9 - Perfekcja

118 18 67
                                    

Nie chciałem iść do pracy, tak bardzo bałem się, że mogę tam spotkać Brendona. Nie potrafiłem nawet wyjaśnić wczorajszej sytuacji sobie, jakim cudem miałem ją wyjaśnić Brendonowi? Miałem mu po prostu powiedzieć, że nagle chciałem go pocałować? Na samą myśl robiło mi się słabo.

Przez cały ranek myślałem o tym co mam zrobić. W końcu postanowiłem zostawić ten temat i udawać, że nic się nie stało. W tym chyba byłem najlepszy. Jeśli on postanowiłby skomentować to, co stało się poprzedniego dnie po prostu powiem, że nie wiem o co mu chodzi, proste.

Przez całą drogę do pracy nie odczuwałem żadnego stresu, wrócił gdy stanąłem za ladą. Stałem tam jak na szpilkach, przyłapałem się na cichej modlitwie aby Brendon dzisiaj nie miał ochoty na kawę.

— Ryan, wszystko gra? — usłyszałem głos Peta.

— Jasne — odparłem szybko.

— Wyglądasz na trochę zestresowanego.

— Jest w porzą... — Tutaj przerwałem, ponieważ do lokalu właśnie wszedł Brendon.

Pete podążył za moim wzrokiem a gdy zobaczył chłopaka wybuchnął śmiechem.
— Rozumiem — powiedział niemalże płacząc.

— Właśnie nic nie rozumiesz! — Odwróciłem się w jego stronę.

— To mi wytłumacz — powiedział.

— To mój... przyjaciel — wyjaśniłem.

— I dlatego cały się trzęsiesz jak tu wchodzi?

— Po prostu ostatnio... chciałem go pocałować i teraz boję się konfrontacji.

Pete zakrztusił się po czym wydał z siebie głos podobny do odgłosu torturowanej foki.
— Chciałeś co?

— Ale on chyba tego nie zrozumiał a ja spanikowałem i uciekłem — dodałem.

— I co zamierzasz z tym zrobić?

— Nic, chcę po prostu o tym zapomnieć i tyle.

Pete pokiwał głową i odszedł w swoją stronę nadal cicho chichocząc.
Brendon w końcu mnie dostrzegł i skierował się z uśmiechem w moją stronę. Zwinnie przeskoczył przez ladę i stanął obok mnie.

— Co robisz? — zapytałem.

— Nic, dzisiaj niedziela, mam wolne, pomyślałem, że ci potowarzyszę — odparł.

Uśmiechnąłem się mimowolnie.
— Dzięki, i tak nie bardzo mam co robić.

Faktycznie, tego dnia w kawiarni było wyjątkowo mało klientów. Panowała bardzo leniwa atmosfera, Pete i Patrick łazili z kąta w kąt poszukując czegoś w co można by włożyć ręce. Ja po prostu stałem tam od rana, przekładając kubki z jednego miejsca w drugie, dlatego pomimo wszystko ucieszyłem się z towarzystwa Brendona.

— Dlaczego wczoraj tak szybko wybiegłeś z samochodu? — Usłyszałem pytanie.

Nagle poczułem żołądek z gardle. I co miałem powiedzieć? Hej, tak zupełnie znienacka miałem małą ochotę cię pocałować, mimo faktu, że nie jestem gejem.

Po krótkim milczeniu odpowiedziałem:
— Przypomniało mi się coś ważnego ale nie chce o tym rozmawiać.

Skrzywiłem się na myśl o tak perfidnym a zarazem odważnym kłamstwie. Niemożliwym było żeby Brendon nie zorientował się jakie były moje prawdziwe intencje.

— Jasne, nie ma sprawy — odparł.

— Że co? — wypaliłem.

— Coś nie tak powiedziałem?

1 second | RydenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz