Nie uciekaj

1.6K 92 8
                                    

 Był dość wietrzny wieczór. Fale niespokojnie uderzały o brzeg miotane gwałtownymi podmuchami a niebo przesłoniły czarne jak węgiel chmury. Potencjalny obserwator nie dostrzegłby drobnej kobiety, która usiadła w miejscu, w którym las przechodził w piaszczystą plażę. Nie dostrzegłby też jej zasnutych mgłą smutku, brązowych oczu, łez spływających kaskadami po jej policzkach ani nadzwyczajnego stanu, w którym się znajdowała.

 Hermiona Granger wyczarowała koc, usiadła na nim i zza drzewa oglądała pieniące się fale rozbijające się o piaszczysty brzeg. Po chwili zostały one przesłonięte przez potok spływający z jej oczu.

 On ją zostawił. Powiedziała mu o największym szczęściu jakie mogło im się przytrafić a on uciekł. Powiedział, że nie jest gotowy, że nie na to się pisał i po prostu odszedł. Jak tchórz.  Był jej przyjacielem praktycznie od kiedy zjawiła się w tym świecie. Razem odkrywali tajniki magii, razem się uczyli i przeżywali przygody. Potem pojawiło się między nimi coś więcej. Myślała, że to tak na poważnie. Miłość od zawsze i na zawsze. Myliła się. Po trzech latach związku on po prostu się wycofał. Nigdy by go o coś takiego nie podejrzewała. Mimo, że miało to miejsce trzy miesiące wcześniej nadal nie mogła się pozbierać. Nadal nie potrafiła po prostu nie myśleć o tym zdarzeniu, szczególnie w takie dni jak ten. Nadal czuła się zdradzona, oszukana i zostawiona sama sobie.

 Była gryfonka skuliła się na kocu najbardziej jak mogła, na tyle na ile pozwalał jej już zaokrąglony brzuch. Czuła się sama. Oszukana przez osobę, której najbardziej ufała. Owszem, byli jeszcze Harry i Ginny. Okazywali jej wielkie wsparcie ale mieli swoje życie. Ich dwumiesięczny syn pochłaniał im prawie cały wolny czas. Oni w końcu odbudowali życie po wojnie i nadszedł czas by się nim cieszyli. Nie mogli jej poskładać. I był jeszcze On. Pojawił się w momencie gdy najmniej się tego spodziewała. Zupełnie przez przypadek dowiedział się o jej dość niekomfortowej sytuacji i wbrew nieprzechylnej opinii innych czarodziejów wziął ją pod swoją pieczę. Zajmował się nią i martwił w ten specyficzny, grubiański , trudny do zrozumienia sposób. Była mu za to wdzięczna i starała się to okazywać za każdym razem jak tylko miała ku temu okazję. Czasem robiła herbatę gdy zmęczony wracał ze szkoły do domu. Kolejna rzecz za którą była mu wdzięczna. Po skończonych zajęciach wracał tutaj by nie została sama, zamiast skorzystać ze swoich kwater w Hogwarcie. Czasami robiła mu odprężające masaże. Ale czasami po prostu już nie mogła i wykłócali się o bzdurne rzeczy jak odkładanie pojemniczka z proszkiem fiuu nie po tej stronie kominka po której lubiła. Jej uczucia do niego stopniowo ulegały zmianie. Na początku była to tylko wdzięczność. W końcu był jedynym człowiekiem, który nie mając ku temu żadnego powodu postanowił jej pomóc mimo, że nie przepadał za nią. Po miesiącu pobytu w jego maleńkim domu leżącym nad brzegiem morza Karaibskiego nawiązali ze sobą nić porozumienia. Rozmawiali jak starzy przyjaciele i nie okazywali względem siebie żadnej wrogości. Kilkanaście nocy później, gdy noc w noc siedział przy niej utulając ją do snu w swoich silnych ramionach bo nie mógł podać jej eliksiru słodkiego snu z tych uczuć zaczęło kwitnąć coś więcej. Teraz nie wyobrażała sobie życia bez tego posępnego mężczyzny i ze strachem patrzyła w przyszłość kiedy będzie musiała opuścić to miejsce i poszukać nowego świata dla siebie i swojej małej córeczki.

 Po dłuższej chwili jej ramiona zaczęły drżeć po części z powodu nieskrywanego szlochu a po części winą należałoby obarczyć wzmagający się wiatr. Hermiona jakby tego nie zauważając wpatrywała się tępym wzrokiem w zdeterminowane fale uderzające o piaszczysty brzeg. Czuła niemalże gorzką satysfakcję. Pogoda wreszcie dołączyła się do jej małego dramatu. Miną jakiś czas zanim chmury postanowiły się zjednoczyć z resztą krajobrazu. Powoli zaczęły wypuszczać zimne krople. Wśród zawodzenia wiatru i szlochu nieboskłonu dało się słyszeć nawoływanie.

- Granger! Odezwij się! Gdzie ta wstrętna dziewucha? Granger? Zamieniłaś się na mózgi z Potterem? - rozchodził się kpiący głos hogwardzkiego Mistrza Eliksirów, tłumiony przez gwałtowne opady deszczu. Hermiona miała nadzieję, że oddali się ale ku jej irytacji tylko się przybliżał.

- Granger ! Czyś ty do końca zgłupiała? A może to ciąża ci na mózg szkodzi? - zainteresowana usłyszała nad sobą i jeszcze bardziej się skuliła.  Czarodziej nie zwracając na to uwagi wziął ją pod pachy jak szmacianą lalkę i postawił na ziemi jakby była wyjątkowo krnąbrnym dzieckiem. - Czego nie rozumiesz w zdaniu "Uważaj na siebie bo nie mogę ci podać żadnego eliksiru" ? Co ci do głowy strzeliło?! - dziewczyna nic nie powiedziała. Jedynie niżej schyliła głowę. - Czyżby pannie Wiem-To-Wszystko zabrakło słów? A może zapomniałaś języka w gębie?- zaszydził. Miał nadzieję, że dziewczyna jakkolwiek zareaguje. Na jedno słowo, które znaczyłoby, że jego słowa jakkolwiek ją obeszły. Że nie zgadza się z nim i jest gotowa się kłócić. Że nie jest z nią aż tak źle. Gdy nic takiego nie usłyszał, nie dostrzegł żadnej reakcji świadczącej o proteście, chociażby zaciśnięcia dłoni w pięści dodał łagodniejszym głosem - Czy to wina tego kretyna? Znów płaczesz przez Weasleya? - odpowiedziała mu delikatnym wzruszeniem ramion.- Hermiono, ten idiota nie jest wart twoich łez, tym bardziej twojego zdrowia. Jesteś cała mokra. Aż się trzęsiesz. - powiedział z wyrzutem jednocześnie susząc jej ubrania i zarzucając na ramiona swój nieprzemakalny płaszcz. - Ta kruszynka nigdy nie będzie jego córką. - mruknął opatulając jej szyję szalikiem.- Proszę, daj się sobą zająć. Daj sobie pomóc. - szepnął przyciągając ją do siebie. -  Nie uciekaj już nigdy. Zostań.

- A chcesz, żebym została? - spytała. - Chcesz, żebyśmy zostały?- poprawiła się po chwili. Czarodziej skierował na nią swoje zdziwione spojrzenie.

- Wracajmy. - powiedziała kobieta niemalże pewna tego co czarodziej chciał jej powiedzieć.

- Hermiono... - zaczął Severus ale ta mu przerwała.

- Nie Severusie. Nic nie mów. Rozumiem. Wracajmy.- odpowiedziała i wyrwała się z bezpiecznego miejsca. Zanim jednak zdążyła zrobić chociażby jeden krok, jego ramiona na powrót pochwyciły ją w żelaznym uścisku. Czarodziej niepewnie pochylił się i złożył na jej ustach, delikatny, niezdarny pocałunek. Jego jedna dłoń znalazła oparcie na wypukłości na brzuchu kobiety. Zaakceptował je. Jego oczy wydawały się krzyczeć kocham cię. Jej po chwili odpowiedziały mu tym samym.





Miniaturki HPOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz