54.

1.3K 79 5
                                    

Chyba medytowałam. Tkwiłam w jakimś dziwnym stanie, gdzieś pomiędzy świadomością, wyobraźnią a niebytem. Mało co tam było. Powietrze falowało, jakby nagle zmieniło się w wodę i przybierało najróżniejsze wzory i kształty. Kolory zmieniały się jak w kalejdoskopie. Bałam się choćby poruszyć, by nie zaburzyć tego dziwnego stanu, w jakim trwałam. Nic do mnie nie docierało. Twardy róg zeszytu wbijał mi się w policzek, ale nie zauważałam tego. Jak widać wszystko było lepsze od nauki. Książki leżały całkowicie zapomniane, a ja wolałam dryfować po niebycie niż po raz kolejny powtarzać przystosowanie płazów do życia w wodze, czy ptaków do lotu.

Im bliżej matury, tym mniej czasu spędzałam na nauce. Ale ileż można? Nauczyciele w szkole powariowali i nie gadali o niczym innym, ciągle każąc nam powtarzać materiał i dając nam stosy testów powtórkowych jako zadanie domowe. Więc nic dziwnego, że traciliśmy zapał. Łóżko było zbyt wygodne, sen zbyt kuszący, a chwila oddechu zbyt potrzebna, by kolejne popołudnie spędzać z zeszytem w ręku. Dlatego położyłam głowę na książce i przymknęłam oczy. Sen nie wchodził w rachubę. Niedawno wypita herbata podziałała jak zastrzyk energii i choćbym chciała, nie mogłabym zasnąć. Ale chwila bezmyślnego i bezproduktywnego leżenia brzmiała naprawdę dobrze.

- Sabina!

Westchnęłam płaczliwie, kiedy ten dziwny stan rozpłynął się jak mgła i pozostawił w moim umyśle jedynie czerń. Koniec miłego trwania w niebycie.

Uchyliłam nieco powieki, kiedy brat wpadł do mojego pokoju jak burza, wyglądając, jakby ktoś mu wpuścił wiewiórkę do gaci. Stąpał z jednej nogi na drugą i widać było, że był dość nerwowy.

- Wstawaj, kobieto, bo połowę życia prześpisz! – zawołał, ale w odpowiedzi uniosłam jedynie brwi, prosząc go tym samym, by przeszedł do rzeczy. – Jedziesz ze mną na trening, więc zbieraj się – spojrzał na mnie uważnie – i zrób coś z twarzą, bo wyglądasz jak panda.

Fatycznie, parę razy potarłam oczy zupełnie nie myśląc o tym, że miałam na twarzy lekki makijaż. Tusz się pewnie rozmazał, a po kreskach zostało tylko wspomnienie. Czarne wspomnienie uwiecznione również na biednej książce do biologii.

Wstałam i ruszyłam do łazienki. Zupełnie odruchowo spojrzałam w lustro i zaczęłam się śmiać sama z siebie. Naprawdę wyglądałam jak panda. Zmyłam szybko czarne ślady pod i nad oczami i poprawiłam to, co zostało zniszczone. Przejechałam pomadką ochronną po ustach, nie chcąc, by przez panujące nadal na dworze zimno popękały.

- A tak właściwie, to po co ja tam? – zapytałam Damiana, przyglądając mu się uważnie. On naprawdę był zdenerwowany, a zwykle mu się to przed treningami nie zdarzało. No bo kto normalny denerwuje się przed treningiem, skoro ma je właściwie codziennie od kilku lat?

- Będziesz robić zdjęcia – odpowiedział, biegając po mieszkaniu i pewnie szukając buta, sznurówki, czy czegokolwiek innego.

- Ja? Zdjęcia?

Aparatem fotograficznym posługiwać się umiałam, ale nigdy nie próbowałam zrobić zdjęcia pracującym siatkarzom. To musiało być dość trudne. Nie dość, że się całkiem szybko poruszali, to jeszcze czasem cię taranowali, kiedy się stanęło zbyt blisko.

- Nasz fotograf na ostatnią chwilę zadzwonił i powiedział, że nie może przyjechać. Dziecko mu się rozchorowało i musi je zabrać do lekarza.

- Tak właściwie to po co wam zdjęcia z treningu? Chyba możecie sobie ten raz darować fotorelację na stronie.

- Ale dzisiaj będą sponsorzy. Ważne szychy. Razem z prezesem będą sobie siedzieć i gadać, a my będzie zapierdzielać. To im będziesz robiła zdjęcia nie nam.

Serca DekalogOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz