8

4 0 0
                                    

*Jackson*

- Upokorzył mnie, ten pieprzony richboy mnie upokorzył. Nie daruję mu tego - mówiłem do siebie pod nosem. Wybiegłem z baraku kopiąc wszystko po drodze co nawinęło mi się pod nogi. Przykucnąłem pod wiatą żeby opanować nerwy, które szargały mną jak jeszcze nigdy. Pierwszy raz doznałem takiego uczucia, że ktoś mi się przeciwstawił i do tego wygrał ze mną w bójce. Zawsze to ja spuszczałem wszystkim bęcki i nikt nawet nie ważył mi się podskoczyć. Świadomość, że ktoś nad kim miałem przewagę fizyczną i sytuacyjną potrafił mnie obezwładnić, i że aby wyjść z opresji potrzebowałem pomocy, potęgowała we mnie coraz większy gniew. Gniew na samego siebie. - To ten pocałunek mnie jakoś osłabił, rozmiękczył - biłem się z myślami, kompletnie nie rozumiałem co mnie napadło, co mnie podkusiło do takiej skrajności : najpierw chciałem bogatego zapierdolić a potem go zapragnąłem. Kurwa! Przecież ja uwielbiam laski, miałem ich na pęczki. - Ja pierdole!- Mówiłem już całkiem na głos, bo i tak mnie przez ten deszcz nikt nie mógł usłyszeć.
Próbowałem sam przed sobą się jakoś tłumaczyć, że to ze stresu, z amoku czy chwilowego obłędu, ale prawda jest taka, że w tamtej chwili gdy nasze twarze dzieliły tylko centymetry, jego pełne, zaczerwienione od uderzenia moją pięścią usta były moim pragnieniem.

- JB, choć no tu- zawołałem kolegę tłukąc o kamien dla rozładowania emocji kolejną pustą butelkę po piwie.
- Stary, co tam się działo? On napadł na ciebie?
- Nie. Akurat wszedłeś w takim momencie. To ja mu najebałem!
- Ale ...
- Co ale..? Nie wkurwiaj mnie i ty! Weź idz i zrób mu zdjęcie zakrwawionej gęby i wyślij szefowi z dopiskiem, że następnym razem będzie gorzej. Ma czas do wieczora. No rusz się!..... JB, a tak wogóle to co tak szybko przyjechałeś, nie byłeś w tym sklepie?
- Nie. Zawróciłem, bo już bardzo grzmiało.
- Dobra, to ty idź załatw to a ja pojadę samochodem coś kupić.

*Jaebum*

Zadałem cios, nie zastanawiałem się, poprostu to zrobiłem. Uderzyłem Jinyounga z całą siłą jaką moje ciało mogło w danej chwili z siebie wykrzesać. Jeden prawy wystarczył żeby chłopak osunął się na betonową podłogę uwalniając z uścisku Jacksona.

Porwany siedział pod ścianą ze spuszczoną głową tak, że jego czarne, mokre od potu włosy zasłaniały mu oczy. Co chwilę pociągał nosem i ocierał białym rękawem swojej bluzy wydzielinę z nosa i krew, czasem zahaczając o kącik oka. Bez słowa wyczekiwał mojego wyjścia.
Ja jak słup soli stałem i patrzyłem jak jego broda i usta drgają gdy starał powstrzymać się od płaczu. - Jinyoung...ja...- próbowałem wykrztusić z siebie słowo przepraszam ale przerwało mi wołanie kolegi.

To o co poprosił, a właściwie co kazał mi zrobić mój pozbawiony skrupułów towarzysz, zdołowało mnie totalnie .
Po tym jak bez wahania sprezentowałem bogatemu solidnego sierpowego, JS nabrał większej pewności co do tego, że może na mnie polegać. Nie mogłem pokazać słabości także tym razem.

Ruszyłem powtórnie w stronę pomieszczenia gdzie przetrzymywaliśmy Parka. Szedłem bardzo powoli opóźniając ile się da moment ponownego spotkania. Zprzed oczu jednak nie schodził mi zawiedziony i zdziwiony wyraz twarzy porwanego.
Gdy wszedłem do pomieszczenia czarnowłosy siedział z czołem opartym o kolana. Na dzwięk trzaskających przy zamykaniu się drzwi podniósł głowę wlepiają wzrok w moją twarz. Patrzył z przymrużonymi oczami na mnie obdarzając mnie chłodem, który był bardziej przenikliwy niż ten który serwowało mi od wielu godzin przemoczone ubranie.

Nie spodziewał się już z mojej strony już niczego dobrego, co jako porywacza powinno mnie cieszyć, ale tak naprawdę jego zimne spojrzenie uświadomiło mi tylko jaką szumowiną jestem.

- Zrobię zdjęcie twojej twarzy i..- przerwał mi wypowiedz męczący kaszel - i wyjdę - dokończyłem.
Na te słowa Jinyoung wstał zaciskając zęby z bólu.
- Rób - powiedział cicho i obojętnie.

Włączyłem aparat w komórce i zacząłem skupiać obraz na twarzy pobitego.
Cyk. Postać na zdjęciu się uśmiechała. Poczułem jak moje ciało przeszył lodowaty dreszcz. Opuściłem telefon a czarnowłosy nadal raczył mnie pogardliwym uśmiechem.

Jako półsierota, nieuk, nierób i łobuz nie raz spotykałem się pogardą ze strony innych, ale zlewałem to, nie obchodziło mnie zdanie tych ludzi.
Z Parkiem było inaczej, zależało mi na tym, by dobrze o mnie myślał. Gdyby nie przepaść w statusie społecznym myślę, że moglibyśmy być przyjacółmi. 

PorwanyWhere stories live. Discover now