7

4 0 0
                                    

*Jinyoung*

-Tak, to on. Wiedziałem że skądś znam te oczy, te brwi.
To Im Jaebum, chłopak, który przyciągnął moją uwagę szczerząc się swym idealnym uśmiechem podczas zbierania bury od swojego szefa, po tym jak zawalił całą partię towaru wpisując w maszynę złą datę.
Nienawidziłem ojca, więc widok tego chłopaka, który tak lekceważąco podszedł do nagany bardzo mnie rozbawił. Nawet gdy szef wlepiał mu dwa tygodnie bezpłatnych nadgodzin uśmiech nie schodził mu z twarzy.
Bardzo mi to zaimponowało, bo sam nie potrafiłem nigdy ojcu zaśmiać się w twarz, choć miałem ku temu wiele powodów.

Po tym zdarzeniu zacząłem bardziej przyglądać się pracownikom i sytuacji w firmie. Przez okno w gabinecie sekretarki mojego ojca Hyorin, miałem doskonały widok na całą halę i centralnie na stanowisko przy którym pracował ciemnowowłosy chłopak z rozbrajającym uśmiechem. Prawie co dzień sterczałem w szybie z kawą w ręku, rozchylając żaluzje. Lubiłem na niego patrzeć.
Hyorin co chwilę zagadywała mnie, próbując przerwać niezręczną ciszę ale ja rzadko podejmowałem temat. Nie przepadam za nią.

Warunki i płace w fabryce były marne, ojciec wyciągał normę do granic możliwości. Pracownicy wychodzili wycieńczeni, a i uśmiech pod koniec zmiany zawsze znikał z twarzy Jaebuma. Wkurwiało mnie jak kieruje fabryką mój ojciec, ale nie mogłem nic zrobić by polepszyć warunki pracy ludziom, bo nie byłem w zarządzie. Miałem sporo udziałów przekazanych mi przez matkę ale nie miałem prawa o niczym decydować.
Wiele razy dochodziło do strajków czy skarg lecz one nie skutkowały żadnymi zmianami. Nie znosiem myśli, że pracownicy utożsamiają mnie z moim ojcem. Myśleli, że skoro nic nie robię to znaczy, że jestem taki jak on.

Wczorajszej nocy znów zobaczyłem ten rozbrajający uśmiech, który rozświetlony blaskiem ogniska był jeszcze cudownejszy i tym razem był skierowany do mnie.
Przez to co się wydarzyło zapamniałem prawie zupełnie w jakiej znajdowałem się teraz sytuacji. Co za zrządzenie losu, szczęście w nieszczęściu, facet który mnie przetrzymuje w tej norze dla okupu równocześnie wywołuje motyle w moim brzuchu.
On nie jest zły, ja to czuję. Wiem, że on nie chce w tym uczestniczyć tylko jest pod presją tego byczka.

Obserwowałem ich przez szparę w blaszanych drzwiach, rozmawiali zwyczajnie, bez nerwów i obaj mieli zakryte twarze. Zastanawiałem się kim jest ten drugi. To może też ktoś z fabryki.

Moje dumania przerwało spojrzenie jasnowłosego w moją stronę. Mógłbym przysiądz, że patrzy prosto w moje oczy, że on mnie widzi przez tą wąską szparę w drzwiach co logicznie myśląc nie było możliwe, bo stał dość daleko a w środku baraku było ciemno. Momentalnie odruchowo odsunąłem się od drzwi trącając przy tym jakieś śmieci powodując hałas.
JB pojechał gdzieś rowerem, więc widząc Wanga zbliżającego się w moją stronę oblał mnie zimny pot ze strachu. Obawiałem się, że tym razem puszczą mu hamulce i zrobi to przed czym wcześniej, wyciągając ode mnie numer, się zawahał. I nie myliłem się.
Wpadł do baraku serwując mi natychmiast swój prawy sierpowy. Nie zdążyłem nawet mrugnąć okiem a twarda pięść sięgnęła mojej szczęki po raz drugi. Cios był tak mocny, że padłem na ziemię. Z mojego nosa i dolnej wargi zaczęła cieknąć krew. Podparty jedną ręką patrzyłem jak dyszy rozwscieczony i mogłem jedynie czekać na kolejne uderzenie. Głodny, nie wyspany i wycieńczony psychicznie nie byłem w stanie stawić mu oporu. On był zbyt silny.
Chwycił mnie swoimi obiema żylastymi rękami za bluzę pod szyją i podniusł z podłogi. Z całej siły pchnął mnie na ścianę zadając cios w brzuch, przez co zgiąłem się w pół zwijając z bólu. Nie mówił nic, poprostu mnie bił. Po któryms z kolei ciosie w żebra wyprostował mnie łapiąc pięścmi za mój kołnierzyk i przyciskając do blaszanej sciany. Uderzał mną mocno o nią jednocześnie podduszając. - Obiję cię na kwaśne jabłko, to może prędzej zapłacą, a jak to twojego tatuśka nie wzruszy to ....to cie zabije, rozumiesz - kończył groźby mówiąć coraz bardziej przez zaciśnięte zęby.
Nie byłem w stanie go odepchnąc a jego silne ramiona przyciskały mnie coraz mocniej. Jego oczy przepełnione były złością i czymś czego nie potrafiłem odgadnąć, coś na kształt obłędu. Czułem coś dziwnego w jego wzroku, który błądził po mojej twarzy. Blondwłosego oddech stawał się coraz szybszy, więc mogłem przeczuwać, że dostanę po raz kolejny. Chciałem odwrócić głowę by uniknąć uderzenia ale naprostował mnie momentalnie szarpnięciem, odruchowo przymrużyłem oczy a gdy zacząłem je otwierać ujrzałem jak dłoń oprawcy chwyta za maskę odsłaniając zakrytą część jego twarzy. Przycisnął z całą siła swoje usta do moich probujac wedrzeć się z językiem do środka. Kompletnie zaskoczony i obrzydzony zaciskałem swoje wargi jak tylko mogłem, by nie dać mu ich w pełni zasmakować. To, że on siłą zabiera mi coś tak intymnego jak pocałunek było dla mnie po stokroć gorsze niż te wszystkie ciosy jakie zebralem. Ostatkiem sił odepchnąłem go od siebie spluwając mu jednocześnie w twarz, ale on tylko wytarł wierzchem dłoni ślinę i ruszył w moją stronę próbujac znów mnie pocałować - Nikt ci tu nie pomoże, mogę tu zrobić z tobą co chcę - wymamrotał.
Nie mogłem dać mu tej satysfakcji, nie byłem jakąś szmatą. Sprawnym ruchem wykręciłem mu ręce na plecach i powalilem na ziemię kopiąc w tył kolana. Siadłem na nim okrakiem całkowicie go unieruchamiając. Jedną dłonią trzymałem jego wykręcone ręce a kolanem przyciskałem kark do ziemi. Drugą, wolną ręką próbowałem coś pochwycić żeby go związać.

Lało jak z cebra, wielkie krople rzęsistego deszczu dudniły o blaszany dach robiąc taki hałas, że nie usłyszałem nawet gdy wtaragnął JB.
- Na co się tak gapisz! Zajeb mu!- na te słowa leżącego pode mną Jacksona podniosłem wzrok w stronę drzwi, gdzie stał starszy z porywaczy, w którym pokładałem nadzieję na wyjscie z tego bez ingerencji mojego ojca. Czując jednak twardą, zaciśniętą pięść na swoim policzku szybko zdałem sobie sprawę jak bardzo się pomyliłem co do chłopaka .

PorwanyWhere stories live. Discover now