6 - Wiedziałem, że przyjdzie

155 17 78
                                    

Rano wstałem niewyspany. Tamtej nocy zasnąłem może na dwie godziny, przez resztę czasu myślałem tylko o tym, co powiem Brendonowi gdy zdecyduje się znowu odwiedzić kawiarnię. Wiedziałem, że dzisiaj znowu wpadnie a ja znowu będę musiał z nim rozmawiać. Ta rozmowa zdecydowanie nie będzie należeć to przyjemnych.

Nie chciałem wstawać do pracy, najchętniej w ogóle nie wychodziłbym z domu ale wiedziałem, że jeśli dzisiaj nie pójdę, to jutro tym bardziej się nie zwlokę, więc lekceważąc ostatnią poradę pani Jones postanowiłem wstać i wziąć prysznic. Starałem się aby tym razem nie trwało to tak długo ale spędziłem pod natryskiem aż czterdzieści minut. Znowu niepotrzebnie się zamyśliłem. Zazwyczaj po takim prysznicu nawet nie bardzo pamiętałem o czym myślałem. Po prostu natłok myśli po całym dniu bądź nocy był zbyt duży aby pamiętać konkretne myśli, przynajmniej ja sobie to tak tłumaczyłem.

Po prysznicu udałem się do kuchni aby zjeść śniadanie ale nie byłem głodny dlatego zadowoliłem się kromką chleba z cienkim plasterkiem sera oraz filiżanką herbaty.

W pracy nie mieliśmy specjalnego wymogu jeśli chodzi o ubiór, miało być nam wygodnie pracować, fartuchy i tak przez większość czasu zasłaniały ubranie. Nigdy za bardzo nie przywiązywałem uwagi do elegancji ale dzisiaj coś mnie tknęło i postanowiłem założyć moją czarną koszulę, w której lubiłem podwijać rękawy do łokcia, do tego zwykle czarne jeansy. Ułożyłem trochę swoje włosy i pierwszy raz od dłuższego czasu stwierdziłem, że wyglądam dobrze. Nawet uśmiechnąłem się do swojego odbicia w lustrze. Nie miałem więcej czasu na podziwianie swojej koszuli dlatego nałożywszy na siebie kurtkę i buty wyszedłem z domu.

Droga do kawiarni nie była długa, jakieś dwadzieścia minut drogi piechotą. Jednak na dworze non-stop lało, czyli podróż nie należała do przyjemnych. Gdy wszedłem do środka lokalu byłem już cały przemoczony. Udałem się do pokoju dla personelu, gdzie zastałem już Peta i Patricka.

— Hej — powiedziałem cicho otwierając moją szafkę.

Oboje skinęli głowami w odpowiedzi a następnie usłyszałem głos Patricka:
— Ryan, Chryste, ty przychodzisz tutaj piechotą w ten deszcz?

Wydobyłem z szafki niewielki ręcznik i zacząłem wycierać nim twarz i włosy.
— No tak, przecież mam blisko, co najwyżej dwadzieścia minut.

— Przeziębisz się — powiedział Pete.

— Dobrze mamo, następnym razem podjadę autobusem — zaśmiałem się.
Pete przewrócił oczami i pokręcił głową.

Pete Wentz był moim przełożonym, zawsze lubił mieć pełną kontrolę nad wszystkim. Starał się aby wszystko było w należytym porządku, stałe monitorował naszą pracę. Był naprawdę wymagający ale jednocześnie dbał o swoich pracowników. Często z nami wychodził, to do baru albo zapraszał nas do siebie. Lubiłem go, na tyle aby powiedzieć mu o Kate i innych sprawach, temat Brendona jednak postanowiłem pominąć.
Nie zawiodłem się, okazał mi naprawdę dużo wsparcia, on w końcu też przeżył sporo rozstań.
Patrick Stump był jego najlepszym przyjacielem. Zawsze trzymali się razem, człowiek nigdy nie widział ich osobno. Dogadywali się świetnie, mimo że bardzo się od siebie różnili. Patrick był od Peta znacznie spokojniejszy i opanowany. Sprawy rozwiązywał rozmową i prawie nigdy nie podnosił na nikogo głosu. Byłem pewien, że on też wie o Kate. „Co wie Pete, wie i Patrick" to była taka zasada.

Kiedy się wysuszyłem nałożyłem na siebie fartuch i powoli udałem się za ladę. Uwielbiałem leniwą atmosferę, jaka panowała w kawiarni o poranku. Było tak cicho i sennie, w środku byłem tylko ja, Pete i Patrick, mogłoby tak być przez cały dzień ale Pete zaraz przekręcał tabliczkę na drzwiach na stronę z napisane „otwarte" , ja brałem głęboki wdech i za chwilę zaczynali się schodzić pierwsi klienci.
Z czasem zamówienia przyjmowałem jak z automatu dlatego nie musiałem się aż tak bardzo skupiać. Cały czas z tyłu głowy myślałem o Brendonie. Co ja mu powiem? Nie chciałem z nim rozmawiać ale to prawdopodobnie nieuniknione. Jednak z czasem moje zdenerwowanie zaczęło przechodzić i za każdym razem kiedy słyszałem dzwoneczek przy wejściu mój wzrok od razu wędrował do nowoprzybyłej osoby w nadziei, że to będzie ta odpowiednia. Wstyd przyznać ale chyba jednak chciałem żeby przyszedł. W głębi duszy chciałem porozmawiać o wczorajszej krótkiej ale dosyć miłej rozmowie. Niestety moja zmiana powoli zmierzała ku końcu a jego cały czas nie było. W końcu moje myśli odbiegły trochę od Brendona a zastąpiła je chęć powrotu do domu.

1 second | RydenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz