6. Te same brązowe tęczówki. To samo spojrzenie. Ten sam chłopak.

29 3 1
                                    

Wiktoria POV:

Niall i Martyna właśnie się ulatniają. I tak, jestem zła. Mieliśmy razem skończyć ten maraton, ale że oni nie mogli się powstrzymać na romantycznym filmie Martyny i zaczęli się migdalić.

Nie miałyśmy z Marceliną wyjścia. Musiałyśmy ich wygonić.

Dobra, z dwojga złego, wolę obejrzeć resztę filmu bez zagłuszających dźwięków ich miętolących się języków.

Taa... Zakochani są wspaniali

- Dobra, to my lecimy – żegna się brunetka, której nogi owinięte są wokół torsu chłopaka, a on sam trzyma ją za pośladki.

- Tylko, żeby wam się łóżko nie zarwało – rzucam zła w ich stronę.

- Ha ha – parska Martyna.

- A ty się nie przewróć – mówi blondynka, a dokładnie sekundę później Niall potyka się o własne nogi.

Już wyobrażam sobie jego piękną buźkę na ziemi, kiedy niestety szybko łapie równowagę. A ja z Marceliną wybuchamy śmiechem.

- No bardzo śmieszne. Bardzo. – mówi do nas Niall, kręcąc przy tym głową.

- Nawet nie wiesz jak – udaję mi się wykrztusić pomiędzy śmiechem.

Ta para mnie po prostu rozbraja.

- Naprawdę chcemy w spokoju obejrzeć film, więc z łaski swojej, bądźcie trochę ciszej niż zazwyczaj w swojej podróży do „Orgazmowa". – powiedziała Marcelina. Wybuchłam niekontrolowanym śmiechem. Kątem oka zobaczyłam, jak Martyna się czerwieni, ale obydwoje nic nie powiedzieli. Widocznie Niall zignorował nasze głupie dowcipy i przygadywanie.

Po chwili zniknęli z naszego pola widzenia.

- Uroczy są co? – spytała, a raczej stwierdziła Marcela.

- No śmieszne z nich gołąbeczki – przyznałam, dochodząc do siebie, ponieważ popłakałam się ze śmiechu – Dobrze się dobrali.

- Oby im się udało – mówi blondynka i wznawia film.

       -----------------------------------------------------

Rano budzę się na nierozłożonej kanapie. W dodatku nie jestem sama, bo obok mnie śpi Marcelina.

Widocznie trochę się nam przysnęło ostatniej nocy. Spoglądam na wyświetlacz w telefonie, jest 7:23. Dość wcześnie, jak na mnie, ale nie chce mi się spać.

Wstaję i zaglądam do pokoju Martyny. Słodko śpi wtulona w swojego chłopaka.

Nasze "mieszkanie" w akademiku jest trzyosobowe, niby jeden pokój, ale podzielony. Tak jakby w rzeczywistości były dwa pomieszczenia.

W pierwszym jest salon z aneksem kuchennym. Znajduje się tu trzyosobowa kanapa, stół, telewizor, mini lodówka, kuchenka i typowe kuchenne szafki. A w drugim są trzy łóżka, szafa, biurko i wejście do łazienki.

Stwierdziłyśmy, iż będzie dla wszystkich lepiej, że jeżeli Martyna przyprowadzi Nialla (bądź któraś z nas kogokolwiek) to będą spać razem na kanapie w „pokoju gościnnym – salonie", a reszta normalnie w „sypialni".

Wczoraj był wyjątek, ponieważ oglądałyśmy ten przeklęty film, więc oni poszli do łóżka Martyny łącząc je z łóżkiem Marceliny. A my, idiotki kanapy nie rozłożyłyśmy i teraz bolą mnie plecy.

Idę do łazienki. Robię siku, myję zęby i związuje włosy w luźnego koka na czubku głowy.

Wpadłam na pomysł, żeby zrobić jakieś porządne śniadanie. Kieruję się do mini kuchni i z żalem stwierdzam, iż niczego konkretnego nie wytrzasnę na ten posiłek.

Do you want a rose?// z.mWhere stories live. Discover now