane łzy. Po raz pierwszy trafia do mnie ta myśl. Zostałam sama.
Przyjaciele... Owszem, zawsze nimi będą ale teraz każdy z nas musi zająć się sobą. Posklejać rany. Przemilczeć niektóre sprawy. Poukładać życie na nowo. Poza tym oni nie wszystko są w stanie zrozumieć. Kierują się zasadą carpe diem. Ja nigdy tak nie potrafiłam.
Zostałam sama...
Rodzice... Moi mnie nie pamiętają. Nie mam pojęcia gdzie są, ale nawet gdybym wiedziała nic by to nie zmieniło. Nikt jeszcze nie wynalazł zaklęcia przywracającego pamięć. Ale to nic. To niewielka cena za ich bezpieczeństwo.
Zostałam sama...
Samotność chwyta mnie w swoje objęcia i zalewa mnie ból jakiego nigdy nie czułam. Już mniej bolały cruciatusy Bellatrix. A ten ból paraliżuje. Odbiera zmysły. Ciągnie w dół. Nic nie jest w stanie go uśmierzyć. A po głowie tłucze się jedna, natrętna myśl.
Zostałam sama.
Zwijam się w kulkę i płaczę. Pozwalam sobie na tą chwilę słabości. Od jutra będę silna. Od jutra będę walczyć.
- Proszę, proszę. Kogo ja widzę. Panna Granger. Czyżby na tym polegała gryfońska odwaga? - słyszę szyderczy głos mojego nauczyciela od eliksirów. Nic nie odpowiadam. W ogóle nie reaguję. Rozumiem. Gdyby nie on nigdy byśmy nie wygrali. I wbrew swoim własnym życzeniom przeżył. Też jest samotny. Jego samotność trwa dłużej niż moja. Czyżby dało się przywyknąć?
Już mam nadzieję, że pójdzie ale po chwili czuję, że siada obok mnie.
- Mogę się dosiąść?- pyta chociaż prawdopodobnie wie, że nie otrzyma odpowiedzi. Siedzimy w ciszy. Zaczynam się uspokajać. Kończą mi się łzy pozostawiając po sobie jeszcze większe zmęczenie.
- Przytul mnie.- szepcę nie do końca świadoma czy te słowa opuściły moje wargi. Po chwili czarodziej, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, kładzie się obok mnie i pozwala mi się wtulić w swój tors. Oboje jesteśmy samotni. Oboje potrzebujemy innej samotnej duszy ...
CZYTASZ
Miniaturki HP
FanfictionZbiór miniaturek mojego autorstwa napisanych pod wpływem chwili. Na razie głównie skupiam się na Sevmione, jako wątek poboczny może pojawić się Drinny, zastanawiam się również nad napisaniem krótkiego Severitusa ale nic na siłę. Skupiam tu pomysły...