1 - Czy nazywasz się szczęśliwym?

320 22 66
                                    

Czy mogę nazwać się osobą szczęśliwą? Oczywiście, że tak! Czuję się przede wszystkim spełniony i mam wrażenie, że to, co robię w życiu jest dobre i niesie za sobą pewna wartość. Wszystkim życzę aby tego doświadczyli, bo to naprawdę cudowne uczucie.

***

Ciszę piątkowego poranku przerwał metaliczny szczęk budzika. Gwałtownie podniosłem się i sięgnąłem po hałasujący przedmiot szybko go wyłączając. Krucha postać leżąca obok mnie delikatnie otworzyła oczy i odgarnęła brązową grzywkę z czoła. Uśmiechnąłem się lekko na widok czekoladowych oczu wpatrzonych we mnie. Przeciągnąłem szybko wzrokiem przez smukłe, blade ciało a następnie powiedziałem:
— Ty nie musisz wstawać tak rano, masz przecież wolne.
Usłyszałem cichy śmiech a następnie odpowiedź:
— Trudno nie obudzić się po usłyszeniu tego czegoś.
Wzruszyłem ramionami.
— Przynajmniej mnie obudził, idź spać, Kate.
Ona tylko się uśmiechnęła i przewróciła się na drugi bok.

Stałem właśnie przed lustrem i bezskutecznie próbowałem zawiązać krawat, kiedy poczułem parę delikatnych ramion oplatających mnie w pasie.
— Dlaczego przez cztery lata nie możesz nauczyć się wiązać tego krawata? — zaśmiała się cicho Kate.
Wzruszyłem tylko ramionami i odwróciłem się przodem do niej.
— Ale ty jak zwykle mi pomożesz?
Pokiwała głową.
— Oczywiście, Ry — odpowiedziała i zaczęła doprowadzać do porządku mój krawat.
— Mam nadzieję, że nie masz w planach nigdzie wychodzić?
— Nie, ale dlaczego pytasz? — Kate była wyraźnie zdumiona.
— Bo nie możesz się przemęczać, także ja zrobię zakupy jak będę wracał z pracy.
Kobieta tylko przewróciła oczami.
— Ryan, kochanie, ciąża nie robi ze mnie obłożnie chorej, z zwłaszcza w pierwszym miesiącu.
— No wiem... ale i tak postaraj się nie szaleć za bardzo — westchnąłem.
— Jasne, masz to jak w banku — Uśmiechnęła się.
Pocałowałem ją delikatnie w czoło a następnie wziąłem torbę wiszącą na krześle.

— Ry, postaraj się dzisiaj nie zostawać po godzinach, nie podoba mi się to, że się przepracowujesz.
— Kate, wiesz ile ta praca dla mnie znaczy — odparłem.
— Wiem, że pracujesz aby zapewnić nam wygodę ale co za dużo to niezdrowo.
Przyznałem jej rację i obiecałem, że postaram się wrócić wcześniej.
Fakt, może i pracowałem odrobinę za dużo ale przynajmniej za nadgodziny również dostawałem wynagrodzenie. Już od ponad roku próbuję zorganizować wesele ale zawsze na coś nie starczało. Pożegnałem się z moją narzeczoną jeszcze raz ją całując i wyszedłem z mieszkania.

Po wyjściu udałem się do samochodu. Rzuciłem torbę na siedzenie pasażera i uruchomiłem silnik. Zanim ruszyłem stwierdziłem, że ten dzień będzie naprawdę dobry.

Tutaj zatrzymamy się na chwilę i przypomnimy sobie przysłowie:
„Nie chwal dnia przed zachodem Słońca" gdyż będzie miało ono idealny przekład na moją dalszą tułaczkę przez feralny piątek dnia trzydziestego października.

Bez zbędnych utrudnień na drodze dojechałem do biurowca, w którym mieściło się wydawnictwo „Sugarcane". Zajmowałem tam stanowisko naczelnego grafika i miałem okazję (nie chwaląc się) pracować z najlepszymi ludźmi w całym San Francisco. Zabrałem swoje rzeczy z samochodu i udałem się do środka. Wieżowiec nie wyróżniał się za bardzo na tle innych drapaczy chmur w mieście. Jednak trzeba przyznać, że miał swój urok. Może to przez ten przytulny hol? Nie potrafiłem stwierdzić.

Po wejściu do budynku od razu udałem się na ostatnie piętro do mojego gabinetu. W środku o dziwo zastałem samego szefa Gerarda Waya.
— Co pan tu robi? — zapytałem bez zbędnych ceregieli.
— Przyszedłem trochę z tobą pogadać, Ryan.
— O czym?

Mój szef był bardzo nietypowym człowiekiem. Miał pofarbowane na czerwono włosy, nosił skórzane kurtki z ćwiekami i sprawiał wrażenie naprawdę groźnego ale w głębi duszy był przemiły i uroczy, zawsze starał się rozwiązywać sprawy dyplomatycznie, prawie nigdy nie podnosił głosu kiedy z kimś rozmawiał, nawet jeśli z tą osobą się kłócił. Bardzo go lubiłem i miałem nadzieję, że on również darzy mnie sympatią.

1 second | RydenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz