7 - Pani Jones i wszechobecne zmęczenie

121 17 37
                                    

Byłem w paskudnym humorze, to wszystko przez Brendona. Gdyby nie próbował zmusić mnie do przyjęcia pomocy to by się tak nie skończyło. Wściekłem się na niego, już kolejny raz zrobił coś nieoczekiwanego i tylko zrujnował dosyć dobrą atmosferę. Kiedy wchodziłem do bloku wściekłość nadal mnie nie opuściła. Nie chciało mi się nawet czekać na starą, brudną windę, dlatego użyłem schodów. Dlaczego on chce mi tak pomóc? Dlaczego mnie do tego zmusza? Po co ja w ogóle zacząłem z nim rozmawiać, powinienem go po prostu zignorować kiedy nadarzyła się taka okazja. Miałem zamiar wrócić do swojego zimnego i pustego mieszkania ale kiedy przechodziłem obok drzwi pani Jones usłyszałem straszny huk. Zaniepokoiłem się, że mogło jej się coś stać, dlatego bez zastanowienia zapukałem do drzwi.

— Pani Jones! — zawołałem, naciskając na klamkę jednak drzwi były zamknięte.

W jej mieszkaniu panowała teraz zupełna cisza, która była jeszcze bardziej niepokojąca niż dziwny hałas. Szarpnąłem na klamkę mocniej. Z każdym szarpnięciem czułem coraz większy niepokój.
Nagle usłyszałem kroki a następnie drzwi otworzyła pani Jones w szlafroku i papilotach.

— Ryan, kruszynko, stało się coś? — zapytała wyraźnie zaniepokojona.

— Nie, tylko słyszałem dziwny hałas i myślałem, że coś się stało.

— Och, to miło z twojej strony, że się tym przejąłeś ale tylko upuściłam garnek — wyjaśniła.

— Rozumiem — odparłem.
Miałem zamiar odejść ale pani Jones mnie zatrzymała.

— A może wszedłbyś do środka? Zrobię ci herbaty — zaproponowała.

Pokiwałem głową, w końcu nie miałem nic do roboty a siedzenie samemu w mieszkaniu tylko bardziej by mnie przygnębiło. Wszedłem do środka i usiadłem na miękkiej sofie. Pani Jones udała się do kuchni. Rozejrzałem się dookoła. Cały salon wydawał się przytulny. Ściany miały blady brzoskwiniowy kolor a hebanowe meble o dziwo dobrze tutaj pasowały. Na komodach pełno było zdjęć dzieci i małych ozdóbek, wszystko było poukładane w idealnych odstępach, tak dziwnie symetrycznie. Widocznie pani Jones była pedantką. Podłoga wyłożona jasnymi panelami również potęgowała generalne odczucie ciepła. Podobało mi się tu, zawsze na myśl przychodził mi dom, w którym się wychowałem.

— Wyglądasz na trochę przybitego, coś się stało? — zapytała pani Jones, stawiając przede mną filiżankę parującej herbaty.

— Możliwe — odparłem.
Zobaczyłem, że kobieta uśmiechnęła się nieznacznie.

— Ktoś ci zawrócił w głowie?

Poczułem, że robi mi się gorąco.
— Skąd ten pomysł?

— Chłopcy w twoim wieku zawsze mają problemy z miłością, poza tym, ja też byłam kiedyś zakochana — roześmiała się.

— Nie zakochałem się — odparłem bez namysłu.

— No dobrze, skoro tak mówisz — zaświergotała.

Pokiwałem głową przełykając ślinę. Temat zdecydowanie wkraczał na zły tor.

— Jaka ona jest? — spytała.

— To nie jest dziewczyna — odparłem szybko. Boże, dlaczego od razu pomyślałem o Brendonie? Mogłem skłamać.

Pani Jones wydała z siebie długi gwizd.
— A więc tak to wygląda?

— Proszę pani, błagam panią... to nie tak, jak pani myśli — jęknąłem, odchylając głowę w tył.

— Dobrze, a więc to twój przyjaciel?

— Bardziej znajomy — sprostowałem.

— Coś się stało pomiędzy wami? — spytała.

1 second | RydenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz