50.

1.3K 84 9
                                    


Nie spędziłam wiele czasu z Igorem. W końcu oboje zdaliśmy sobie sprawę, że zrobiło się okropnie późno. Chłopak westchnął ciężko i spojrzał na mnie z bólem w oczach.

- Jak ja mam teraz być z Karoliną, skoro za każdym razem, kiedy na nią patrzę, widzę małe dziecko, zawinięte w kocyk i jego martwe oczy?

Pokręciłam głową, a nowa fala łez zalała moje oczy. Nie miałam pojęcia, co mu odpowiedzieć. Nie wiedziałam, jak ja zareagowałabym na jego miejscu, jak poradziłabym sobie ze stratą jeszcze nienarodzonego dziecka. Takie problemy zwykle dotykały dorosłych, doświadczonych ludzi, dla których była to na pewno równie wielka tragedia, ale jakoś... potrafili sobie z tym poradzić. Ich świat był mocno ugruntowany i nie rozpadał się w pył. Igor był jeszcze dzieciakiem, jak my wszyscy. Niby dorośli, ale nadal pozostawało w nas zbyt dużo z dzieci, by uznać nas za dojrzałych. Chłopak musiał szybko dorosnąć, kiedy dowiedział się, że będzie ojcem. Chciał stanąć na wysokości zdania. Chciał zostać ojcem. Mentalnie się do tego przygotowywał i podejrzewałam, widząc teraz jego łzy, że naprawdę był do tego gotowy.

A teraz co mu pozostało?

Co niby miał zrobić, by jego życie wróciło do normalności, skoro on już od dawna nie żył normalnością. Co miała zrobić Karolina, której świat zawalił się równie mocno? A może nawet mocniej, w końcu matka czuje wyjątkowo mocną więź z dzieckiem. Nawet z tym jeszcze nienarodzonym. A przecież była młodsza. Miała ledwo skończone osiemnaście lat.

Co dwójka nastolatków miała zrobić w tej sytuacji?

Podeszłam do niego i przytuliłam do siebie. Jedynie tak mogłam okazać mu wsparcie. Jedynie tak mogłam przekazać mu trochę swoich siły, których przecież sama zbyt wiele nie miałam. Byliśmy teraz dwójką zrozpaczonych dzieciaków, nie radzących sobie z życiem, choć każde na inny sposób.

*

Do mieszkania wróciłam naprawdę późno, ale poinformowałam wcześniej Damiana, żeby się nie martwił. Poleciłam, by na mnie nie czekał i poszedł spać, ale kiedy już weszłam do środka, nie mogłam nie dostrzec, że w kuchni nadal paliło się światło. Marne były szanse, że po prostu zapomniał go wyłączyć. Weszłam do pomieszczenia i bez przedłużania usiadłam naprzeciw niego. I tak będzie chciał wiedzieć wszystko, a ja wolałam mieć to już z głowy.

- Gdzie byłaś tak długo?

- U Idy – odpowiedziałam po prostu.

I wcale nie kłamałam. Po pożegnaniu z Igorem nie miałam ochoty wracać do domu. Nadal byłam roztrzęsiona całą tą sprawą z poronieniem i jeszcze długo nie mogłam dojść do siebie. Ale w końcu wypłakałam wszystkie łzy, a jako że beksą raczej nie byłam, ich zapas nie był znowu taki wielki. Tylko, że Ida znała mnie wystarczająco, by wiedzieć, że nawet jeśli nie płaczę, nie znaczy to, że mam się dobrze. Wycisnęła ze mnie dosłownie wszystko. Łącznie ze sprawą z Michałem. Zwierzyłam się jej ze wszystkiego i naprawdę było mi lżej. Ale zastanowiło mnie zachowanie Idy, która zamiast mnie pocieszać i mówić, że będzie dobrze, siedziała sztywno i myślała intensywnie, marszcząc czoło. Nie tego się, szczerze mówiąc, spodziewałam, więc zapytałam ją, o co chodzi.

- Nie sądzisz, że to trochę naciągane? Nikt, kto cię zna chociaż przelotnie, nie uwierzyłby w te bzdury, które naopowiadał mu Bartman. Michał był kiedyś jego przyjacielem. Na pewno wie, jakie z niego ziółko i wie też, że byłby zdolny przeinaczyć fakty, by wyszło na jego.

Ida podeszła do sprawy, jak na przyszłą panią mecenas przystało. Jakiś szczegół jej nie pasował, więc rozłożyła wszystko na czynniki pierwsze. Ale wyniki tej analizy wcale mnie nie zaskoczyły. Powiedziały mi jedynie, że nie zwariowałam.

Serca DekalogOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz