1

11 0 0
                                    

*Jeabum*

Boże, co ja tu robię, to nie może się udać. Czemu ja zawsze słucham tego kretyna.
Ten idiota jak zwykle wplącze nas w jakieś bagno - dręczyłem się w myślach.
Cały zdrętwiałem już od tego przykucania i chowania się przy jakimś aucie, zza którego obserwowaliśmy samochód zaparkowany pod bramą posesji szefa.

-JB, siedź cicho, nikt nie może nas zobaczyć.
- Ja się zmywam, to durny pomysł - powiedziałem wstając.
Jackson złapał mnie za bluzę i szybko przyciągnął do ziemi.

- Zobaczysz, wszystko pójdzie gładko jak zaplanowaliśmy.
- Ty zaplanowałeś, ja właściwie nie wiem co mam robić.

- Jak zwykle peniasz. Chcesz się wyrwać z tego gówna czy do końca życia chcesz pakować puszki z rybami...Tak myślałem.

Na myśl o kolejnym choćby jednym dniu w fabryce cierpła mi skóra. Raz kozie śmierć , zrobimy to. Scisnąłem rękę Jacka na znak mojej gotowości i determinacji. Tym razem niczego nie spiepszę, zgarniemy kasę i znikniemy.
Co chwila jednak wyglądałem zza auta z nadzieją, że może dziś nie ma tego bogatego chłoptasia albo poprostu zostanie w domu. Tak naprawdę perspektywa zdobycia szybko fury pieniędzy nie przewyższała strachu przed wpadnięciem i zapuszkowaniem na parę ładnych latek.

- Skąd wogóle wiesz, że on teraz wyjdzie?- spytałem
- Nie bój się.... ludzie wszystko wiedzą. Pytałem w zakładzie, i mówili, że dwa razy w tygodniu gówniarz jeździ na tenisa. Zaraz powinien wychodzić.
- Wiesz jak wygląda?
- A ty nie wiesz? - zdziwił się Wang - To ten co czasem podjeżdża do firmy tą czarną bryką co tu stoi. Nie kojarzysz go?
- Nie...
- Typowy wymuskany synek bogatego tatusia, nienaganna fryzurka, modne ciuszki i zawsze inna laska przy boku.
- Dobra, nie ma go pewnie. Zmywajmy się.
- Nie pękaj!

Trzymałem się twardo, ale na dzwięk alarmu z auta tego chłopaka przestraszyłem się.
Jackson szarpnął mnie za sobą.

- To on , dawaj.

PorwanyWhere stories live. Discover now